[214]
(LEGENDA LUDOWA, Z KRAINY DRUZÓW).
Dżebel-Szech dumny jak hodża[2] Islamu.
Białym turbanem owinął swe czoło
I ponad sady rozkwitnione Szamu
Ku Mekkce zwrócon pogląda wesoło.
Nad nim wieczysta groza tajemnicza,
On sam milczący, kamienny, lodowy,
Nawet gdy lato barwi swe oblicza
On śniegów nigdy nie zdejmuje z głowy.
Jak go widziały Sema pierwsze syny
Tak i dziś patrzy na pustyni spieki;
Tysiąca wieków pociekną godziny,
Takim ostatnie zobaczą go wieki.
Pierś jego, w blizny szerokie podarta,
Nowego świata pełna dzikich gruzów;
Tylko dla orłów zuchwałych otwarta
Albo nad orły dla zuchwalszych Druzów.
Druz tylko jeden pnie się na urwiska
Tam aż pod turban Dżebel-Szecha biały —
I powróciwszy — w mieście z dumą ciska
Trudem zdobyte turbana kawały.
Mistrz je szerbetów w kryształowej czarze
Nosi po Szamie i dzwonkami wabi;
W strasznej pustyni konający skwarze
Śnią o tej czarze i dzwonkach Arabi.
[215]
PoweściomPowieściom ludu jeśli dasz posłuchy
Dżebel-Szech w morzu miał zamki z korali,
Na łożach z pereł poddane mu duchy
Śniły w sukienkach z szmaragdów, opali.
Lecz gdy na grzeszne plemię ręka boża
Ognie siarczyste miotała w Sodomie —
Taka potęga, mówią, była w gromie,
Że się zatrzęsło od niego dno morza.
Dżebel-Szech nagle porwał się na nogi,
Ciekawy — z morza pod niebo wyskoczył:
Straszny gniew boży, kaźń bożą gdy zoczył,
Rażony grozą okamieniał z trwogi.
Oto mijają za wiekami wieki,
Jak śnieg mu na skroń skamieniałą pada,
Lecz dzień ten od nas chociaż tak daleki —
Dżebel-Szech milcząc swą przeszłość spowiada.
W olbrzymiej sinej rozpadliny szybie —
Tu owdzie skrzela Druz napotkał rybie —
I nieraz znosi konchy, morza dzieci
Lub odłam głazu, w którym koral świeci.
Mówią, że w Dżebel-Szechu bije serce,
Choć je odziały lody i opoki,
Że drży, gdy ludy, zaciekłe mordercę
Mordują w złości swe święte prorokiproroki.
Mówią, gdy gasło święto oko Issy[3]
Pierś mu w głębokie rozpadła się rysy,
A te nad czołem straszne rozpadliny
Są z dnia, gdy Prorok zbieżał do Medyny.
I dziś Dżebel-Szech grzesznym dla przestrogi
Potworne głazy, drżąc rzuca pod nogi:
My patrząc z trwogą na spadłe olbrzymy —
Idziemy dalej i dalej grzeszymy.
(Karol Brzozowski).