[289]DO MOŻNYCH PRZYJACIÓŁ.
O przyjaciele! ja nic od was nie chcę,
Zwróćcie gdzie indziej dobroczynne oko:
Chciwość nie drażni, próżność mię nie łechce;
Jak ptak lękliwy, nie wzlecę wysoko.
Czegóż mi trzeba? Serca, co pokocha,
Skromnej wieczerzy w kółku biesiadniczem,
Bratniej rozmowy i współczucia trocha.
Pan Bóg mię tworząc, kazał zostać niczem.
Świetniejsza dola byłaby nie w porę
Dla rymoklety, co marnuje chwile.
Czuję dotkliwie, gdy chleb w usta biorę,
Żem nie zasłużył posiadać go tyle.
Do tego chleba, och! wyrobnik lichy
Więcej ma prawa przed Niebios obliczem.
Sakwa żebracza nie wstydzi mej pychy.
Pan Bóg mię tworząc, kazał zostać niczem.
Raz, patrząc w niebo, myśl moja ulata
I tam z wysoka ziemski padół mierzy;
Przebiegam okiem cały obszar świata,
Królów, poddanych, wodzów i żołnierzy.
Okrzyk mię doszedł, — czy bitwę wygrali?
Kogo to sławią w krzyku hołdowniczym?
Cześć wam, potężni, których naród chwali!
Pan Bóg mię tworząc, kazał zostać niczem.
[290]
Ja wielbię cnotę bohaterskich ludzi,
Co, opuszczając domowe ognisko,
Siadają w okręt, gdy się fala zbudzi,
Aby sterować, kiedy burza blizko.
Wołam z daleka: Niechaj Bóg was strzeże!
Modlę się za nich losom tajemniczym;
Sam się na słońcu kładnę na wybrzeże.
Pan Bóg mię tworząc, kazał zostać niczem.
Wasze grobowce patrzeć będą dumnie
Na mój grobowiec wśród badyli zielnych;
Naród przy waszej będzie płakał trumnie...
Gdym skromnie wiezion na marach kościelnych,
Co mi po waszych trumnach i żałobie?
W nieśmiertelności kiedyś się obliczym;
Cała różnica zespoli się w grobie.
Pan Bóg mię tworząc, kazał zostać niczem.
W pysznych pałacach nie zamieszkam z wami;
Tylko dostojnej pokłonię się głowie.
Odchodzę od was, bom w progu za drzwiami
Zostawił lutnię i liche obuwie.
Ludzkość do waszych podwojów kołace:
Kojcie łzy nędzy z braterskiem obliczem;
Ja wam z ulicy piosenką zapłacę.
Pan Bóg mię tworząc, kazał zostać niczem.