Czerwony testament/Część pierwsza/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Czerwony testament |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Piotr Noskowski |
Data wyd. | 1889 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Testament rouge |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Na tym samym arkuszu co przedtem pan de Thonnerieux pod tytułem majątek znany, napisał dwa razy:
i podkresił te wyrazy.
Potem pisał dalej:
„Co do majątku mojego nieobjawionego, wynosi on cztery miliony ośm kroć sto tysięcy franków, w biletach banku francuzkiego. Sześć portefeuill’ów zawierających te pieniądze, rozdzielone na równe sumy po ośm kroć sto tysięcy franków każda, zachowane są w miejscu sekretnem.
„W tem miejscu, aby nie ściągnąć podejrzenia, że miałem niedobrze w głowie, uważam za właściwe wytłómaczyć, dla czego tak a nie inaczej postąpiłem.
„W czterdziestym piątym roku życia, sam jeden tak jak i teraz, nie mając żadnej rodziny, ani bliższej, ani dalszej, a tym sposobem żadnego spadkobiercy naturalnego, pokochałem młodą dziewczynę sierotę, bez żadnego posagu i zaślubiłem ją następnie.
„Miałem nadzieję, że łącząc się z Zuzanną de Rouvray, kobietą młodą, piękną i nad życie kochaną, odżyję w moich dzieciach.
„Rzeczywiście w rok po naszem połączeniu się, hrabina de Thonnerieux córeczkę mi powiła.
„Urodziny te napełniły mnie taką radością, że postanowiłem zapewnić przyszłość wszystkim dzieciom, urodzonym tego samego dnia w okręgu w którym zamieszkiwałem.
„Łącznie z panią de Thonnerieux, przeznaczyliśmy na ten cel sumę dosyć znaczną, którą później jeszcze powiększyłem, gdy nieszczęście dom mój opustoszyło. Suma ta wynosi dzisiaj franków 4,800,000.
„Sześcioro dzieci zapisano w regestrach stanu cywilnego, szóstego okręgu miasta Paryża, jako przyszłe na świat tego samego dnia co i ukochana córka moja. Na każde z nich wypada zatem suma 800,000 franków, które mają być im wypłacane w dniu dojścia ich do połnoletności.
„Jeżeli umrę przed tym czasem, część sukcesyi przypadającej każdemu z tych dzieci, będzie im doręczoną przez egzekutora niniejszego testamentu.
„Chcąc zabezpieczyć kapitały, która w epoce ciągłych przewrotów uważałem za nie moje, chcąc aby się nie zmniejszyły przez lokaty niby pewne, a w rzeczywistości niebezpieczne, uznałem za rozumniejsze zrezygnować z procentów dla utrzymania całości kapitału i poczyniłem pewne ku temu kroki ostrożności.
„W miesiąc po urodzeniu mojej córki wezwałem po kolei głowy rodzin, sześciu zapisanych w regestra cywilne dzieci, i nie powiadając o wielkości sumy, jaką odbiorą, dałem każdemu sztukę złota, albo raczej medal złoty, wybity umyślnie w tym celu, z poleceniem, aby go zachowali i oddali swoim dzieciom, dla przedstawienia po dojściu do dwudziestego pierwszego roku życia, czy to mnie, czy egzekutorowi mojego testamentu.
„Medale te mają po jednej stronie, numer porządkowy, rok i datę urodzin mojej córki — po drugiej powtórzony numer porządkowy i trzy wyrazy jeden pod drugim wyryte.
„Za okazaniem tego medalu i przedstawieniem papierów, poświadczających tożsamość osoby, każde dziecko podniesie sumę w testamencie wyrażoną.
„Jeżeli ja nie będę już żył, wówczas egzekutor mojego testamentu, obowiązany będzie zawezwać interesowanych, wziąć te sześć medalionów, również i ten jaki znajdować się będzie w szkatułce, w której złożonym będzie testament, — ułożyć je obok siebie według numerów porządkowych — i przeczytać trzy zdania wytworzone z wyrazów wyrytych na każdym z medalów.
„Zdania złożone z tych wyrazów, wskażą miejsce, gdzie przechowane są cztery miliony ośm kroć sto tysięcy franków.
„Jeżeli w czasie otwarcia testamentu jeden, albo więcej z obdarowanych istnieć już nie będzie, części przypadające na nich, rozdzielone zostaną pomiędzy tych którzy ich przeżyli.
„Potrzeba przewidzieć wszystko, — jeżeli otóż z przyczyny śmierci jednego z obdarowanych — brakować będzie którego medalu i tym sposobem nie można będzie dowiedzieć się o miejscu przechowania pieniędzy, notaryusz mój jako egzekutor testamentu, uda się do biblioteki narodowej i zażąda, aby mu dano książkę pod tytułem: „Czerwony Testament“, pamiętniki pana de Leffemes, przyczynek do historyi Jego Eminencyi kardynała Richelieu, pierwszego ministra Jego Królewskiej katolickiej Mości, króla Ludwika XIII. — Amsterdam anno Domini 1674.
„Otrzymawszy tę książkę, otworzy ją na stronicy dwudziestej i połączy w jednę całość wyrazy i litery czerwonym atramentem popodkreślane na tej stronicy i trzech jeszcze następnych. Dodane do siebie wyrazy, lub litery, sformują trzy zdania wyryte na medalach. Zdania te wskażą jasno miejsce, gdzie się znajduje fortuna sześciorga dzieci.
„Powtarzam jeszcze, że każde dziecko przychodzące z medalem, powinno być zaopatrzone w papiery poświadczające tożsamość osoby.
„W chwili kiedy to piszę i podpisuję ten testament, sześć osób należących do podzielenia się czterema milionami ośm kroć sto tysięcami franków, żyją wszystkie, o czem się dokładnie przekonałem.
„Wypisuję tu nazwiska ich i obecne adresy, według numeru medalów, jakie im były doręczone:
„Nr. 1. — Hrabia Fabian de Chatelux, syn nieżyjącego już Jana de Chatelux i Georginii de Greves. — Ulica Tournon 19.
„Nr. 2. — Medal z tym numerem dołączony jest do testamentu.
„Nr. 3. — René Didier Leberre, syn nieżyjącego już Didiera Leberra b. adwokata i Maryi-Teresy Fauvel, ulica Cherche-Midi 52.
„Nr. 4. — Amedeusz Duvernay, syn Mikołaja Fulgentego Duvernay, malarza pokojowego i Celestyny — Virginy Bandoni, ulica de Vaugirard 25.
„Nr. 5. — Prosper Juliusz Boulenoix, syn Gracyana Boulenoix i Joanny Dupuis, ulica Recollets 17.
„Nr. 6. — Marta-Emilia Berthier, córka naturalna panny Berthier, przebywająca w Genewie, via Lauzanne 49.
„Nr. 7. — Albert Paweł Fromental, syn Rajmunda Fromental urzędnika, nieżyjącej Maryi Tourny, ulica SaintLouis-en-l’ile 34.
„Dan w Paryżu dnia dwadzieɛtego drugiego maja 1879 roku.
„Filip-Armand hr. de Thonnerieux.“
Starzec położył pióro.
Arkusz papieru zapisał na cztery strony.
Trzy godziny zajęło mu to pisanie. Pan de Thonnerieux czuł się nadzwyczaj zmęczonym, nie chciał jednakże odpocząć dopóki nie ukończy wszystkiego co zrobić zamierzył.
Złożył papier, włożył go w kopertę i zapieczętował lakiem czerwonym, pięciu pieczęciami herbowemi, poczem wziął pióro i napisał na kopercie czerwonym atramentem: „Mój testament“.
Powkładał z powrotem do szuflady biurka papiery i dokumenty, jakie mu były potrzebne przy pisaniu, podszedł do małej szafeczki włoskiej w stylu odrodzenia, otworzył ją i wydostał szkatułkę srebrną przepysznie cyzelowaną.
Maleńkim kluczykiem jaki znajdował się w zameczku otworzył szkatułkę: Na dnie wyłożonym atłasem ognistego koloru, znajdowały się trzy paczki, zawierające po sto biletów bankowych tysiąc frankowych i jedna jeszcze paczka z piędziesięcioma takiemiż biletami.
Pan de Thonnerieux uniósł paczki i wyjął z pod nich złoty medal.
Medal ten błyszczący, jak gdyby tylko co wyszły z pod stępla, podobny był mniej więcej do sztuki stu frankowej, kursującej za czasów cesarstwa.
Jedna strona tego medalu tak się przedstawiała:
Po drugiej stronie pod liczbą 2 były wyrazy:
[1] Hrabia przez chwilę patrzył na ten medal, a potem włożył go z powrotem do pudełka z plikami banknotów. — Złożył swój testament, zamknął skrzynkę, włożył ją z powrotem do szafki, z której ją wziął i wyjął klucz, który trzymał w sekretnej szufladzie swojego biurka; potem, zmęczony, pozwolił sobie usiąść, a raczej paść na krzesło.
Rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
To stary lokaj, zmęczony daremnym oczekiwaniem na wezwanie pana i ogarnięty niepokojem, stanowczo zapukał.
— Wejdź! — rzekł pan de Thonnerieux.
Pojawił się Hieronim.
— Hrabia pozwoli mi powiedzieć mu, że się zabija... - mruknął pełnym emocji głosem.
— Wcale nie, przyjacielu... – odpowiedział Philippe. — Monsieur le Count obiecał mi tak wiele, że nie zwlekam.
Miałem ważne sprawy do uporządkowania...
— Czy to już przynajmniej koniec
— Tak... — idę odpocząć... — już musi być późno...
— Jeśli jest już późno!... ach! Litości, tak późno!...
— Czwarta rano! Ogień w kominku wygasł! Mógł pan na mnie zadzwonić, żebym go zapalił.
— Nie było mi zimno... -— No dalej, pomóż mi położyć się do łóżka...
Stary sługa wziął pana pod ramię, zaprowadził do jego sypialni, rozebrał i zostawił go dopiero po ułożeniu go do łóżka, jak dziecko.
Nie można sobie wyobrazić nic bardziej wzruszającego niż troskę starego człowieka o drugiego starego człowieka; ta troska wypływała z serca i nie miała w sobie nic służalczego.
Panu de Thonnerieux bardzo trudno było cieszyć się odpoczynkiem, którego tak bardzo potrzebował. Mroczne, obsesyjne myśli wypędzały sen, a złamała go przede wszystkim bezsenność. Jednak na krótko przed świtem zasnął, ale te same wspomnienia, które prześladowały go na jawie, ścigały go we śnie w postaci snów.
∗
∗ ∗ |
Dnia 23 maja, czyli dzień po dniu, w którym rozpoczyna się nasza historia, około ósmej rano dwóch mężczyzn opuszczających główne więzienie w Nîmes zeszło ze wzgórza, które od pierwszej bramy aresztu prowadzi na spacerniak.
Ci dwaj mężczyźni oddychali głęboko i z radością ciepłym powietrzem przesiąkniętym zapachami roślinnymi wspaniałego wiosennego poranka.
Starali się oddalić jak najszybciej od więzienia.
Ubrani stosownie, niemal elegancko, prezentowali się jak ludzie należący do klasy wyższej, a nie do nędzarzy.
Jednakże to oni należeli do tej klasy; — opuszczali zakład karny w Nîmes, w którym spędzili jedno pięć lat, pozostałe im jeszcze trzy, otrzymali warunkowe zwolnienie i tego samego dnia o tej samej godzinie odzyskali obaj wolność.
Pierwszy, mężczyzna w wieku około trzydziestu pięciu lat, wysoki, dobrze zbudowany, mocno ostrzyżony, nosił pełną brodę, którą na jego prośbę pozwolono mu zapuścić na kilka tygodni przed zwolnieniem.
Nigdy w więzieniu nie odmawia się wydania tego rodzaju zezwolenia.
Miał wyjątkowo inteligentną fizjonomię, drobne i regularne rysy; ale jego oczy bardzo ruchliwe, a nazbyt ruchliwe, i niebieskie.
Czasami nagle zmieniał wyraz swej twarzy, co czyniło go niemal przerażającym. Wąskie wargi zdawały się nieustannie uśmiechać, odsłaniając w ten sposób białe zęby, lekko od siebie oddalone.
Nazywał się Jacques Lagarde. Był lekarzem i to bardzo uczonym. Jego pięcioletni wyrok więzienia wynikał z jego współudziału w mrocznej aferze sukcesyjnej, w ramach której w porozumieniu z spadkobiercą najwyraźniej skrócił życie testatora, bogatego mieszczanina z Joigny-sur-Yonne, swojego rodzinnego kraju.
Drugi zwolniony, był osiem lat młodszy od Jacques'a Lagarde'a. Dość powiedzieć, że dożył dwudziestego siódmego roku życia. Był także wysokim, przystojnym, dobrze zbudowanym chłopcem, o ładnej budowie, z niezwykle przystojną twarzą i matową, bladą cerą. Jego brązowe włosy, jedwabiste i kręcone włosy, i wysokie czoło, z którego biła inteligencja. Bardzo czarne oczy, duże, o orientalnym kroju, które wspaniale współgrały z ciepłą matową cerą, urzekały wyrazem czułej i marzycielskiej słodyczy.
Typowym wyrazem tej niezwykłej postaci była melancholia.
Nazywał się Pascal Saunier.
Został skazany za fałszerstwo przez Sąd Przysięgły w Seine w 1876 roku na trzy lata więzienia.
Nasi czytelnicy znają już jego nazwisko – widzieli je w testamencie hrabiego Philippe’a de Thonnerieux, którego sekretarzem był przez pewien czas Pascal Saunier.
Żaden z tych mężczyzn nie należał do tej niegodziwej grupy przestępców, złodziei i morderców niskiego szczebla, którzy trzy czwarte swojego życia spędzają w więzieniach. Byli nie mniej niebezpieczni dla społeczeństwa; wręcz przeciwnie, bardzo niebezpieczni. Natury ich przewrotne, mające od dzieciństwa zalążek wszelkich złych instynktów; prowadzeni tymi instynktami na ścieżce zbrodni i przez zbrodnię w więzieniu, gdzie kontakt z najgorszymi bandytami dopełnił dzieła demoralizacji, znaleźli się o krok od zostania bohaterami, kandydatami do deportacji, tym bardziej groźnymi ponieważ ich wygląd, maniery, wykształcenie pozwoliły im wejść do świata całkowicie zamkniętego dla plebsu łajdaków.
- ↑ Brakujący fragment tekstu Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy. R. 7, 1889, nr 114: tłumaczenie wikiskryby Wydarty na podstawie tekstu z wydania „Testament rouge“ Xavier de Montépin, E Dentu, Éditeur Libraise de là société des gens de Lettres, Paris 1888 r., str. 50-68