Długonogi Iks/List 75
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Długonogi Iks |
Wydawca | Bibljoteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Róża Centnerszwerowa |
Tytuł orygin. | Daddy-Long-Legs |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Drogi Ojczulku.
Najtrudniejszy to list, jaki kiedykolwiek przyszło mi napisać, decyzja moja zapadła jednak i niema możności cofnięcia jej. Bardzo to mile, szlachetnie, zacnie i poczciwie z pańskiej strony, że pan chce wysłać mnie tego lata do Europy. Na chwilę upoiła mnie ta myśl, ale po otrzeźwieniu powiedziałam sobie: — nie!
Byłoby przecież nielogicznie z mojej strony odmawiać pańskich pieniędzy na opłacanie kolegjum, a zarazem przyjmować je na przyjemności! Nie powinien pan przyzwyczajać mnie do zbyt wielkiego dogadzania sobie. Nie czuję się braku tego, czego się nigdy nie posiadało, ale strasznie trudno jest obywać się bez rzeczy, które zaczęło się uważać za własne z przyrodzenia.
Życie wspólne z Julją i Sallie wystawia wciąż mój stoicyzm na ogniowe próby. Obie posiadały tysiące rzeczy od kołyski i dla tego przyjmują szczęście jako rzecz naturalną. Uważają, że należy im się od świata wszystko, czego im potrzeba. Może jest tak w istocie; w każdym razie życie zdaje się uznawać ten dług i wypłaca się im z niego. Mnie wszakże nie jest ono nic winno i wyraźnie oświadczyło mi to z samego początku. Nie mam prawa pożyczania na jego rachunek, bowiem przyjdzie chwila, kiedy odrzuci ono moje żądania.
Zapuściłam się na szerokie wody przenośni, myślę jednak, że pan uchwyci nić przewodnią mojego rozumowania.
W każdym razie czuję najwyraźniej, iż jedyną uczciwą rzeczą, jaką winnam uczynić, jest poświęcenie tego lata belferce i rozpoczęcie istnienia o własnych siłach.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Stanęłam właśnie w tem miejscu listu, kiedy — niech pan zgadnie, co się stało? Weszła służąca z biletem wizytowym „panicza Jerry“. I on także wyjeżdża tego lata zagranicę; nie razem z Julją i jej rodziną, ale zupełnie sam, niezależnie od nich. Opowiedziałam mu, że pan zaprosił mnie, abym pojechała do Europy z pewną panią, pod której opieką jedzie grupka młodych dziewcząt. Wie on o panu, Ojczulku. To znaczy, wie, że mój ojciec i matka nie żyją i że pewien zacny pan posyła mnie do kolegjum; — nie miałam poprostu odwagi opowiedzieć mu o Domu Wychowawczym i o wszystkiem innem. Myśli, że pan jest moim Opiekunem, jako zupełnie uprawniony do tego dawny przyjaciel naszej rodziny. Nie przyznałam mu się, że nigdy pana nie oglądałam na oczy, że pana wcale nie znam — wydałoby mu się to zbyt dziwnem.
Niech pan sobie wyobrazi, nalegał, abym pojechała do Europy, utrzymując, że jest to niezbędne uzupełnienie mojego wykształcenia i że nie powinnam myśleć nawet o odmowie. Dodał, że i on będzie w tym samym miesiącu w Paryżu, będziemy więc mogli wyrywać się od czasu do czasu z pod opiekuńczych skrzydeł owej pani i urządzać sobie wspólne obiadki w miłych, zabawnych, cudzoziemskich restauracjach.
Przyznam się, Ojczulku, że trafił w moją słabą stronę. O mały włos nie uległam i gdyby nie był przemawiał w takim tonie dyktatorskim, może na dobre uległabym. Można nakłaniać mnie powoli, stopniowo, perswazją i namową, ale zmuszać się nie dam! Powiedział, że jestem głupim, niedorzecznym, bezmózgim, niedowarzonym, przesadnym, bezmyślnym, upartym dzieciakiem, (przytaczam kilka tylko z serji obelżywych epitetów, jakiemi mnie obrzucił, reszta wyszła mi z pamięci), że sama nie jestem w stanie ocenić, co jest dobre dla mnie i że dla tego powinnam iść za radą starszych. Pokłóciliśmy się prawie — może nawet pokłóciliśmy się na dobre!
Wynik był ten, że spakowałam czemprędzej manatki i przybyłam tutaj. Uważałam, że lepiej zrobię, paląc odrazu za sobą mosty przed dokończeniem listu tego do pana. Teraz z mostów zostały już tylko popioły. Jestem w Magnoljach z kufrem nierozpakowanym jeszcze i Florencją (młodszą z córek pani Patersonowej), porającą się już z rzeczownikami pierwszej odmiany. Jest niemożliwie rozpieszczona; będę musiała nasampierw nauczyć ją, jak ma się uczyć — nigdy dotychczas nie potrafiła skupić uwagi na niczem trudniejszem do zgłębienia, niż krem mrożony.
Naszą uczelnią jest zaciszny kącik śród skał — pani Patersonowa życzy sobie, abym przebywała z dziewczątkami jaknajwięcej na powietrzu — obawiam się jednak, że trudno będzie skoncentrować uwagę na nauce, mając przed sobą błękitne morze i przepływające w dali okręty. A kiedy pomyślę w dodatku, że mogłabym być na jednym z nich — ale nie chcę myśleć o niczem innem po za łacińską gramatyką.
Przyimki: a, ab, absque, coram, cum, de, e, ex, prae, pro, sine, tenus, in, subter, sub i super rządzą ablativem.
Widzi więc pan, Ojczulku, że jestem po uszy pogrążona w pracy i że usiłuję stale odwodzić oczy od pokusy. Proszę, niech się pan nie gniewa na mnie i nie przypuszcza, że nie oceniam należycie pańskiej dobroci; oceniam ją naprawdę — zawsze — zawsze. Jedynym sposobem odwdzięczenia się panu, jest stanie się Bardzo Pożytecznym Obywatelem Kraju, (czy kobiety są obywatelami? Chyba nie). W każdym razie Bardzo Pożyteczną Istotą. A ilekroć spojrzy pan na mnie, będzie pan mógł powiedzieć sobie: — To ja dałem światu tę Bardzo Pożyteczną Istotę.
Brzmi to wcale niczego, prawda, Ojczulku? Ale nie chcę wprowadzać pana w błąd. Coraz częściej doznaję uczucia, że wcale, a wcale nie jestem niezwykła; bardzo miło jest roić o wielkiej przyszłości, ale najprawdopodobniej nie okażę się ani trochę inną od każdej przeciętnej istoty. Może wyjdę w końcu za mąż za jakiegoś przedsiębiorcę i będę mu natchnieniem w jego pracy.