[322]ADAM NARUSZEWICZ.
CHUDY LITERAT.
(SATYRA).
— A cóż to, mój uczony chudy mości panie?
Już to temu dwa roki, jak w jednym żupanie
I w jednej kurcie widzę literackie boki!
Sława twoja okryła ziemię i obłoki,
Że cię miały w kolebce Muzy mlekiem poić:
A z niej, widzę, że trudno i sukni wykroić.
Nie pytam, jak tam twój stół i mieszkanie ma się:
Podobno przy gnojowym blisko gdzieś Parnasie
Apollo ci swym duchem czczy żołądek puszy;
Szeląga nie maszż w wacku, a długów po uszy.
Z tem wszystkiem pod pismami twemi prasy jęczą;
Ledwo cię pochwałami ludzie nie zamęczą,
Żeś ozdoba narodu, pszczółka, pełna plonu
Cukrowego, pieszczota, oczko Helikonu,
Kwiatek, perła, kanarek, słońce polskiej ziemi.
— Przestań mię, miły bracie, szarpać żarty swymi.
Mam dosyć ukarania; wszystkom stracił marnie,
Żem się na mecenasy spuścił i drukarnie.
Te ostatni grosz za druk z kalety wygonią,
Tamci dość nagrodzili, kiedy się pokłonią.
Niepokupny dziś rozum: Irzeba wszystko strawić,
Kto go chce na papierze przed światem objawić.
Pełno skarg, że się gnuśny Polak pisać leni,
A niemasz, ktoby ściągnął rękę do kieszeni,
Niemasz owych skutecznych ze złota pobudek;
Więcej szalbierz zyskuje albo lada dudek,
Co pankom nadskakiwa lub co śmiesznie powie:
Bo on za swe rzemiosło podarunki łowi,
A ty biedny swe pisma, opłaciwszy druki,
[323]
Albo spal, albo rozdaj gdzie między nieuki.
Żeby z nich mogła imość, gdy przyjedzie Jacek
Ze szkoły, czem podłożyć z rodzynkami placek....
Gdybyć to kupowano księgi! toby przecie
Człowiek jaką łachmanę zawiesił na grzbiecie.
Każdy chce darmo zyskać: jużbym mu ustąpił
Rozumu, byle tylko za papier nie skąpił.
Lecz w naszym kraju jeszcze ten dzień nie zawitał,
Żeby kto w domu pisma pożyteczne czytał....
Każdy mówi, iż niema czasu do czytania,
Każdy się swą zabawą od książki zasłania.
Chłop ma co robić w polu, a rzemieślnik w mieście,
Mnich zabawny swym chórem lub chodzi po kweście.
Ksiądz... lecz ja nie chcę z takiem państwem mieć poswarki.
Kupiec łokcia pilnuje, lub zwiedza jarmarki,
Palestrant gmerze w kartach, co je strzygą mole:
Szlachcic pali tabakę lub łyka przy stole;
Dworaczek piętą wierci, żołnierz myśli, kędy
Karmnik z wieprzem, ser w koszu, a z kurami grzędy.
Pan suszy mózg nad tuzem i wymyśla mody;
Kobieta u zwierciadła, póki służy młody
Wiek, siedzi, a gdy starsze przywędrują lata,
Cudzą sławę nabożnym językiem umiata.
Stary duma, jak mu grosz jeden sto urodzi.
Młokos wiatry ugania i białą płeć zwodzi.
A z tej liczby zabawnych, można mówić śmiele,
Chłopi tylko a kupcy są obywatele.
Słyszałem ja, gdy pewny szlachcic do Warszawy
Przybył dla pewnej ze swym proboszczem rozprawy,
Który go za wytyczne wyklął z kazalnicy,
Ujrzał sklepik z księgami na Farskiej ulicy;
Dziad je jakiś przedawał. Spytał na przechodzie:
A nie wyszło też jakie dzieło w nowej modzie,
Bym je zawiózł dla dzieci? Dobrze to nawiasem
I samemu przy piwku co poczytać czasem.
Teraz jest świat uczony: daj Boże, poczciwy
[324]
Żeby był a poprzestał już wyrabiać dziwy! —
— Mam — odpowie staruszek — i różnych i wiele:
Są Kazania na święta i wszystkie niedziele. —
„Zachowajcie dla księży, mój bracie, boć lepiej
Z karty dobrze powiedzieć, niż co drugi klepi,
Djabeł wie, co, z pamięci na święconem drzewie,
A tego, co powiada, sam i słuchacz nie wie“.
— Mam wydanego teraz niedawno Tacyta —
Niech go sobie sam miły pan autor przeczyła.
Niemasz tam nic śmiesznego; to pisarz pogański!“
— Więc waćpan racz dla śmiechu kupić Sejm szatański.
„To pewnie po radomskiej co nastąpił radzie?“
— „Ej, nie! Tu, w czarnej siedząc Lucyper gromadzie,
„Słucha biesów, aby mu rachunek oddali:
„Wiele ludzi po świecie poszukiwali,
„Wiele niewierny patron spraw wygra niesłusznych,
„Wiele ktoś nawyłudza złotówek zadusznych,
„Wiele łez pan wyciśnie z poddanych okrutny,
„Wiele biesów naliczy szuler bałamutny,
„Wiele plotek po mniszkach, próżności po damach,
„Obietnicy u panów, a łgarstwa po kramach“.
„To coś bardzo strasznego...“ — Owóż arcyśliczna
„Książka, co tytuł Przyjaźń ma patryjotyczna. —
„Musi to być szalbierstwo: teraz patryjotą
„Ten tylko, co do siebie zewsząd garnie złoto;
„Miłość dobra ojczyzny w księgach tylko stoi;
„Każdy się w sobie kocha i o siebie boi,
„Żeby mu kordon jakiej nie zagarnął wioski,
„Waląc wreszcie na króla i winy i troski“.
— Są wiersze.— „To błazeństwo!“ — Są też Polskie dzieje. —
„Bodajbyście wisieli na haku, złodzieje,
„Żeście, w wieczne swój naród podając pośmiechy,
„Powyrzucali z kronik i Wandy i Lechy!“
— A o gospodarstwie też będzie wziąć co wola?
„I bez książek pszenicę rodzi moja rola!“
— To o rządzie Europy? „A mnie bies co po tem,
[325]
„Jakim się cudze sprawy wiją kołowrotem!
„Ja wiem, że u nas sejmik będzie na Gromnicę,
„A jarmark na Łucyją, świętą męczennicę!
„Nie baj, miły staruszku; trzeba dla mej pani
„Dryjakwi, co od Złotej noszą Węgrzy Bani:
„Dwa razy tylko była mi w Warszawie, alić
„Nie może, biedna, spazmów od siebie oddalić“.
— Takie rzeczy w aptekach. Więc przecie, mój bracie,
„Drukowane jej w sklepie opisanie macie“.
— Cóż więcej? — „Kalendarza!“ A jakiego? — „Coby
„Uczył, czy będą u nas i jakie choroby
„W tym roku, jeśli pokój, czy będziem mieć wojnę,
„Czy głód, czy urodzaje obaczymy hojne?“
— Jest mały kalendarzyk. — „Ten?... to zdrajca, który
„Poodzierał szlacheckie nazwiska ze skóry,
„Co nigdy nie napisał (aż mię serce boli!),
„Lubom za przywilejem wendeński podstoli.
„Będę się, chyba że mię śmierć ze świata zdejmie,
„Publicznie protestował za wzgardę na sejmie,
„By mi go zerwać przyszło!... Tak po targu sprzecznym,
Dawszy tynfa rudego z mieczem obosiecznym,
Poniósł biblijotekę na ładunek głowy:
Receptę do dryjakwi i kalendarz nowy!....
|