[330]CXXXIV
DO DOKTORA S.
PRZEDSIĘBIORĄCEGO PODRÓŻ NAUKOWĄ DO AZJI, W PRZEDMIOCIE
HISTORJI NATURALNEJ
Kapłanie Eskulapa![1] w pogaństwo zagnany,
Szerząc cześć twego bóstwa między Azyjany,
Gdy cudzoziemcom zdrowie niesiesz w upominek,
Porzucasz chorujące serduszka Litwinek.
Sam nie umrzesz z tęsknoty: bo i w obcem niebie,
W wodach, w ziemiach, znajomi powitają ciebie.
Spojrzyj na tłum, co wietrzne kraje rozwesela:
Jak król najdrobniejszego znasz obywatela.
Wiesz swojska-li ptaszyna, czy ziem dzikich córa,
Ile wiosen przelata i gdzie złoży pióra.
Morze, straszące samym widokiem swych głębi,
Badawczego zapału w tobie nie wyziębi;
Znijdziesz pod zwierciadlaną rozeznawać tonią
Roślinki, hodowane Amfitryty[2] dłonią,
Których postać znikoma, jak senne marzenia,
I kolory zmienniejsze od tęczy promienia.
Tam jest gwiazda, co tylko dnom podmorskim świta,
I latarnia, przy której dumał Stagiryta,
I łódź, wiosłem żyjącem morskie tnąca szyby,
I pałasze, któremi walczą wieloryby.[3]
[331]
Godna zazdrości podróż! ale tam pielgrzyma
Zewsząd śmierć liczna, łatwa i niesławna ima.
Dalszych rybiego państwa nie badajmy ciemnic,
Dosyć jest dla rozumu lądowych tajemnic.
Za twem skinieniem, władco cudotwornej laski,
Trysną źródłem nauki astrachańskie piaski.
Każemy pękać górom, znijdziem w ich ciemnotę,
Zważać w kuźni natury klejnotów robotę.
Ja bogactw nie łakomy, cenię wynalazki,
W których wielkie pamiątki, choć pomniejsze blaski:
Odszedłbym od brylanty rodzącego szystu[4]
Do geodów,[5] zamkniętych na klucz z ametystu.
Wiesz ich początek? — Między edeńskiemi drzewy,
Kiedy nasz ojciec pierwszy raz westchnął do Ewy,
Ziemia to pierworodne miłości westchnienie
Złowiła i w kosztowne zawarła kamienie.
Te prawdy, po hebrajsku zapisane w skałę,[6]
W tajnych archiwach ziemi leżą skamieniałe.
Od Humboldta weź klucze na te alfabety
I stań się biografem naszego planety;
Niech cię nie trwoży zmudne latopismo świata,
Z warstw ziemi, jak ze zmarszczków, policzysz jej lata.
A gdzie w czasach i czynach zdarzy się zagadka,
Poradzisz się mamuta, naocznego świadka:
Zbudzisz na skamieniałym uśpionego cedrze,
W imie Bojana[7] wstanie i paszczę rozedrze;
Ze snów czterdziestowiecznych ten przeszłości goniec
Przetrze oczy, obwieści swój żywot i koniec.
Wieść nowa jako cudo, a jako świat stara,
Prawdziwa jak rachunek i dziwna jak mara.
Żegnam cię! idź, w przeszłości załóż twe dziedzictwa,
Przypomnij matce ziemi czasy jej dziewictwa.
[332]
Mnie poetę już zamiar opanował nowy:
Ja o przyszłości z niebem wdałem się w rozmowy.
Astrologicznem okiem wyczytałem z gwiazdy
I bliski i radośny koniec naszej jazdy.
Znowu, czoło z podróżnych orzeźwiwszy znojów,
W stary tokaj niemeńskich przymieszamy zdrojów.
Tego królem badaczów ogłosi biesiada,
Czyje oko najpierwej dno kielicha zbada,
Gdy wszystkich nieprzyjaciół rozumu i cnoty
Pomiędzy zaginione wliczymy istoty,
I będziem o rozjezdzie, co nas dziś rozżali,
Jak o przedpotopowych dziejach wspominali.