[287]NOSTALGIA
CZYLI TĘSKNOTA DO KRAJU.
Rzekliście: Pasterzu! idź z nami ochoczo;
W Paryżu nauki i dziwy najrzadsze,
Osypie cię złoto, starania otoczą,
Zapomnisz swe niwy na świetnym teatrze.
Poszedłem... i patrzcie! ów skwar, co tu płonie,
Jak świeżość wiosenną z mej twarzy wypala!
Ach! wróćcie mi, wróćcie domowe ustronie,
A górom powróćcie górala!
[288]
Choć w piersiach tęsknota i lodem krew płynie,
Ja idę, posłuszny, za waszym zwyczajem,
Na uczty, gdzie krasne królują boginie,
I ginę z tęsknoty, umieram za krajem.
Napróżnom się uczył słów pięknych w tem gronie,
Napróżno sztuk pięknych widziałem tak wiele!
Ach! wróćcie mi, wróćcie domowe ustronie,
I nasze wesołe Niedziele!
Wy słusznie gardzicie obyczaj nasz stary,
Wieczory z powieśćmi i pieśnią ubogą:
Na operach waszych złudzenia i czary,
Że nasi wróżbici im zrównać nie mogą;
Gdy święci czczą Pana na górnym Syonie,
Od waszych koncertów pożyczać głos muszą;
Lecz wróćcie mi, wróćcie rodzinne ustronie,
Wieczory i piosnkę pastuszą!
Dom u nas, to chata pozioma i stara,
Kościółek pobity deskami i z kłody;
A tutaj pomników i wież co niemiara,
Pałace i takie, jak w raju, ogrody, —
A gmachy, jak chmury, gdy w białem ich łonie
Odbije się promień zachodu iskrzaty;
Lecz wróćcie mi, wróćcie wioskowe ustronie,
Wioskowe dzwonnice i chaty!
Wszak dziki poganin wlecze się z daleka
Umierać w świątyni, gdzie jego bożyszcze.
Tam po mnie pies skomli — kiedyż się doczeka?
I kiedyż mnie matka spłakana odzyszcze?
Widziałem sto razy na naszym zagonie,
Jak wicher szturmuje, wilk idzie na łowy...
Ach! wróćcie mi, wróćcie domowe ustronie,
Lepiankę i chleb mój razowy.
Co słyszę? spełniona modlitwa mej duszy!
Wolno ci odjechać, odjeżdżaj, — mówicie; —
[289]
Powietrze rodzinne niech łzy twe osuszy,
A słońce domowe niech wskrzesi twe życie.
Żegnam cię, Paryżu! twych blasków nie gonię:
Tu ręce jak skute przybylcom z oddala.
Obaczę, obaczę wioskowe ustronie
I góry, ojczyznę górala!