Człowieku, czy nie widziałeś?/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowieku, czy nie widziałeś? |
Podtytuł | Z niedawnej przeszłości |
Pochodzenie | Czerwony kogut |
Wydawca | G. Gebethner i Spółka |
Data wyd. | 1913 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków; New York |
Tłumacz | Kazys Puida |
Tytuł orygin. | |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Boże Narodzenie.
W chacie zebrali się sąsiedzi. Sąsiadki obsiadły piec i, wsparłszy głowy na rękach, słuchają uważnie.
Przy końcu stołu siedzi Jan i czyta największy całej wsi skarb »Żywoty Świętych«...
Tylko Jan umie dobrze czytać i on tylko w całej wsi posiada tą książkę. Często zbierają się do Janostwa sąsiedzi, by skrócić długie zimowe wieczory czytaniem, zaczerpnąć pokarmu duchowego, pouczyć się, pokrzepić cudami...
Niejedna nabożna głowa pieściła myśl:
— Aby tylko tej książki nie utracić, byle tylko o tych wieczornych czytaniach nie dowiedziano się...
Zdrady mieszkańcy Monikuń nie znali ongi...
I w głowach owych słuchaczy powstawały myśli bujne, śmiałe, marzenia z »Żywotów Świętych« zrodzone, marzenia-płomyki, co się z potrzebami życia nie rachowały:
— Świętych naśladować?!...
Z wielu bardzo twarzy można było wyczytać tę myśl, co w nich rosła, bujała, choć głośno nikt jej wyrazić nie śmiał. Czy to szyderstwa młodszych swych druhów bali się, czy też uważali się za tych grzesznych, którzy nie mają prawa sięgnąć do ideału boskości? Trudno odgadnąć przyczynę — kryła się zbyt głęboko.
Lecz myśl, która raz się urodziła, umierać nie chce, walczy ze swym rodzicielem o prawo bytu, o prawo wcielenia się... Czasami myśl taka pozornie uśnie, lecz po to tylko, by znów, z jeszcze większą siłą, zbudzić się do życia...
W mózgownicy Jana wrzały straszne myśli — chęci, obawy i żądze, walka. Tak — czy nie?... Po raz setny rozstrzygał to pytanie, po raz setny zamierzał myśl głośno wyrazić — lecz po raz setny tłumiła ją obawa, słowa więzły w gardle...
Skończyło się czytanie. Gawędzono między sobą. Dzieci nosiły drwa, bawiły się; dziewczęta topiły w kuchni wosk, wróżyły...
Jan nie brał udziału w pogawędkach. Z czołem zasępionem chodził po izbie, myśli wrzały, bolała go głowa, lecz — język nie słuchał. Wreszcie skierował się w stronę siedzącej na brzegu łóżka żony i po cichu, może już po raz setny, zapytał:
— Czy długo jeszcze?...
— Dwa tygodnie — odrzekła spokojnie Jagusia.
I znowu milczeli.
Jan niepokoił się; kręcił się, chrząkał — miał coś do powiedzenia a nie śmiał wymówić.
Lecz trzeba — z wysiłkiem więc wyrzekł do żony:
— Jagusiu, słyszałaś, jak Najświętsza Panienka rodziła... Wiesz, jak ubogo żyła z Józefem i nie miała ciepłego kąta... trzeba było przytulić się w stajence, wśród bydła... aby zostać matką Zbawiciela świata...
Jadwiga była w poważnym stanie i za parę tygodni miała zostać matką. Na razie nie zrozumiała męża, chwilę milczała, lecz nagle, głosem głuchym, w którym drgała nuta wielkiego żalu, rzekła doń:
— Więc ty, Janku, chciałbyś... abym ja też w stajence?...
Nie dał jej skończyć, lecz nerwowo, prędko zaczął mówić:
— Tak... widzisz... sam Bóg... wszak wiesz... ja... mnie się zdaje... wiadomo, tak, tak...
Jagusia przerwała mężowi i drżącym, lecz silnym głosem rzekła:
— Dobrze, niechaj tak będzie!...
I, jakby coś ciężkiego zrzuciwszy z siebie, umilkli nagle oboje.
Jan zwiesił głowę i zadowolonemi oczyma patrzył w ciemną podłogę izby.
Chłód przebiegł po ciele Jagusi. Cała się zatrzęsła, jakby czuła tę straszną godzinę tam w zimnej oborze, jakby się bała zdrętwieć z męki i zimna...