[82]Do przyjaciela-poety.
„Różnemi stery i na różne drogi
Pchnąć mamy łodzie smutnego żywota...“
Nie dla mnie płoną złotych gwiazd rozłogi,
Nie dla mnie zorza zapala się złota;
Nie dla mnie światów nadniebnych pożogi
I za światami, co giną, tęsknota.
Ja, mały atom na najmniejszym z światów,
Mam dosyć bólu, dosyć łez, dramatów.
I ty się nie śmiej, że żądam tak mało,
Błyskawicowych nie pragnę podróży,
Bo mnie się z serca dużo krwi ulało,
Krwi, co w twem łonie wre, szarpie się, burzy.
Mnie dawniej także piersi wnętrze drżało,
Na twarz wybiegał odbłysk krwawej róży.
Skrzydła wznosiły się nieraz do lotu... —
Dzisiaj minęło wszystko — bez powrotu.
Wierzaj: my ludzie. Z naszych żądz tysiąca,
Ty tę nazywasz tylko żądzy mianem,
Co wiecznie pragnie i wiecznie pragnąca,
Pogardza każdym uciech rostruchanem,
Nie zna pragnienia granic, ani końca.
Ty, mając życie, śnisz o czemś nieznanem,
Tyś nie próbował za życiem tęsknoty,
Więc poza ziemią stawiasz żądz namioty.
[83]
Lecz, gdybyś poznał, bracie mój, jak boli
Życia ścieżynkę porzucić wzgardzoną,
Wyrzec się bytu, świadomości, woli,
Powracać znowu na nicości łono,
Nie kończąc nawet życia swego roli,
W przemian pielgrzymkę znów iść nieskończoną,
Możebyś dumną porzucił pogardę,
Pokochał życie, czoło schylił harde.
Chcesz, bym szedł z tobą, gdzie gwiazdy rozlały
Promieni morze w lazurów błękity!
Alem ja na to za niski, za mały;
Nie wierzę nawet w zórz ziemskich rozświty
I w małej ziemi wielkie ideały,
I w ziemskiej myśli kierunek niezbity. —
Ty idź, ja sam tu zostanę z żałobą...
Lub, jeśli siłę masz — i mnie weź z sobą!
O, weź mnie z sobą! Na skrzydła z dyamentów
Co u twych ramion drogę tobie znaczą,
Posadź mię! Wynieś z pośród życia mętów
Dolę mą biedną, skrzywdzoną, tułaczą.
Wynieś myśl moją, gdyż pełna zamętów,
Ginie wśród kruków, co żałobnie kraczą.
Ja z beznadziejnych snów walczę chorobą.
O, spojrzyj, powróć i zabierz mnie z sobą!
Ale ty lecisz w gwiazdy zapatrzony,
Dla ciebie skrzydła twe zamało chyże,
Dumasz, jak poznać jeszcze wyższe tony
Wszechświata pieśni, jak w wszechświata wirze
Nie stracić wątku myśli zamąconej.
Patrz na mnie bracie, jak ja stoję w kirze
[84]
I wołam: życia bądź ty mi ozdobą,
Spojrzyj ty na mnie, powróć, weź mię z sobą!
A ty się nie dziw, że myśl twą i ciebie
Chcę w ramki zwykłe osadzić i wtłoczyć.
Nie każdy w jasnem może bujać niebie,
Nie każdy z tobą bój powietrzny stoczyć.
Więc też na skrzydeł złamanych pogrzebie
Szyderstwa szatą chciałbym się otoczyć
I wołać głośno — z tajoną żałobą:
Nie wracaj po mnie i nie bierz mnie z sobą!
(Paryż). Zygmunt Rostkowski.