Dobra rada (Boccaccio, tłum. Boyé, 1930)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dobra rada (Boccaccio, tłum. Boyé, 1930) |
Pochodzenie | Dekameron |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Współczesna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Historja, opowiedziana przez Filostrata, zawstydziła z początku nieco słuchające go damy, czego żywym dowodem był rumieniec, który okrasił ich lica, później jednak, spojrzawszy jedna na drugą, śmiać się poczęły. Królowa uciszyła tę wesołość i wydała Emilji rozkaz przystąpienia do nowej opowieści. Ta, drgnąwszy, jakgdyby z głębokiego snu zbudzona, tak zaczęła:
— Drogie przyjaciółki! Chocia myśli moje daleko stąd odbiegły, przecie chcę być posłuszną rozkazaniu królowej. Opowiem wam tedy o jednej głupiutkiej dziewczynie, która, przez wuja swego jadowitym uszczypkiem dotkniona, nie miała dosyć rozsądku, ażeby się na tem poznać. Szlachcic, nazwiskiem Fresco da Celatico, miał siostrzenicę, którą zwykle Cescą nazywano. Dzieweczka ta, jakkolwiek urodziwą postać i wdzięczne oblicze miała, nie mogła się jednak zaliczać do rzędu owych anielskich piękności, jakie się, zresztą nieczęsto, na tym świecie trafiają. Ona sama jednakoż za taką piękność się poczytywała, że w obyczaj jej weszło o innych kobietach z lekceważeniem się odzywać, jako o niegodnych wchodzenia z nią w paragon. Mężczyzn wszystkich miała za nic, a w każdej rzeczy coś złego umiała wynaleźć, nie myśląc wcale o tem, ile sama wad i przywar posiada. Gdyby była pochodziła z rodu królów Francji, wierę, nie mogłaby wówczas być dumniejszą i bardziej nieprzystępną. Z powodu jej swarliwości i złośliwości niepodobna z nią długo przebywać było. Dosyć ją było zobaczyć na ulicy z krzywą i kapryśną miną, kręcącą nosem na świat cały, ażeby nabrać stosownego pojęcia o różnych jej zaletach.
Otóż zdarzyło się, że pewnego dnia młódka w większem, niż zwyczajnie, rozdrażnieniu, do domu powróciła. Usiadłszy obok swojego wuja, chrząkać i wzdychać poczęła.
Pan Fresco, spostrzegłszy to, rzekł:
— Cóż to znaczy, Cesco, że dzisiaj, w dzień świąteczny, tak prędko do domu powróciłaś?
Na co młódka, pocieszne grymasy czyniąc, odparła:
— Wróciłam tak rychło, bo nie zdarzyło mi się nigdy jeszcze w tem mieście tylu obrzydliwych mężczyzn i kobiet naraz spotkać, co dzisiaj. Ani jednej istoty znaleźć nie mogłam pomiędzy tłumem przechodniów, któraby mi wstrętną nie była. Nie sądzę, aby istniała na świecie druga białogłowa, którejby było równie trudno, jak mnie, patrzeć na brzydkie oblicza.
Fresco, któremu niedorzeczna próżność siostrzenicy zbytnio już we znaki się dała, odrzekł z powagą:
— Moje dziecko, skoro widok szpetnych osób tak cię drażni, to, jeżeli chcesz mieć spokój, unikaj przeglądania się kiedykolwiek w zwierciedle.
Cesca, której się wydawało, że dla swej mądrości z Salomonem w paragon wchodzićby mogła, nie pojęła przymówki swego wuja i z baranim spokojem odparła, że nie widzi przyczyny, dlaczegoby się w zwierciedle przeglądać nie miała.
Tak oto, dzięki tępocie swego umysłu, pozostała głupią i próżną na całe życie.