Czarny tulipan/Rozdział XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Czarny tulipan
Wydawca Skarbiec Powieści
Data wyd. 1932
Druk Druk. Sikora
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIV.
GOŁĘBIE Z DORDRECHTU

Było to bezwątpienia zaszczytem dla Korneljusza zostać osadzonym w tem samem więzieniu, w którym żył Grotius; nadto jeszcze przybywszy tam zastał jeszcze pokój zajmowany niegdyś przez sławnego uczonego.
Ta okoliczność wydawała się pomyślną wróżbą dla Korneljusza, albowiem Grotius uciekł z tej izby, dzięki pomysłowi żony jego, która ułatwiła mu ucieczkę w skrzyni od książek, którą zapomniano zrewidować.
Izba ta jest historyczną: nie będziemy jej zatem opisywać. Oprócz alkierza, który służył za sypialnię dla pani Grotius, więzienie to było zupełnie podobne do innych wyjąwszy, iż okno jego było zakratowane i dawało przepyszny widok.
Biedny nasz więzień pocieszał się w wyobraźni myślą, o dwóch przedmiotach najmilszych mu w życiu: o kwiatku i kobiecie.
Jak pierwsze tak i drugie uważał za stracone dla siebie.
Jednakże na szczęście omylił się: Bóg, który ocalił go od pewnej śmierci, Bóg nie opuści go również w izbie więziennej Grotiusa.
Pewnego rana oparty na oknie, napawał się świeżem powietrzem, widokiem wiatraków Dordrechtu, swej rodzinnej ziemi, gdy wtem dostrzegł stado gołębi, które się zatrzymały ponad zamkiem Löwenstein i pousiadały na kopulach wieżyczek, lub łaziły po dachu.
Korneljusz powziął zamiar korzystać z tej okoliczności: te gołębie przyleciały z Dordrechtu, mogą więc wrócić tą samą drogą, idzie tylko o przyswojenie ich, a wtedy przywiązawszy do skrzydła pisma, można dać wiadomość o sobie.
Skazany na więzienie wieczne młodzieniec 25 letni, w krótkim czasie nauczy się cierpliwości, jakoż Korneljusz chociaż zajęty główną myślą o nasiennikach, postanowił przyswajać gołębie nęcąc je żywnością, na którą mu wyznaczono 12 groszy dziennie, w miesiąc potrafił ułaskawić samicę, a po dwóch innych złowił samca, poczem zamknąwszy je razem, doczekał się jajek gołębich na początku 1673. Pozostawiwszy do odsiadywania samca, wypuścił samicę przywiązawszy jej do skrzydła małą karteczkę.
Samica powróciła wieczorem, lecz pisma jego nikt nie odebrał i przez dwa tygodnie gołębica codziennie wędrowała i wracała z karteczką ku wielkiemu niezadowoleniu von Baerle‘a.
Szesnastego dnia powróciła bez kartki.
Korneljusz napisał list do swojej mamki, upraszając litościwe serca, ażeby go jej doręczyły najrychlej.
Przytem był dopisek do Róży.
Opatrzność, która ziarnko nasienia trawy unosi w powietrzu na opuszczone ściany zwalisk i tam w kropli wody dorwała im zakwitać i rosnąć, dozwoliła również, ażeby mamka van Baerle‘a otrzymała jego pismo.
Bokstel wyjeżdżając z Dordrechtu do Hagi, opuścił nietylko swój dom, lecz zapomniał o swym służącym, o swym dalekowidzu, a nawet o swoich gołębiach.
Służący, któremu nie zapłacił, żywił się zapasami spiżarni, a gdy te się wyczerpały, zaczął zjadać gołębie; lecz im się to nie spodobało i uciekły z dachu Bokstela na dach Korneljusza.
Mamka miała dobre serce i przyjęła gościnnie przybyszów i gdy służący Izaaka domagał się zwrotu, zapłaciła mu po sześć groszy za sztukę to jest podwójną ich wartość, z czego bardzo był zadowolony.
Te to gołębie z innymi przylatywały do Hagi, Löwensteinu i Roterdamu, szukając zapewne smaczniejszego pożywienia.
Przypadek, albo raczej Opatrzność, dozwoliła, aby Korneljusz przyswoił właśnie gołębie ze stada Izaaka, który, by niewątpliwie przejął pismo swego sąsiada, gdyby pozostał w domu; tymczasem zaś, dostało się ono do rąk mamki.
Na początku lutego około wieczora, Korneljusz usłyszał głos, który go wzruszył niewymownie.
Umieściwszy rękę na bijącem sercu, przysłuchiwał się uważnie.
Byłto słodki głos Róży.
Powstawszy zbliżył się do drzwi i nadstawił ucha.
Tak, był to głos dziewicy dobrze mu znanej.
Lecz czy Róża, która potrafiła przeniknąć mury, doła również jak w Hadze dostać się do więźnia?
Gdy Korneljusz łamał sobie tem głowę, otworzył się otwór we drzwiach i Róża jaśniejąca radością, piękniejsza niż poprzednio, gdyż zbladła cokolwiek, Róża pokazała swoją twarzyczkę w zakratowanym otworze mówiąc:
— Otóż jestem, panie.
Korneljusz wyciągnął ręce, wzniósł oczy ku niebu i wykrzyknął z radością:
— To ty, Róża moja!
— Mów pan ciszej, gdyż ojciec mój za mną idzie.
— Twój ojciec!
— Tak, jest na podwórzu z komendantem, który mu wydaje zlecenia i wkrótce tu nadejdzie.
— Komendant wydaje mu zlecenia?
— Posłuchaj pan; w dwóch słowach dowiesz się o wszystkiem. Statuder ma dom wiejski o milę od Lejdy, jest to wielka ferma; moja ciotka, a jego piastunka jest tam gospodynią. Skoro tylko twój list odebrałam, który mi twoja mamka przeczytała, gdyż sama niestety nie umiem czytać; pospieszyłam do mojej ciotki i pozostałam u niej dopóki statuder nie przybył; nakoniec doczekawszy się jego, podałam prośbę, ażeby mój ojciec przeniesiony został z Hagi na dozorcę w twierdzy Löwenstein. Gdyby się domyślił o moim celu, być może iżby odmówił, lecz szczęściem, że o niczem nie wiedział i przychylił się do mojej prośby.
— A więc pozostaniesz tu?
— Widzisz pan mnie przecież.
— I będę ciebie codzień widywać?
— Jak tylko będę mogła najczęściej.
— O Różo moja piękna madonno — więc ty mię kochasz cokolwiek?...
— Cokolwiek! oh! Jak widzę pan nie jesteś zbyt wymgającym.
Korneljusz wyciągnął ku niej ręce, lecz palce ich tylko się dotknąć mogły przez kraty.
— Otóż mój ojciec — mówi.
I Róża szybko odskoczyła, gdyż Gryfus był na schodach.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.