Człowieku, czy nie widziałeś?/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowieku, czy nie widziałeś? |
Podtytuł | Z niedawnej przeszłości |
Pochodzenie | Czerwony kogut |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka |
Data wyd. | 1913 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków; New York |
Tłumacz | Kazys Puida |
Tytuł orygin. | |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Na gościńcu Monikuńskim — powiadają — strachy chodzą.
Czy to śnieżna zimowa noc, czy też ciemna jesienna, albo księżycowa noc letnia — tam straszy.
Ledwie pierwsze we wsi koguty zapieją, z za Monikuńskich chat wysuwa się, w długi biały płaszcz owinięty, z powrozem u szyi, na wspaniałym jabłkowitym koniu — nieboszczyk Jan...
Nazwiska jego ludzie nie wymieniają, za życia i po śmierci wołano nań: Jan.
Gościniec pod Monikunami głuchy w nocy. Nikt z miejscowych już oddawna nie wychodzi tam o spóźnionej porze, w potrzebie zaś — omijają go z daleka.
Niekiedy tylko zabłądzą tu obcy, którzy nigdy o Janie nie słyszeli.
Jan nikomu nic złego nie uczynił.
Spokojny, łagodny podjeżdża do podróżnego i dławionym z bólu głosem, cicho pyta:
— Człowieku dobry, czy nie widziałeś mojej Jagusi?...
Podróżny stoi przed nim niemy. Jan pyta. Głos Jana drży, skarży się, jęczy, niby gwałtownie zerwana struna...
Jan pyta. Podróżny żegna się nerwowo i ogląda przerażony.
I tak pytając odprowadza Jan podróżnego aż do bramy Monikuńskiej. Tutaj Siwek Jana staje...
I po raz ostatni zwraca się Jan łzami dławionym głosem do podróżnego:
— Człowieku dobry, czy nie widziałeś mojej Jagusi?...
Niema odpowiedzi...
Długo tak stoją Siwek i Jan pod bramą Monikuń. Z ich szafirowo świecących się oczu padają srebrne łzy bólu-tęsknoty, padają na ziemię i mieszają się ze łzami matki-ziemi... Drżące usta powtarzają w kółko to samo pytanie...
Choć już pytania nikt nie słyszy — on pyta... pyta siebie samego, Siwka, burzy zimowej, jesiennej mgły... pyta czarującej nocy letniej... pyta ziemi, księżyca, wichru, dżdżu, nieba — a wszystko... wszystko milczy...
Pyta — i odpowiedzi nie słyszy...
Pieje kur drugi. Siwek, jakby uderzony, rzuca się na bok i z szybkością wichru mknie poza wieś...
Tam za wsią przystaje, odpoczywa chwilę, a potem obydwaj, jeździec i koń, zlewają się w jedną linię, rozpływają się w długą białą taśmą, niby szeroko rozwarte ramiona, niby szukają czegoś, co do swego łona przytulić mają...
Czy to chłodny, przejmujący wiatr zimowy, czy też zefir letni roztarga, rozproszy ten cień, i płynie tylko po całej okolicy bolesny Janaducha jęk:
— Człowieku dobry, czy nie widziałeś mojej Jagusi?...