[406]XIII.
ZATOKA TOPIELCÓW.
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
Czernią się chmury na niebie i wiatr je z rykiem popędza.
Czernią się morskie bałwany i burza niemi miota...
Czernią się skały zatoki, o które burza i wicher z rykiem się obijają.
I łódka Mor-Nadera jest czarna; burza ją z rykiem podrzuca. Żałobna, jak trumna, czeka na Ewina i Teresę, czeka w Zatoce Topielców, obmywającej podnóże zamczyska.
Za nią chaos grzmotów, nad nią czarne chmury, a przed nią straszliwy, bezgraniczny ocean — oto obraz przeklętej zatoki.
Dokoła dni domu, ani drzewa, ani źdźbła trawy nawet...
Tak, to miejsce przeklęte...
Wiatr ryczy... morze huczy... Mor-Nader śpiewa... oto jedyne, co słychać w zatoce.
Mor-Nader stoi na skale i spogląda na czarną łódź, której dwa żagle, również czarne biją w powietrzu, jak skrzydła kormorana, ptaka śmierci. A łódź rwie się na kotwicy, jak dzikie zwierzę na łańcuchu.
A Mor-Nader śpiewa do łodzi:
- Łódko czarna, łódko moja, pocóż chcesz biec naprzeciw zdobyczy, która wszak sama przyjdzie?
[407] Bałwany rozwierają zimne swoje łona i wołają do mnie: Mor~Nader‘ze, Mor-Nader‘ze, już jesteśmy gotowe... gdzie baron de Ker-Elliot ze swą bladą żoną?
Blady mech marski rozwija cienkie gałązki, gotując się do wieńczenia topielców i woła do mnie: Mar-Nader’ze, Mar-Nader’ze, jam już gotów — gdzie baron de Ker-Elliot ze swą bladą żoną?
I skały, na których burza zawiesza zsiniałe ciała topielców, prostując twarde swe grzbiety, wołają na mnie: Mar-Nader‘ze, Mor-Nader’ze, jużeśmy gotowe; gdzie baron de Ker-Elliot ze swą bladą żoną.
Kormorany, ostrząc swe dzioby zakrzywione, wyciągając szpony drapieżne, wytrzeszczają oczy zielone za nową zdobyczą, Wołają na mnie: Mor-Nader‘ze, Mor-Nader‘ze, gdzie jest baron de Ker-Elliot ze swą młodą żoną?
Łódko czarna, łódko moja, pocóż chcesz biec na przeciw zdobyczy; spójrz, oto już sama przybywa!
— Ewinie, Ewinie de Ker-Elliot, dlaczego tak się spóźniasz?
— Będziemy na czas.
— Kobieto, blada kobieto, dlaczego tak się spóźniasz?
— Po raz ostatni, sterniku śmierci chciałam skropić mogiłę mego dziecięcia.
— Ewinie, Ewinie de Ker-Elliot... to miesiąc czarny; zali nie zapomniałeś o modlitwie?.
— Sterniku, podnieś kotwicę!
— Kobieto, blada kobieto... babka twoja powiodła dziada na stracenie i śmierć, ty, zaś prowadzisz wnuka... Czyż i ty nie zapomniała o modlitwie?
— Sterniku, rozwijaj żagiel.
— Ewinie de Ker-Elliot, stało się wedle twej woli — podniesione kotwice... Blada kobieto, stało się wedle twej wioli — rozwinięty żagiel!...
— Naprzód!
[408] — Naprzód...
— Tereso, na wieki!
— Ewinie, na wielki...
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
Nazajutrz po rocznicy ślubu Teresy i Ewina, znaleziono zwłoki obojga małżonków na wydmach mielizny Konających.
Mor-Nader przepadł bez wieści wraz ze swą czarną łodzią.
Wszyscy rybacy i dzierżawcy od Kernawanu, aż do zatoki Andierne z trwogą wspominali imię czarownika z wyspy Sein.
Dłuższy czas nikt nie mógł wierzyć, aby ten niesamowity człek zginął; stał się on postacią legendarną. Wszak to on przepowiedział, że ostatni z rodu baronów de Ker-Elliot zginie wraz ze swą żoną podczas burzy, w czarnym miesiącu... i przepowiednia się sprawdziła co do joty...
Ogólne panowało przekonanie, że Mor-Nader‘a, po śmierci barona i jego żony w falach, czart żywcem porwał... Nikomu nawet nie przyszło na myśl pomodlić się za potępieńca.
Teresę i Ewina pogrzebano skromnie, lecz na poświęcanej ziemi — uznano ich za ofiary nieosrożnejnieostrożnej przeprawy morzem w burzliwym czasie. Przy ogólnie znanej szaleńczej odwadze barona, nieostrożność taka nikogo nawet nie zdziwiła, choć wszyscy płakali po zacnym i dzielnym panu.
Pogrzebem zajęli się Les-en-Goch i Anna-Joanna; modły za zmarłych odprawił ksiądz de Keronëllen.
Odpieczętowano testament barona, oddający cały majątek na dobroczynne cele. W myśl życzenia, zawartego w testamencie, pochowano barona i jego żonę na cmentarzu w Treff-Hartlog, po obu stronach mogiły córeczki Teresy.
[409] I po śmierci, jak za życia, dziecię Teresy rozdziela oboje małżonków...
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
— |
—
|
Wieczorem po pogrzebie barona i jego żony, w kuchni zamkowej panował mrok; żaden płomyk nie błyskał w ognisku. Nie widać było nikogo i cisza plantowała, równie głęboką, jak mrok.
Burza uspokoiła się wreszcie i niebo zajaśniało gwiazdami o północy księżyc wzniósł się tak wysoko, że blade jego światło przenikło przez wąskie okno zamkowej kuchni i oświeciło Anne-Joannę i Les-en-Goch‘a, ubranych czarno.
Oboje słudzy siedzieli przy kominie; piastunka głowę trzymała w fartuchu; stary szuan twarz zakrywał rakami...
KONIEC.