Dafne (Naruszewicz)
(Z Gessnera).
Nie srogich bohatyrów miecze krwią zbroczone,
Nie stosami ciał martwych pola zarzucone
Sielska ma śpiewa Muza. Cicha i trwożliwa,
Ucieka od scen krwawych dzikiego Gradywa;
I tam tylko swe fletnie w drżących niesie ręku,
Gdzie nie słychać hałasów i przykrego szczęku.
Tam jéj lubo przebywać, tam swe stawi kroki,
Kędy chłód miły czynią szemrzące potoki;
Lub gaj bujną gałęzią i liściem okryty,
Zwraca groty słoneczne zielonemi szczyty.
Tu sobie po nadbrzeżnych czasem krzakach schadza,
Czasem się pod drzew gęstych cieniami ochładza,
Depcąc młode kwiateczki; czasem téż na trawce
Ulegszy, rymy wiąże tobie ku zabawce,
Tobie saméj, ma Dafne. Twoja śliczna dusza
Blaskiem swéj niewinności tak me serce wzrusza,
Jak najmilszy raneczek, gdy w majowéj chwili
O wschodzie słońca dawne słowik dumy kwili.
Oczy twe żywe uciech wydają krynice,
Przechodzą kwiat różany purpurowe lice;
A wdzięczne około warg latając uśmiechy,
Nad miód słodsze z nich sercu wynoszą pociechy.
Dafne, kochana Dafne! gdyś mię ongi swemi,
Przyjacielem nazwała, usty łagodnemi:
Już mi się wszystko zdaje, że swe kołowroty
Żywszym światłem ozdocił dawca godzin złoty;
A dni moich, nim sroga Kloto je okryśli,
Wesołe nigdy odtąd nie odbiegną myśli.
O gdyby Muza moja, proste nucąc pieśni,
Jakiemi się przy trzodach pastuszkowie leśni
Bawią, smak ci przyniosła! Często w ciemnych ona
Bujnorosłéj leszczyny krzakach utajona
Patrzy, w jakowe biega po łąkach zawody
Z Dryadami Satyrów poczet koziobrody.
Często dybie na Nimfy, gdzie która w jaskini
Z giętkich sobie gałązek miękkie wieńce czyni.
Czasem téż chęć ją bierze oglądać, gdzie z chrostu
Uplótł sobie domeczek rolnik i poprostu
Mchem borowym zasklepił; tam nawyka onych
Żadną świata zarazą piosnek nieskażonych;
Gdzie sama tylko z cnotą niewinność szczęśliwa,
Radość trwała i wielkość duszy się ozywa.
Często ją także zejdzie syn ślicznéj Dyony,
Bądź w jaskini gęstemi drzewy osadzonéj,
Bądź gdzie miedzy wierzbami w nieprzejrzanym cieniu
Czysty strużek wije się po drobnym kamieniu;
A słuchając jéj pieśni, któremi twe dary
Wielbi, matko rozkoszy, brzękiem swéj cytary,
Bierze z pachnących kwiatów wieniec w srebrne dłonie
I wkłada jéj w nadgrodę słodkich prac na skronie.
Jakieżkolwiek są jednak pieśni moich wdzięki,
Nie chcę żadnych odbierać darów z ludzkiéj ręki.
To mi najmilszym darem, to największą będzie
Chwałą, gdy Dafne moja podle mnie usiędzie,
A ślicznych warg uśmiechem i łaskawym znakiem
Jasnych oczu przyzna dank, żem biegłym śpiewakiem.
Naówczas już zupełnie z doli méj szczęśliwy,
Nie zajrzę, że kto sławy nieśmiertelnéj chciwy
Suszy głowę, by w gładko utoczonym rymie
Podał wiekom następnym do ksiąg zacne imię;
Że mu wdzięczna potomność na kamień nadgrobny
Z laurowemi gałązki sypie kwiat ozdobny,
Lub drzewami osadza i rosłemi zioły,
Aby martwe chłód świeży odwilżał popioły.
1770, Zab. I, 104 — 108.