[157]DO KSIĘCIA JERZEGO CZARTORYSKIEGO,
z powodu jego kandydackiego przemówienia.
Nigdym nie widział Ciebie wśród tej tłuszczy,
Która w przedsionkach frymarczy kościoła
Gwiazdami — co nas w noc ciemną wśród puszczy
Wiodły, płomiennym słupem archanioła —
A urągając zakrwawionym zgliszczom,
Czołem uderza Baalowym bożyszczom.
Nigdym nie słyszał głosu Twego w chórze
Tych, którzy ojców kłam zadając wierze,
Gotowi wciskać bratni kark w obróże,
I z wrogiem prawdy wiązać się w przymierze,
I rękę Polski podawać do zbrodni,
Jeżli chwilowo z grzechem tym dogodniej.
Na targowisku jarmarcznej frymarki,
Gdzie łatwych zysków tłum bezmyślny szuka,
I szych skarbami naszej płacąc arki,
Cieszy się myślą, że kupca oszuka,
Tam Twe nazwisko nie znane wśród tłumu,
Co monopolem chełpi się rozumu.
[158]
Widziałem Ciebie zawsze przy sztandarze
Prawdy; — kroczyłeś z podniesioną głową,
Wzrok utopiwszy w stare te cmentarze,
Zkąd — żyć chcąc — musim podnieść myśl dziejową,
Myśl, która z grobu Warneńczyka bucha,
Ów spadek ojców i treść Polski ducha! —
I dziś myśl oną wzniósłszy nakształt główni,
Która rozżarzyć ma Znicz przygaszony;
„Z wolnymi wolni, a z równymi równi!“
Wołasz, — i duchem husarskim niesiony,
Rzucasz w twarz onym, co Znicz dawny gaszą,
Stare: „Za Waszą swobodę, i naszą!“
Więc nie samotny jesteś, o mój Książę!
I wtórzy Tobie pieśń rozgłośna wieków,
I duchem z Tobą naród się Twój wiąże,
Bo wie, że z nikąd nie zaczerpniem leków,
Jeno z krynicy, zkąd wytrysnął zdrowy
Tysiącoletni nasz potok dziejowy!
27 listopada 1880.