Człowiek niewidzialny (Wells)/Rozdział XVIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Herbert George Wells
Tytuł Człowiek niewidzialny
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Synowie St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Invisible Man
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XVIII.
Człowiek Niewidzialny śpi.

Choć wyczerpany i raniony, nie zaufał słowu Kempa, że wolność jego zostanie uszanowaną. Zbadał szczegółowo sypialnię, podniósł story i otworzył okna dla sprawdzenia zapewnień Kempa, iż ucieczka przez nie byłaby zupełnie możliwą. Noc była bardzo pogodna i cicha, pierwsza kwadra księżyca wschodziła nad błoniami. Potem zbadał klucze od sypialni i od dwojga innych drzwi dla przekonania się, że i te mogłyby w danym razie zapewnić ratunek. Potem wyraził całkowite zadowolenie. Kemp usłyszał wreszcie serdeczne ziewnięcie.
— Przykro mi, iż nie mogę ci opowiedzieć wszystkiego, czego dokonałem dzisiejszej nocy — powiedział Człowiek Niewidzialny. — Ale jestem kompletnie wyczerpany. Śmieszne to, niewątpliwie. Nawet straszne! Ale wierzaj mi Kempie, iż pomimo twoich argumentów, to rzecz całkiem możliwa. Zrobiłem bowiem odkrycie. Miałem zamiar zachować je dla siebie Ale nie mogę. Muszę koniecznie pozyskać wspólnika. A może ty... Będziemy mogli czynić przedziwne rzeczy. Ale o tem jutro. W obecnej chwili czuję się tak, iż albo muszę się przespać, albo zginę.
Kemp stał na środku pokoju, wpatrując się w bezgłowe ubranie.
— Zatem zostawię cię samego — powiedział. — To wprost nie do wiary. Takie trzy zdarzenia, burzące wszystkie pojęcia... To może przyprawić o obłąkanie. Jednak to prawda. Czy mogę ci czem służyć?
— Życz mi tylko dobrej nocy — rzekł Griffin.
— Dobranoc — rzekł Kemp, ściskając niewidzialną rękę.
Potem wysunął się bokiem z pokoju.
Nagle szlafrok podsunął się spiesznie ku niemu.
— Pamiętaj — powiedział szlafrok: — żadnych usiłowań zatrzymania mnie albo uwięzienia, inaczej...
Kemp zmieszał się nieco, a klucz obrócił się za nim w zamku natychmiast. Kiedy zaś stał z wyrazem wielkiego zdumienia na twarzy, szybkie kroki zbliżyły się do drzwi ubieralni, które też zostały zamknięte. Kemp uderzył się dłonią po czole.
— Czy ja śnię? Czy świat oszalał, czy ja?
Zaśmiał się i wyciągnął rękę ku zamkniętym drzwiom.
— Wyrzucony z własnej sypialni przez krzyczący absurd! — powiedział sam do siebie.
Podszedł ku szczytowi schodów, obrócił się i wpatrzył w zamknięte drzwi.
— A jednak to fakt! — powiedział i dotknął palcami swej lekko uszkodzonej szyi. — Niezaprzeczony fakt! Lecz...
Potrząsnął głową beznadziejnie, i zszedł na dół.
Zapalił lampę w jadalni, wydobył cygaro i zaczął chodzić po pokoju, wyrzucając od czasu do czasu jakieś pomruki. Wreszcie rozpoczął monologować.
— Niewidzialny — mówił. — Czy może istnieć niewidzialne stworzenie?... W oceanie tak... Tysiące, miliony. Wszystkie larwy, wszystkie małe naupliusy i tornarie, wszystkie istoty mikroskopijne, wreszcie ryba galaretowata... W oceanie jest więcej istot niewidzialnych, niż widzialnych. Nigdy nie myślałem o tem do tej pory. W stawach jest ich także mnóstwo. Wszystkie drobne twory, żyjące w stawach, te plamki bezbarwnej, przejrzystej galarety!... Ale w powietrzu? Nie! To być nie może. Ostatecznie... dlaczego nie? Gdyby człowiek był utworzony ze szkła nawet, to jeszcze byłby widzialny.
Zatopił się w głębokich rozmyślaniach. Cało cygaro zamieniło się w popiół, który spadał na dywan, zanim znowu się odezwał, a raczej krzyknął, poczem szybko podążył do swego gabinetu, przeznaczonego na konsultacye i zapalił gaz. Był to mały pokoik, ponieważ dr. Kemp nie utrzymywał się z praktyki; na stole leżały dzienniki. Poranne numery były niedbale rozwarte i rzucone gdzieś na bok. Porwał je, przerzucił i przeczytał artykuł p. t. „Dziwna historya w Iping“, którą marynarz z takim trudem wysylabizował Marvelowi. Kemp przeczytał to pospiesznie.
— Przebrany! — mruknął Kemp — ukrywający się! Nikt bodaj nie wiedział do tej pory o jego nieszczęściu. Co to ma u licha znaczyć?
Wypuścił gazetę z ręki, a oko jego zaczęło błąkać się bezcelowo.
— Ach! — zawołał i pochwycił „St. James’s Gazette“, jeszcze nietkniętą. — Teraz dowiemy się prawdy..
Otworzył pospiesznie pismo. Wzrok jego padł na kilka szpalt, zatytułowanych:
„Cała wieś w Susseks dostała obłędu“...
— Dobre nieba! — rzekł Kemp, czytając chciwie trudny do uwierzenia opis zdarzeń, zaszłych poprzedniego dnia popołudniu w Iping; sprawozdanie bowiem z rannego wydania przedrukowano raz jeszcze.
Kemp odczytał je po raz drugi.
— „Biegł przez ulicę, uderzając na prawo i lewo. Jaffers utracił przytomność. Mr. Huxter mocno cierpiący... i ciągle jeszcze niezdolny opisać to, co widział. Bolesne poniżenie... Wikary. Kobieta rozchorowała się z przestrachu. Szyby w oknach potrzaskane“... Osobliwe to opowiadanie jest prawdopodobnie zmyślone — mruknął do siebie. — Jest silnie sensacyjne i dlatego zostało umieszczone...
Wypuścił gazetę z ręki i zapatrzył się przed siebie.
— Nie, ono nie jest zmyślone — rzekł po chwili.
Znów wziął gazetę i jeszcze raz odczytał całą rzecz.
— Ale skądże się wziął włóczęga? Po co, u dyabła, ścigał włóczęgę?
Usiadł na kanapce chirurgicznej.
— Nietylko jest niewidzialny — szepnął — ale i obłąkany w dodatku! Morderca!
Gdy brzask zaczął mieszać swe blade światło z płomieniem lampy i dymem cygara w pokoju jadalnym, Kemp nieustannie jeszcze chodził wielkiemi krokami, usiłując zrozumieć rzecz niepojętą.
Zanadto był wzburzony, aby spać. Służący, schodzący na dół, zaspani jeszcze, znaleźli go ubranego i sądzili, że zbyt gorliwe studya przyprawiają go o bezsenność. Wydał im niezwykłe, lecz wyraźne polecenie nakrycia do śniadania na dwie osoby i pozostania w suterenach i na parterze. Potem zaczął znowu chodzić po jadalni, aż do czasu przyniesienia pism porannych. Ale nie znalazł nic nowego, tylko potwierdzenie wczorajszych wieczornych zdarzeń i bardzo nieudolny opis innego zdumiewającego zdarzenia w Port Burdock. Opowiadanie to dało Kempowi poznać istotę zdarzeń w zajeździe pod „Wesołymi krokieciarzami“ i zapoznało go z nazwiskiem Marvela. — Zmusił mnie do pozostawania z sobą przez dwadzieścia cztery godziny — świadczył Marvel. Kilka mniejszej wagi faktów dodano do opowiadania o Iping, a mianowicie wiadomość o przecięciu drutów telegraficznych we wsi. Ale nic nie było tu takiego, coby mogło rzucić światło na związek pomiędzy Człowiekiem Niewidzialnym a włóczęgą, ponieważ mr. Marvel nie dostarczył żadnego objaśnienia, dotyczącego trzech książek i pieniędzy, które posiadał. Ton niedowierzania zniknął, a cała masa reporterów pracowała już w celu rozjaśnienia sprawy.
Kemp czytał każdy szczegół opowiadania i wysłał służącą z poleceniem przyniesienia mu wszystkich rannych wydań dzienników. Te także pochłonął chciwie.
— Jest Niewidzialny! — powiedział. — Wygląda tak, jak gdyby szał zamienił się w manię! Co on jest w stanie zrobić? Czego może się dopuścić? I oto znajduje się na górze zupełnie wolny! Cóż u licha mam począć z tym fantem? Czy byłoby z mojej strony nadużyciem zaufania, gdybym tak... Nie.
Zbliżył się do małego biureczka w rogu i zaczął coś pisać. Doszedłszy do połowy, podarł papier na kawałki i napisał inny świstek. Przeczytał uważnie i zastanowił się nad nim. Potem wziął kopertę i zaadresował ją do „pułkownika Adye, w Port Burdock“.
Człowiek Niewidzialny zbudził się właśnie w chwili, kiedy Kemp kończył adresowanie. Zbudził się w złym humorze, a Kemp, nasłuchujący każdego szmeru, zauważył, że przeszedł szybko przez sypialnię. Następnie usłyszał rzucenie krzesłem i stłuczenie dzbanka w umywalni. Wtedy Kemp pobiegł na górę i zapukał pospiesznie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Herbert George Wells.