[327]DO WOJCIECHA KORNELEGO STATLERASTATTLERA.
(Z okoliczności wykonania przez syna jego, Henryka,
popiersia i posągu Adama Mickiewicza).
Wojciechu drogi, o! z jakąż pociechą,
I duszy ziomka, i bratniego serca,
Synów już twoich słyszę chwały echo,
Ja, com cię niegdyś współ–wiódł do kobierca,[1]
Z tym — z tym najwyższym duchem swego wieku,
Z tym nieśmiertelnym w chwale — lecz po którym,
Nam, co w nim sercem żyli jak w człowieku,
Świat zda się dzisiaj pustkowiem ponurém:
Jak gmach świątyni, gdy w nim ogień święty
Wiatr nagły zgasi, a piorun i trwoga
Oniemią nagle głos, co sam natchnięty.
Tchnął jak świadectwem obecności Boga. —
[328]
Lecz głos ten wiecznie — o! nie tylko w uchu
Ziomków brzmieć będzie — lecz w myślach i czynach!
A skutki jego błogosławieństw w duchu,
Ty sam najlepiéj widzisz na twych synach.
On cię za brata i w sztuce, i w Panu,
Liczył w swém sercu; a w chwili uroczéj,
Gdyś szedł wykonać ślub nowego stanu,
Pomnę, coć przezeń rzekł snać duch proroczy:
„Przez sztukę służyć Bogu i Ojczyźnie,
„To cel żyć naszych. — Obyś twój dar Boży
„I na twe syny mógł przelać w spuściznie,
„Gdy twoja praca sztuce sił przymnoży!“ —
I Pan ci ziścił to życzenie wieszcza.
Bo któż zgadł tajnie wybranego ducha:
Czy przezeń tylko Bóg sąd swój obwieszcza,
Czy przed wyrokiem i próśb jego słucha? —
Lecz kto nad ciebie wié, jak tajemnicza,
Jak niezgłębiona, choć otwarta księga,
Jest w żywych rysach ludzkiego oblicza,
I jak z niéj żywo tchnie ducha potęga? —
Tyś tę potęgę snać poczuł w twéj duszy,
Gdyś rysy wieszcza odtwarzając w Rzymie,
Rzucił rys piérwszy twych Machabeuszy,[2]
Co w dziejach sztuki uwiecznia twe imię.
[329]
Aleś szczęśliwy, żeć dano raz jeszcze
Spojrzeć w te rysy, i widzieć w tém czole,
Nie już ból tylko lub natchnienia wieszcze,
Lecz uświęconéj duszy aureolę.
Duszy, co rzekłszy swe słowo natchnięte,
Widzi, że jeszcze świat go nie rozumie,
I słysząc sądy płoche lub zawzięte,
Milczy cierpliwie — w pokorze, nie w dumie.
I o krzyż tylko oparłszy się z wiarą,
Spokojnie czeka Pańskiego wezwania,
Aby i życia potwierdzić ofiarą
Prawdę swych uczuć, słów, i przekonania. —
Trzykroć szczęśliwy! kto w żywéj naturze
Raz taką duszę obaczył w człowieku;
Lecz kto ją wydał w płótnie czy marmurze,
Ten już wziął bierzmo na sztukmistrza wieku.
I wieki przyszłe hołd dzięków mu złożą,
Gdy obok wieszcza słów, czynów i pieśni,
Z lic téż w nim pojmą natchnioną myśl Bożą,
Któréj ogarnąć nie mogli spółcześni.
Jakże mu jasno świeciły z oblicza,
I owa młodość, co nigdy nie mija:
[330]
I owa ducha siła tajemnicza,
Co w walce z światem, świat w końcu podbija;
I owa wiara, co równie użycza
Bodźca do czynów, jak myśl w Niebo wzbija:
By dobre ziarna w plon rosły na ziemi,
By Łaska z góry świeciła nad niemi!
O! i niejeden, co z nim biegł w przegony,
Rad w nim zasłudze hołd piérwszeństwo, złożył;
I lub porwany przezeń, lub natchniony.
W ślad ducha jego sam swe myśli wdrożył. —
Bo On tu z wszystkiém, co Święte, spojony,
Najwyższe pojął, Najpiękniejsze stworzył! —
Cześć więc wieszczowi! która w pełnéj mierze
Geniusz tylko w potomności bierze.
(Z wiersza Göthego na śmierć Szyllera).
1856.