[285]V.
BRANKA.
— Precz — z drogi — wszyscy precz!
Ja sam, polecę, sam —
[286]
U boku twardy miecz,
I rękę silną mam,
Turcy mi ją porwali,
Od Turków ją odbiorę,
Héj siwy koniu daléj.
Dogonimy ich w porę —
W czwał, siwy koniu w czwał,
Noc widna Turcy tuż,
Jednąm Marysię miał,
Dziś i jéj nie mam już!
Turcy mi ją porwali,
Wszak i tobie żal pani?
Leć mój koniu, leć daléj,
Nie daleko pogani. —
Czy widzisz ty ich tam?
Ogień błyska z za drzew,
Ja piekło w sercu mam,
Ich tak wesoły śpiew! —
Turcy mi ją porwali,
Leć mój koniu, leć siwy
Ja się chwycę twéj grzywy,
A ty bież — daléj! daléj!
Jak wpadniem prosto bież,
Tratuj nogami psów.
Schwycim ją, a ty wiesz,
[287]
Jak trzeba uciec znów,
Jak pioruny ucieczem,
Turcy nas nie dogonią
Niech stoją w ręku z mieczem,
Krwawe złości łzy ronią.
Leciał pan, leciał koń,
Już obóz blisko był —
— O jeszcze chwilkę goń,
Koniku dobądź sił.
Oto widzisz już blisko,
Turecki namiot stoi,
I tureckie ognisko,
I jeńcy bracia moi.
— I ona!! Rzucił wzrok,
Krzyknął rycerz i zbladł,
I siwy skoczył w bok,
On się zachwiał i spadł.
Bo z Baszą pod namiotem,
Ujrzał jak się ściskali,
I nic nie widział potém,
Turcy go rozsiekali. —