<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Guido Cavalcanti
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ IX
Guido Cavalcanti
Pan Guido Cavalcanti zręczną przymówką uwalnia się od kilku jezdnych, którzy go nagle zaskoczyli

Królowa, widząc, że Emilja opowiadanie swoje skończyła, i że z wyjątkiem jej a także uprzywilejowanego do mówienia przy końcu Dionea wszyscy z obowiązku swego się wywiązali, w te słowa się odezwała:
— Musicie wiedzieć, że przed dawnemi czasy w mieście naszem wiele pięknych i chwalebnych panowało zwyczajów, które teraz prawie całkiem w zapomnienie poszły, bowiem rosnące wraz z zamożnością skąpstwo na wstręcie im stanęło.
I tak było w obyczaju, że znaczniejsi obywatele z sąsiednich ulic zbierali się często razem w różnych dzielnicach miasta i łączyli w towarzystwa, z pewnej określonej liczby osób się składające. Baczono przytem na to, ażeby tylko takich ludzi do społeczeństwa przyjmować, którzyby koszta wspólne podjąć mogli. Raz tedy uczta u jednego wypadła, drugi raz u innego, i w ten sposób kolej na wszystkich przychodziła. Często na takich ucztach ugoszczano znakomitych cudzoziemców, albo też spraszano na nie miejscowych obywateli. Towarzystwa takie odbywały także pochody przez miasto, urządzały turnieje, szczególnie w dni wielkich świąt, z okazji zwycięstwa albo też jakiegoś zdarzenia radosnego dla całego miasta.
Na czele jednej takiej kompanji stał pan Betto Brunelleschi. Tak on, jak i towarzysze jego, starali się wszelkiemi siłami wciągnąć do swego towarzystwa pana Guida z rodu Cavalcante de Cavalcani, a to nie bez ważkiego powodu. Pomijając już bowiem to, że pan Guido był jednym z głębszych myślicieli ówczesnych i zawołanych przyrodników (o przymioty te towarzystwo niewiele dbało), był on także wielce wesołym i gadatliwym człekiem, słowem, łączył w sobie wszystkie przymioty prawdziwego szlachcica. Do czego tylko się wziął, umiał to zrobić lepiej, niźli ktokolwiek inny. Przytem wszystkiem zasię ogromny majątek posiadał. Kogo za godnego przyjaźni swej uznał, temu serce i rękę hojnie otwierał. Nie dziwota tedy, że pan Betto zwabić go chciał na swoje zebrania. Gdy mu się to jednak nie udało, pospołu z swymi towarzyszami jął sobie tłumaczyć niechęć Guida tem, że, będąc ustawicznie filozof ją zajęty, obcowania z ludźmi zapewne nie lubi.
Ponieważ Guido ku wywodom Epikura się skłaniał, powszechnie mówiono, że celem jego rozmyślań było wynaleźć dowód, że Bóg nie istnieje. Pewnego dnia Guido, opuściwszy kościół Św. Michała i minąwszy Corso degli Adimari, doszedł do kościoła Św. Jana i tam zatrzymał się pośród grobowców marmurowych (z których pewna część znajduje się obecnie w Santa Reparata, a inne przy Św. Janie). Stanął pomiędzy kolumnami porfirowemi a bramą San Giovanni, wówczas zamkniętą, i napisy na grobowcach czytać począł. Pan Betto z towarzystwem swojem właśnie przez plac Santa Reparata przejeżdżał. Spostrzegłszy Guida pomiędzy grobowcami, żartownisie zawołali:
— Musimy go trochę podrażnić!
Poczem, dodawszy koniom ostrogi, jakgdyby żartobliwą szarżę czyniąc, pędem puścili się ku niemu, i nim się mógł spostrzedz, już się przy nim znaleźli.
— Guido — rzekli — gardzisz towarzystwem naszem, wiecznie myślami swemi zabawny będąc, cóż ci jednak przyjdzie z tego, jeżeli nawet dowieść zdołasz, że Bóg nie istnieje?
Guido, widząc się otoczonym, odparł:
— Jesteście u siebie, Mości Panowie, musiałbym więc znieść od was wszystko, coby wam się uczynić podobało, jednakoż nie chcę tego. Wybaczcie tedy, że was opuszczę.
To mówiąc, oparł się jedną ręką o grobowiec znacznej wysokości, lekkim bardzo skokiem przedostał się na drugą stronę i spokojnie odszedł. Wesołe towarzystwo spoglądało przez chwilę po sobie, aż wreszcie ktoś rzekł:
— Guido nie był widać przy zdrowych zmysłach, bowiem w odpowiedzi jego sensu dopatrzeć się trudno. Nie mamy przecież do tego miejsca ani o źdźbło więcej prawa od innych obywateli, a takoż od samego Guida. Jednak powiedział nam, że jesteśmy u siebie!
Na to pan Betto, zwracając się do mówiącego i do reszty towarzyszy, odparł:
— To wy raczej nie jesteście przy zdrowych zmysłach, inaczej bowiem zrozumielibyście, że ten człek w kilku słowach ciężką obelgę wam rzucił. Czemże bowiem są te grobowce? Domami umarłych! Jeżeli powiedział tedy, że jesteśmy tutaj u siebie, to chciał przez to wyrazić, że my i inne podobne nam nieuki w porównaniu z ludźmi uczonymi tyle właśnie znaczenia mamy, co umarli.
Teraz dopiero pojęli wszyscy istotne znaczenie słów Guida. Odtąd, srodze zawstydzeni, przestali w drogę mu wchodzić. Pan Betto zasię od tego czasu za bystrego i roztropnego człowieka począł uchodzić.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.