[98]DO IGNACEGO CHODŹKI,
przesyłają na chów zimowy konie, do fortuny pana M. K. autora znanych „Gawęd z Ambrożewiczem.”
Gdy pan mulski znudziwszy litewskiemu syny,
Odjeżdżał hajdamaczyć w stepy Ukrainy,
Pomiędzy dzikie jary, czahary, burzany, —
Zostawił skarb na Litwie, och! skarb nieprzebrany,
Skarb który Pan zaledwie swym wybrańcom nada,
Thesaurum superaurum — dobrego sąsiada;
I tak mówił, prawicę podając mu czułą:
— Bądź stróżem mych penatów, a czuwa] nad Mułą,
Na ciebie moją władzę przelewam najszczerzej;
Kto jeno w imię moje czołem ci uderzy,
Spełniaj wszystkie żądania, jakie słusznie rości,
Hetman z mego ramienia w mojej posiadłości.
Tak mówiąc ostateczne pożegnalne słowa,
Przyrzekł oko tytuniu przysłać z Berdyczowa,
I słowem w palemońskiej ziemicy nieznanem
Mianował go najwyższym mulskim atamanem.
Ten, co przedtem jednoczył już zaszczytów wiele,
Którego cenią bracia, współobywatele,
Co, sam służąc krajowi zaszczytnie a długo,
Wyższą jeszcze u ziomków wsławił się zasługą.
Kiedy ująwszy pióro, jak pendzel uroczy,
Szereg Obrazów Litwy stawił nam przed oczy,
Ten, u którego w sercu święta prawość kwitnie,
Co przywykł wielkim trudom podołać zaszczytnie,
Temu sił nie przeciąża, humoru nie drażni
Ni buńczuk atamański, ni prośba przyjaźni:
Nieobecnego druha zastępując świetnie,
Równie troskliw o Mułę, jak o swe Dziewietnie
Lecz, jak zwykle, kłopoty nierozdzielne z władzą;
I tutaj suplikanty spokoju nie dadzą.
Ważne sąsiada Muły przerywając prace,
Oto natręt przybywa i do drzwi kołace,
[99]
A czołem uderzywszy, że przybył nie w porę,
Przekłada swoją prośbę in eo tenore:
Pan mulski — jak świadoma o tem miłość wasza —
Do swojej posiadłości, słyszę, mię zaprasza,
Bym lares et penates spakowawszy razem,
Przybył z lutnią pobitą i chudym pegazem.
O! zaprawdę, rozrzewnia jego przyjaźń czuła!
Ale tutaj mię niemoc do łóżka przykuła,
Pierś, kiedy właśnie tonów trudniejszych dochodzę,
Wyśpiewana, zachrypła, dolega mi srodze;
Tu dręczą mię gorączki i bolesne kaszle,
Tu bezwzględny Hippokrat swych potomków naszle.
Tak więc przybyć do Muły nie mając sposobu,
Posyłam darmozjadów do mulskiego żłobu;
I oto przywiedziono przed wasze podwoje
Odstawną pegazicę i pegaziąt dwoje.
Gdy mię przyjął Apollo w czeladkę parnaską,
Z taką szczególnych względów oświadczył się łaską.
Śpiewaj, a ja ci nadam wieszczów przywileje,
Na twojej drodze kwiatki obficie posieję,
I rozkażę strumykom brzęczeć z całej siły,
I rozkażę słowikom, by pięknie nuciły;
Aby ci przedmiot w oczy nie wpadał znikomy,
Nie dam ci na dzierżawie ni ziarna, ni słomy;
Na twych łąkach, byś serce rozrzewniał radośnie,
Niechaj brzęczą koniki, a siano nie rośnie;
Dla twoich wieszczych myśli daruję świat cały,
Pozwalam ci obrywać niebieskie migdały,
A na ziemi, gdy na nią zestąpisz na chwilę,
Możesz dopędzać wiatry i łapać motyle.
Tak przyjęty, zasiadłszy hardo na Parnasie,
Nie dbam o ziemską szkapę — niech się trawką pasie;
A gdy trawkę na łące mróz zimny powarzy,
Niechaj idzie na łaskę lepszych gospodarzy.
Oto treść mojej prośby. Jakiż koniec w liście?
Jak tu się submittować pięknie, uroczyście?
Jakim uczcić afektem mulskiego sąsiada?
[100]
Oto utnę po prostu, jak mi serce gada:
Jam twój rodak, a u nas na całej przestrzeni
Któż Chodźki nie uwielbia? nie kocha? nie ceni?
1854. Borejkowszczyzna.
|