[245]DO KAROLINY PRONIEWSKIEJ.
(Z powodu wiersza jéj do Deotymy).
Ptaszek śpiewa
W cieniu drzewa,
Tém się nie frasuje:
Czy go w ciszy
Kto posłyszy,
Pieśń jego poczuje?
Kwiat w ustroni
Woń swą roni,
Nie myśli i nie wie:
[246]
Komu w lesie
Ją zaniesie
Wietrzyk w swym powiewie.
Lecz głos śpiewów,
Lecz woń krzewów,
To głos, tchnienie wiosny;
Z nich się składa,
Przez nie włada
Urok jéj radośny.
A gdy wzbudzi
Wdzięczność ludzi
Bogu, za jéj datek:
Są–li cudze
Téj zasłudze
Ów ptaszek i kwiatek? —
O! dziewico!
Gdy ci świécą
Myśli, jak promienie:
Gdy w twém łonie
Tchnie i płonie
Swięty żar — natchnienie:
Choćby wszyscy
Twoi bliscy
Odwrócili ucha;
[247]
Ty wierz przecie,
Że jest w świecie
Pobratymstwo ducha.
Piosnka tkliwa,
Myśl cnotliwa,
Podobne iskierce:
Dość niech wzlecą,
Wżdyć zaświecą
W czyjąś myśl lub serce.
A gdy wpadną
W duszę na dno,
Jako czynu ziarno:
Czyż pieśń taka
Dla śpiewaka
Jest zasługą marną? —
Ja, gdym dźwięki
Twéj piosenki
Do wieszczki nad Wisłą,
Słyszał z boku —
Łzą w mém oku
Współczucie zabłysło.
Więc wzajemnie,
Gdyć odemnie
Głos ten będzie miły:
[248]
Gdy ci może
Doda w porze
Otuchy łub siły:
Porzuć żale!
Bożéj chwale
Służ, jako ci dano!
A twe pieśni,
Późniéj, wcześniéj,
W bratnim chórze staną, —
1856.