Bosy pan/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bosy pan |
Rozdział | VI. Masz tobie zemstę! |
Wydawca | W. Dyniewicz Publishing Co. |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. Dyniewicz Publishing Co. |
Miejsce wyd. | Chicago |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W trzy dni po obławie Dworzecki i Dydak zeszli się o zmroku w lesie koło rzeki płynącej o kilkadziesiąt kroków od drogi. Dworzecki pośpiesznie zaczął stroić Dydaka w skórę niedźwiedzią, a kiedy skończył, rzekł:
— Stój więc tu, a jak zobaczysz parobka, przebiegnij mu drogę na czterech nogach.
Ja spieszę do domu, żeby nie domyślili się czego.
Niezadługo Dydak zobaczył, że idzie dwóch parobków. Wyskoczył z za krzaka i sunie prosto na nich. Zrazu ci uciekali, ale jakoś zwolna; gdy zaś napastnik był już blisko, zaczęli go bić gwałtownie z obu stron żelaznemi pętami i krzyczeć:
— Ratujcie!... niedźwiedź... ratujcie!...
Dydak dałby radę obydwom, bo był odważny i silny. Ale bał się okropnie, żeby go nie poznali. Cofał się tedy tyłem, udając, że mruczy po niedźwiedziemu, a parobcy go wciąż młócili.
— Nie uciekaj tylko! — krzyczał jeden z nich do drugiego, niby ze strachu, — nie uciekaj, bo ta bestya zje nas!
Dydak nie miał nawet czasu obejrzeć się, a wreszcie, przyparty do wysokiego brzegu rzeki, oberwał się nieszczęśliwy i spadł z bryłą ziemi w wodę. Parobcy zaś tylko wciąż krzyczą i ciskają w niego grudami ziemi.
Położenie było okropne. Niedosyć, że zbity, że zmokły do ostatniej nitki, ale i teraz jeszcze musiał udawać niedźwiedzia, brodząc na czterech łapach po rzece.
Uciekł wreszcie na drugi brzeg rzeki i schował się w zarośla. Gdy się doczekał, że parobcy odeszli, zrzucił ze siebie skórę i poszedł do domu. A był tak obolały i przygnębiony, że nie klął nawet i nie był w stanie domyśleć się, z czyjego powodu mu taki poczęstunek urządzono. Kiedy zaś przypomniał sobie, że Dworzecki wyraźnie powiedział, przebiegnij parobkowi drogę, to aż prawie palce gryzł sobie ze złości, że inaczej postąpił.
W parę dni później mówiono we wsi, że Dydak leży chory, ale o przyczynie tej choroby nikt nie wiedział, oprócz jednego tylko Dworzeckiego. Figlem tym nasz bosy pan dobrze się zasłużył, bo uchronił od nieszczęścia dwóch ludzi: Święckiego od śmierci, a Dydaka od kryminału. Przytem Dydak za swą głupią mściwość dobrą karę otrzymał.