Choroby wieku/XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Choroby wieku |
Podtytuł | Studjum pathologiczne |
Wydawca | Piller i Gubrynowicz & Schmidt |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Kornel Piller |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
— Alboż to wy dokąd jechać myślicie? zapytał rotmistrz posłyszawszy naradę dzieci.
— Odebraliśmy zaproszenie od wuja Dembora, zbliżając się do niego skwapliwie poczęła Anna — jak myślisz stryjaszku, wszak nam wypada i trzeba pojechać?
— A! zapewne! byleby nie na długo moje dziecko, odparł staruszek, a co wy tam robić będziecie w tej fabryce?
— Może się czego nauczymy, zawołał Michaś — wszakże to wuj Dembor nadzwyczaj praktyczny człowiek, a nam takby należało pomyśleć o sobie... poradzić coś...
— A! już i ten o praktyczności gada! żywo zakrzyczał rotmistrz, — a to skaranie Boże z tym wyrazem przeklętym, z którym się nigdzie rozminąć nie można! Nie dawno jeszcze gdzieś stąpił, trzeba było na postęp nadeptać, teraz co słowo to praktyczność! Wszyscy u was praktyczni... ale do kaduka! na co ci Michasiu być praktycznym!
Michaś się zmieszał, a rotmistrz rozśmiał.
— Ot, jużeś się napaści mojej przestraszył, rzekł chichocząc — prawda żem to nadto wziął do serca! Ale bo, do kaduka! ta wasza praktyczność kością mi w gardle siedzi, nikogo i nic już inaczej nazwać nie umiecie, to u was najświętsza pochwała. Poczciwego i łotra nazywają zarówno praktycznymi, tego że poczciwy, tamtego że swoje szelmostwo z pod rózgi prawa wysunąć umie. Ale praktyczność ta wasza, to nic innego nad czyściuteńki egoizm... a że nie śmieliście jeszcze na ołtarzu postawić bałwana egoizmu, tymczasem przezwaliście bożyszcze wasze praktycznością... Otóż wiedz kochany Michasiu, że ideałem praktyczności są żydzi... zatem wiek wasz musi się ku jakiejś żydowszczyznie skłaniać kiedy tak praktyczność ceni.
Michaś chciał coś przemówić, ale mu stary nie dał.
— Za naszych czasów, rzekł, inaczej ludzi chwalono; to mąż duszy wielkiej, to potężne serce, to rozum przemożny — u was jedna jest tylko miara na wszystko, dureń byle praktyczny, gałgan byle praktyczny, złodziej byle mu się udawało, filut byle okpić potrafił... jak praktyczny, wszystko dobrze, jak niepraktyczny, w kąt z nim żeby prorok i święty, wam się na nic nie przydał!
— Ale ja bo stryjaszku nie jestem tak wcale za tą praktycznością, odezwał się Michał zawstydzony.
— Ja to wiem, moje dziecko, ale daj mi się wygadać — pochwycił rotmistrz — wiem, że ty nie zgrzeszysz egoizmem, ale się lękam, by cię nim nie zarazili ci anglicy i niemcy Demborowie. Bałamutna to rzecz, wygląda zrazu na cnotę, i można tak pomalować, że z tego djabła, bialuteńki anioł się zrobi..... Im się zdaje że najwyższego szczebla doskonałości dościgli, gdy grosz zrobią i przymnożą kapitału!! Postrzegą się po czasie że nie na to świat Pan Bóg stworzył i dał człowiekowi duszę, żeby nią na kapitał pracował. Kocham i ja pracę, bo to rzecz święta — ale do kaduka — nie wiem żeby to obrócenie człowieka w machinę produkującą coś tam — miało być tak wielką zasługą dla społeczności, a cała rzecz żeśmy małpy...
— Jakto żeśmy małpy? spytała Anna uśmiechając się.
— A tak moja droga! a tak! Zagranicą cały postęp upatrzono w polepszeniu bytu, zgromadzaniu i produkowaniu bogactw, i my więc tęż samą musiemy śpiewać piosenkę, za panią matką pacierz. Zamiast dzielić się po Chrystusowemu sercem z ludźmi i chlebem, oni chcą tyle chleba mieć, żeby nikt nic od nikogo nie potrzebował, a każdy cicho siedział, warcząc nad swoim węzełkiem. Myślą że świat przerobią, porozsadzają wszystkich po komórkach, na zagonach, każdego na swojem miejscu przy swoim kuferku, i dopieroż będzie ślicznie, szczęśliwie i spokojnie. Otóż głupcy! skończył konkludując rotmistrz.
Dzieci zaczęły się śmiać serdecznie, a staruszek z niemi.
— E! e! rzekł, wy tego jeszcze nie rozumiecie czem pachnie! Jedźcie no do Demborów, to wam nie zaszkodzi, rychlej pomoże, zobaczycie jak to miło i dobrze żyć z tymi ludźmi praktycznymi. Naprzód człowiek praktyczny kochać nie ma czasu, bo czas to kapitał, a na to jest stowarzyszenie dobroczynne i płatny urzędnik delegowany serc i worków, który zastępuje miłosierdzie prywatne mogące się obłąkać, regestrem i skrzyneczką. — Powtóre, człowiek praktyczny nie ma familji, bo wszelkie związki i obowiązki są niepraktyczne...
— Ależ stryjaszku! — przerwała Anna.
— A zresztą wasz Dembor bardzo poczciwy człowiek, nie przeczę, bardzo, bardzo, tylko niemiec i taki praktyczny, że gdyby mi sto tysięcy dawał za to, żebym u niego mieszkał, uciekłbym wziąwszy torbę na plecy.
— Bo stryjaszek nie praktyczny! — rozśmiała się Anusia.
— O! tak kochanie moje! I chluby sobie z tego szukam, nie umiem oszczędzać na jutro, gdy dziś kto płacze przedemną, w obec łez ludzkich nie zastanawiam się nad winą i zasługą, widzę tylko cierpienie, nie wyrozumowywam, że jałmużna rodzi próżniactwo, i daję ją, bo tak Chrystus przykazał, i zresztą majątku robić nie umiem, a i to co miałem straciłem, naostatek taki jestem głupi, że po stracie jego nie boleję. Powiadają żem życie zmarnował, Dembor mi to raz dał delikatnie do zrozumienia — ale ba! wiem ja lepiej od niego, że mi tam nie jedna godzina życia tego policzy się gdzieś za grzechy moje, a Bóg ją przyjmie do porachunku... o ziemskich zaś rachmistrzów co na złotówki tylko liczyć umieją, dbam jak pies o piątą nogę.
Dzieci się rozśmiały znowu, bo staruszek raz wsiadłszy na tego konika, puszczał się zawsze zapalczywie przeciwko nowemu światu na wyprawę, jak don Quichot na młyny, i ciężko go było powstrzymać gdy się rozhukał.
— No! więc jedziecie? — zapytał po chwili miarkując się nieco.