Choroby wieku/XXXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Choroby wieku |
Podtytuł | Studjum pathologiczne |
Wydawca | Piller i Gubrynowicz & Schmidt |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Kornel Piller |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II |
Indeks stron |
Ten cios jakkolwiek przewidzianym być mógł, piorunem uderzył w niedowiarków, których długie powodzenie czyniło bezpiecznymi.
U łoża chorego krzątali się tylko doktorowie i słudzy, sama pani zjechała była z córką na wieś, Tymlo podróżował do drugiej stolicy, dokąd myślano że się sprawa przeniesie. Wieść o przegraniu na głowę procesu, posłana sztafetą do Demborowa przez plenipotenta, wpadła tam niosąc z sobą nasienie długich i nieprzemożonych boleści. Samej pani doradzono zaraz, dopominać się naprzód swojego posagu i deportatów, aby cokolwiek uratować z tego kataklizmu. — Zaraz więc w pierwszej chwili spiesznie kroki ku temu poczynione zostały, aby ocalić choć szczątki, gdyż niezła suma znajdowała się na hypotece. Tymlo zawróciwszy z podróży, którą powoli odbywał, nadjechał do Demborowa do matki, krótko zabawił i pospieszył do ojca, w myśli że coś jeszcze potrafi na odwrócenie klęski poradzić, ale w kraju którego nie znał stosunków, nie wiedział form prawnych, którego ludzie i obyczaje byli mu obcymi, nic nie umiał, tylko się niecierpliwić. Jak matka, jak Emilja, tak on wszystką winę zrzucali na nieopatrzność ojcowską i nie kryli się wcale z żalem jaki do niego mieli. Szczęściem Dembor leżał nieprzytomny prawie, i przystąpić doń z wyrzutami nie było podobna. Tymlo więc najął sobie mieszkanie w hotelu, z krwią zimną na dawną stopę życie urządził i czekając co będzie dalej, nie przypuszczał żeby ruina mogła i śmiała dotknąć tak dystyngowanego człowieka i tak znakomitą rodzinę, był pewien że cały świat zerwie się ich ratować.
Tymczasem przegrany proces groził zupełnem wydziedziczeniem i ruiną jak najkompletniejszą... Plama pewien swego, na główkę od szpilki ustąpić nie myślał; a z tej nielitości w kółku swem arystokratycznem tłumaczył się bardzo zręcznie, wystawując za przedstawiciela dawnej podupadłej rodziny możnej, którą dorobkowicze ucisnąć i uciemiężyć chcieli. Występował jako mściciel i obrońca arystokracji!!
Gdy Dembor podniósł się nareszcie z łoża boleści, po chorobie którą cudem temperament jego zwyciężył — nie zastał ani żony, ani córki przy sobie, bo muza usunęła się tymczasowo do krewnych rozpocząwszy sprawę o sumy posagowe, a syn na nic mu nie przydatny, z brytańską flegmą powtarzał co chwila nieubłagane wyrzuty, że sam był przyczyną ich upadku, i sobie go był powinien przypisywać. — Zamiast pociechy wszędzie go spotykały wymówki tylko i bolesne upokorzenie, nikt nie przyszedł wesprzeć go radą i ulżyć mu ciężaru, owszem dodawali go jeszcze wszyscy.
Każde z rodziny myślało tylko o sobie i szukało środków zapewnienia bytu oddzielnego, niezależnego, zapominając o ojcu, nieszczęście nie pobudziło ich ani do modlitwy, ani do upokorzenia się woli Bożej, nie wyrobiło w nich rezygnacji — rozprzęgło ludzi praktycznych związanych interesem nie sercami, zerwało familijny stosunek, i uczyniło ich obcymi sobie. W ruinie każdy szukał szczątków dla siebie, a zapominał o drugich, i ratunek nie mógł być skuteczny, bo do niego sił nie skupili. Cóż dopiero stan ducha tych ludzi, których żywot oparty był na mieniu i materjalnych czysto posadach? Na rozpacz nie było dla nich lekarstwa, bo przywykli rachować zimno, i co się działo uznawać koniecznem, dla siebie też nic znaleźć nie umieli, czem by się boleść ułagodziła. Strata ich tem była większą, że nic nie cenili nad dostatek, który im wydarto, skarby które zostawały, żadnej dla nich nie miały wartości, i pocieszyć nie mogły po majątkowej ruinie. Przywiązanie się do grosza, zaprzątnienie pozyskaniem dobrego bytu, przywiodły ich w ostatku do rozpaczy chłodnej w chwili próby. Nie umieli cierpieć, nie potrafili się modlić.