Kiedy się modlisz kochane dziecię,
To biały Anioł cieszy się z ciebie!
I dobrze tobie będzie na świecie,
Bo błogosławi cię Pan Bóg w niebie!
Ale gdyś krnąbrne, to łzy mu płyną,
Anioł się smuci i Pan Bóg smuci,
A już źle temu droga dziecino,
Kogo Aniołek Boży porzuci!
Więc bądź posłuszne przez dzionek cały,
By się nie smucił Aniołek biały.
BRACIA
Spojrzcie, jak zgodnie dwaj braciszkowie,
Bawią się z sobą, do mety biegą!
Żaden przykrego słówka nie powie,
By nie obrazić braciszka swego.
Jeden drugiemu ustąpi ładnie,
Radby mu, nawet przychylić nieba!
Dziateczki moje, o! tak przykładnie,
Pomiędzy sobą, zawsze, żyć trzeba!
Bo miłość bratnia i zgoda złota,
To najpiękniejsza w dziecięciu cnota.
Piłki, pajace, kółka, latawce,
Ileż tu cacek kochane dzieci!
Igrajcie niemi! w miłej zabawce,
Szybko wam wiosna życia przeleci.
Ale pomnijcie: nie tylko fraszki,
Lecz droga pracy leży przed wami!
A często jeden dzionek igraszki,
Krwawemi przyjdzie okupić łzami!
Więc po zabawie, gwarna młodzieży,
Również się chętnie uczyć należy!
DZIADEK
Na dworze mroźno, szumi ulewa,
Jakiś staruszek dąży do wioski,
Srebrzyste włosy wiatr mu rozwiewa,
W ustach brzmi piosnka do Matki Boskiej.
Może on głodny, spragniony może?
Wynieś mu chleba, daj kubek wody!
Błogosławieństwo za to ci Boże,
Starzec uprosi, druhu mój młody!
Bo najszczytniejszą cnotą na ziemi:
Jest zlitowanie się nad biednemi.
Ucz się dziecino! masz książkę cudną!
Nauka starczy za wszystkie skarby!
Chociaż to niby trochę przytrudno,
Odrazu ująć figielki w karby!
Lecz jak się wdrożysz kochane dziecię,
To z książką dalej pójdzie ci łatwo:
Zawsze początek trudny na świecie,
A bez mozołu nic niema dziatwo!
Lecz się tak pracą nie trwóż dalece,
Nauka pójdzie łatwo: A... B... C....
FABRYKA
Spojrzcie dziateczki! ilu tu ludzi,
Z ciężką się pracą zwycięsko składa!
Świt ich poranny do znojów budzi,
Noc późna ledwo do snu układa.
I kipi gwarem Boża czeladka,
I dyszą miechy i młoty jęczą...
A każdy snuje dalej jak z płatka,
Cichej swej pracy nitkę pajęczą!
Pomnijcie dzieci! że od wiek wieka,
W pracy cel życia leży człowieka!
Jak matka tobie ściele łóżeczko,
Byś mógł wygodnie usnąć chłopczyno:
Tak ptaszek dziatwie swojej gniazdeczko,
Pomiędzy gęstą wije krzewiną.
Dziateczki moje! niech was Bóg strzeże,
Wykręcać gniazdo biednej ptaszynie!
Bo kto ptaszkowi gniazdko zabierze,
Tego z pewnością kara nie minie!
I jak ty ptaszka — niedobre dziecię,
Bóg na tułactwo skaże cię w świecie!
HUSARZ
Oto mi rycerz! Kopia u toku,
Z ramion mu skrzydła płyną sokole!
Odwaga w piersiach, męstwo gra w oku,
Szyszak jak gwiazda błyszczy na czole!
Zawsze zwycięski zastęp tych wojów,
Do dawnych synów podobny Sparty,
Wśród tylu bitew i krwawych znojów,
Jak mur z żelaza stał nieprzeparty!
A kiedy gnuśność nami owładła,
To i Husarya wtedy upadła!
Dzieweczki polskie! niech was Bóg strzeże,
Na próżnowaniu pędzić czas marnie!
Niech każda do rąk igiełkę bierze,
Niech się do pracy z ochotą garnie!
Przy igle szybko godziny biegą!
A potem z waszej starczy roboty,
Czy to na odzież dla ubogiego,
Czy na koszulki dla wdów, sieroty!
Cel życia — wyrok wam skreślił Boski:
Miłować bliźnich i koić troski!
JASEŁKA
— „Puk, puk!“ — „A kto tam?“ — „To my, z jasełką,
My, po kolędzie, ubogie żaki;
Mamy figurek pełne pudełko;
I śliczną szopkę jak teatr jaki.
Jest w niej żyd pachciarz i huzar dzielny,
Co się uwija z swą Małgorzatką;
I biedny druciarz; i dziad kościelny,
I śmierć co ścina Heroda gładko.
A w górze gwiazdka z Betlejem świeci:
Wartoż to widzieć; otwórzcie dzieci!“
Ot, niepozorna bryła kamienia!
Lecz głaz ten martwy w artysty ręku,
W cudne się dzieło sztuki przemienia,
Nabiera kształtu, życia i wdzięku.
Tak i twym umysłem, o! dziatwo miła!
Dziś on jak kamień leży odłogiem;
Lecz gdy go wesprze nauki siła,
Lśnić będzie jasno, przed ludźmi, Bogiem.
I jak z granitu, pod cięciem młota,
Iskra zeń wiedzy wybłyśnie złota.
LATAWIEC
Raz się w ogrodzie, dzieci zebrały,
A że Czesławek był wielki znawca,
Więc on też powziął ten zamiar śmiały,
Żeby w powietrze puścić latawca.
Latawiec szybko wzbił się pod chmury,
Jak orzeł koła zakreślał duże;
A wtem silniejszy wiatr powiał z góry,
I patrz, latawiec upadł w kałużę!
Strzeż się bez celu gonić po świecie,
Bo wpadniesz w błoto i zginiesz dziecię!
Jakże tu pięknie na kwietnej błoni;
Jakże te brzegi stawu urocze;
Tu codzień słowik wśród gaju dzwoni,
I wierzba w wodzie kąpie warkocze.
Piosnka kosiarzy brzmi tu od rana,
Na chwałę Twoją, o! dobry Boże!
A pełen zdrowej woni stóg siana,
Balsamem swoim poi przestworze.
Gdy staniesz wśród tej łąki wspaniałej,
To ci piękniejszym zda się świat cały!
MOTYL
Na wonnej łące, z siatkami w ręku,
Chłopcy, dziewczynki, zebrani społem,
Gonią motyle, co pełne wdzięku,
Barwnym nad nimi krążą wciąż kołem.
Ileż tu śmiechu, gwaru i ruchu,
Z jakim to wszystko robią zapałem!
„Aha! Jaś krzyknął: mam cię mój zuchu,
Już mi nie umkniesz, już cię złapałem!“
Motyl nie umknie, — ale to boli,
Że on u ciebie zginie w niewoli!
W wilgotnej celi, poza kratami,
Siedzi niewolnik w jasyr pojmany;
Twarz jego blada zrasza się łzami,
Wzrok próżno szuka ziemi kochanej!
Zamknięto za nim żelazne wrota,
Na ścianach wilgoć i pleśń zielona...
Ale on jednak przekleństw nie miota,
Ni jęku rzuci z hardego łona:
Lecz błogosławi Pana nad Pany,
Że dał mu cierpieć za kraj kochany!
OGRÓD
W naszym ogródku są różne kwiatki,
Co z pierwszą zaraz kwitną nam wiosną;
Pierwiosnki, róże, konwalie, bratki,
I wiele innych, co przy nich rosną.
Ale ja drugi znam też ogródek,
W żywe kwiateczki gęsto usiany,
Gdzie rośnie mały a śliczny ludek,
Który się składa z dziatwy kochanej.
Ona przyszłości naszej jest kwiatem,
Naszą nadzieją, różą, bławatem.
Klęknij dziecino, zmów pacierz ranny,
Złóż kornie rączki i módl się szczerze!
Więc modlitewkę do Maryi Panny,
Ojcze nasz święty i w Boga wierzę!
Ale uważnie módl się Boziuni,
Proś, niech w naukach da ci wytrwanie!
Błagaj niech zbożem kraj się zaruni,
Niech pieśń oracza zabrzmi na łanie!
Na łezkach twoich w niebo, do Boga,
Dojdzie ten pacierz, dziecino droga!
ROLNIK
Ze mgły porannej zabłysnął dzionek,
Już ze snu cała wioska się budzi.
Wdzięczną piosenkę dzwoni skowronek,
Wierny towarzysz wieśniaczych ludzi.
Poobciążane pługiem i broną,
Poważne wołki ciągną na pole,
A pilny rolnik ręką strudzoną,
Złociste ziarna rzuca na rolę!
O! cześć, ci siewco, bo z twego trudu,
Na chleb powszedni, starczy dla ludu!
Co się tak chciwie, rwiesz do szabelki,
I czemu rączki drżą ci tak do niej?
Każdy z was myśli, że rycerz wielki
Ten, co dosiada drewnianych koni.
Dzisiaj was zgrabny wabi mundurek,
Szabla błyszcząca i konik i w biegu,
Na kasku mnóstwo i powiewnych piórek,
Więc byście rade stanąć w szeregu!
Nim to nastąpi — drogie dziateczki,
Dziś po komendzie: „Marsz! do książeczki!“
TATARZY
Spójrz na podolskich łanów obszary,
I na szumiące Dniestrowe fale!
O! niegdyś mord tu siały Tatary,
I krew i jęki — i łzy i żale...
Ale niedługo stało Tatara!
Bo w pogoń za nim szedł młodzian dziarski;
Jezus — Maryja! naprzód! marsz wiara!
I hejże! dalej, w taniec tatarski!
A chociaż klęska biegła za klęską:
Myśmy wciąż granic strzegli zwycięsko!
Gwarno i rojno; od blasków słońca,
Pszczółki jak gwiazdki migają złote;
Tam i napowrót lecą bez końca,
I ciągle swoją snują robotę.
Ta na kwiateczki i zioła siada,
Zbierając słodycz z każdej jagody;
Ta żółte plastry wosku układa,
A inna wonne wysącza miody.
Dzieci! trza pilniej trudzić wam czoła,
By nie prześcigła was w pracy — pszczoła!
WISŁA
Domowa rzeko! prześliczna Wisło!
Jakby rusałka powiewna, hoża...
Z podnóża Karpat źródło twe trysło,
I płynie, płynie, het aż do morza.
Oh! ukochanaś ty od flisaków,
Gdańsku wiozących haracz zbożowy!
Źródeł twych strzeże królewski Kraków,
Ujścia, Bałtyku brzeg bursztynowy!
Kraj opasujesz swą wstęgą płową,
Wszystkich rzek polskich będąc królową!
Xawcio rączkami twarz sobie słoni,
Oczy spłakane, za pasem ścierka,
Ogromny rondel z pieczystem w dłoni,
Że aż się kuchcik śmieje z Xawerka.
Rzewnie chłopczyna ze wstydu płacze,
Do kuchni chodzić już się zarzeka;
Gdzie spojrzy: tutaj kura nań gdacze,
Tu kotek miauczy, ówdzie pies szczeka.
Nie trzeba nigdy dziateczki moje,
Wtrącać się dzieciom w rzeczy nieswoje!
ZBOŻE
Jakże się oko nasze zachwyca,
Jakże się pieści łanów obszarem!
Tu jęczmień, żyto, a tam pszenica,
Złociste kłosy gną pod ciężarem.
O! dobry Boże! dziękiż Ci, dzięki!
Wszystko nam dałeś, co nam potrzeba!
I chleb powszedni mamy z Twej ręki,
Tylko nam braknie nauki chleba.
Dozwól o! Panie! by dla Twej chwały,
Jej ziarna w sercach naszych dojrzały!