<<< Dane tekstu >>>
Autor Ada Negri
Tytuł Chłopię
Pochodzenie tomik Burze
ze zbioru Niedola. Burze
Wydawca nakładem Bronisława Natansona
Data wyd. 1901
Druk W. L. Anczyc i sp.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Konopnicka
Źródło Skan na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

CHŁOPIĘ.

Wychudły, niespokojny, już dojrzewający,
(Młoda prządka i kowal wydali go światu)
Kwiat ludu i kwiat nędzy, zrodzony i wzrosły
W surowym cieniu warsztatu, —

Bosy, w podartej bluzie, z obnażoną szyją,
Piękny — dzikich swych źrenic zuchwałem spojrzeniem,
Jak wróbel ćwierkający w dziurawej stodole,
Cieszył się słońca promieniem.

Niewinność dziecka wcześnie utracił w tem piekle,
A gdy się snuł wśród huku maszyn uśmiechnięty,
Każdy pas, pędząc z trzaskiem, zdawał się go chwytać
W śmiertelne, wężowe skręty.

Każdy ząb kół potwornych zdawał się gruchotać
Kości jego i wątłe, wpół-dziecięce ciało...
Każdego haka ostrze w jego drobne ręce
Godzić się gniewnie zdawało.

Przecież w półmroku sali, wpośród ciągłej groźby
Śmierci, przebiegał śmiało żywy i bez szkody,

I nietknięty przechodził wśród bluźnierstw ohydy,
Ludzkiej, stłoczonej tam trzody.

A kiedy po wybuchach sprosnych, martwa cisza
Zalegała przędzalnię przedwieczorną porą;
Kiedy głuche znużenie ciężyło na piersiach
Kobiet, kradnącą dech zmorą; —

Gdy wyczerpani tkacze, z posiniałą twarzą,
Z szałem w oku, rzucali cewki swe bez słowa —
W dusznych salach fabryki rozbrzmiewał głos ptaszy,
Dzwoniła piosnka brukowa.

To śpiewał on! On buchał z nad tego bagniska,
Jako błędny ogieniek, wesoły i złoty,
Rękę mając na szpulce, na ustach hymn życia,
A w wątłych piersiach — suchoty.

Zwolna, powoli — uwiądł. Fatalny, złowrogi
Jest dla dziecięcych piersi, tak wiotkich jak kwiaty,
Dech przędzalni, ziejący w nie pyłów tysiącem
Mordercze swoje miazmaty.

Zwolna, powoli — osłabł. Fatalną, złowrogą
Jest dla dziecięcych ramion ta praca nad siły,
Co tłoczy je, przygniata, wysysa krew z twarzy
I ogniem rozpala żyły.

Aż raz u stóp maszyny, ryczącej z rozpaczą,
Padł zemdlony. A wtedy podjęło go z ziemi
I wyniosło rąk dwoje silnych. Zdał się martwym, —
Blady, z oczyma zwartemi.

A wśród huku maszyny, ryczącej z rozpaczą
Hymn zguby tym, co sił swych dali jej ostatki,

Rozległ się nagle krzyk bólu, krzyk trwogi,
Bezsilny krzyk — jego matki.

· · · · · · · · · · · · · · · · · ·

W szpitalnej izbie, na nizkim tapczanie,
Ze słodką twarzą marmurowej bieli,
Wesoły ognik posępnej przędzalni
Dogasa na swej pościeli —

Z suchot dogasa. Okropny mu kaszel
Rozrywa piersi z pod ciemnej opończy...
A tak, to życie, w fabryce poczęte,
W szpitalu oto się kończy.

· · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Dajcie, o, dajcie mi choć promyk słońca
Dla tego dziecka, co wyrosło w cieniu
I co nie piło nigdy z złotej czary
W słonecznem dnia upojeniu!

Dajcie, o, dajcie mi, tę wolność zdrową,
Polną i leśną, co ją mają ptacy,
Dla tego dziecka, co nie znało święta,
Nie znało spoczynku w pracy!

Powietrza dajcie, powietrza! One go
Łakną, te płuca zatrute do końca!...
— Kto dziecku temu zaprzeczyć śmiał prawa
Do łąk, do kwiatów, do słońca?

Kto mu zaprzeczył prawa do oddechu,
Do gniazdek ptasich, do gonitw z daleka...
Kto zabił w dziecku tem — tytana może?
Kto zabił w dziecku — człowieka?

· · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Cicho... Chłód zmierzchu na tapczan szpitalny
Upadł i zadrżał skróś białej zasłony...
Bez ruchu leży wyciągnięte ciało...
Cicho... On tak jest znużony!

...Zrywa się nagle z krzykiem. Przyśnił może
Huczących machin koła, zęby, szprychy,
I błyskawicznie wirujących pasów
Pęd nagły, śmiertelny, cichy...

I przerażony, w agonii konania,
Wizyą przędzalni, — poci się i dyszy...
— Nie bój się, dziecko! Nie pójdziesz tam więcej!
Skonałeś. Spoczywaj w ciszy.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Ada Negri i tłumacza: Maria Konopnicka.