<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Czarny Komin
Pochodzenie Poezye Studenta Tom I
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
CZARNY KOMIN.


Wędrowiec jeden szedł przez las głęboki.
I zaszedł w jakieś tam stare zamczysko —
Puste tam były szeregiem komnaty,
A na nich wielkie wisiały obrazy
Rycerzy zbrojnych i dam postrojonych.
A na kominie w jednej zimnej sali
Płonęło wielkie ze trzaskiem ognisko.
I siadł przy ogniu zdrożony podróżny.
A przy kominie leżała patelnia.
On wyjął z torby ciasto swe surowe
I na patelni począł piec przy ogniu —
Aż ci z komina spada na patelnię
Ręka człowiecza po ramię — z hałasem.
Zląkł się on nieco, lecz rękę porzucił.
I piekł znów dalej; a po krótkiej chwili
Znów spadła noga — za nią ręka druga,
I znów odrzucił je na bok, a głodny
Piekł tylko dalej i dalej — w milczeniu.
Aż spada głowa z tułowem i nogą!
A wtedy rzucił się gniewny i cisnął
Przecz to od siebie, i klął swe przygody,
I znów swe ciasto warzył po nad ogniem.
I tak padały członki na patelnie,
A on się dąsał, a krzyk jego gniewny
Śmiejącem echem biegał po komnatach.
Wtem spojrzał młody podróżny za siebie,
A za nim stał już piękny, młody człowiek
Złożon z tych części, co z takim mu jękiem,
Z takim hałasem spadały z komina —
Kształt jego cudny, i piękne oblicze,
Oko wesołe — a czoło wysokie,
I wziął za rękę trwożnego przychodnia,
I rzekł: chodź ze mną — i powiódł daleko
Gdzieś po pieczarach sklepień go, podziemnych,

Aż w jednej stanął i wskazał mu ręką
Szkieletów kilka leżących do koła,
A w rąk ich kościach lutnie pordzewiałe,
I blask klejnotów, i oręże rdzawe,
I rzekł: to wszystko twoje, przyjacielu!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.