Dom tajemniczy/Tom IV/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dom tajemniczy |
Wydawca | Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy |
Data wyd. | 1891 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Pantins de madame le Diable |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Tak.. tak.. powtarzała Perina z coraz większą pewnością, najpewniejszą jestem, że ten człowiek, to najemnik barona!...
Wlepiła oczy w twarz Coquelicota i śledziła jego ruchy, chwytała każde jego słowo.
Gorju ukazał się z dwoma koszami butelek i rozdał je pomiędzy gości.
Wino było dobre. Coquelicot doznał ogólnego tryumfalnego przyjęcia.
Perina jedna tylko nie chciała przyjąć poczęstunku.
— Co to za kobieta?... zapytał po cichu Coquelicot szynkarza, wskazując na wiedźmę.
— Nie znam jej... odpowiedział Gorju, jest tu dziś wieczór po raz pierwszy...
— Czy nie możesz jej wyrzucić za drzwi?
— Niepodobna... je kolacyę... zapłaciła za nią naprzód.
— No to przenieś ją do alkierza.
— I tego nie mogę zrobić... odpowiedział Gorju.
— Dla czego?...
— Bo mam kogoś w tym gabinecie...
— Kogo takiego?...
— Waryatkę....
— Żartujesz sobie ze mnie, czy co?... zapytał Cocquelicot zirytowany.
— Nie śmiałbym!... Mówię najszczerszą prawdę, mam rzeczywiście waryatkę w gabinecie...
— Zkądże się tam wzięła?...
— Ot!... wstyd mnie poprostu gadać!... Chciałem zrobić dobry uczynek i palnąłem głupstwo.
— Ty skończony łotrze!... wykrzyknął śmiejąc się Coquelicot, tobie się dobrych uczynków zachciewa?... Chyba się świat już przewraca do góry nogami!... Pochwalam jednakże upamiętanie!... Uprawiaj, mój stary cnotę, jeżeli cię to bawi i pozostaw waryatkę w alkierzu... Poczekam, aż ta czarownica, co tak sobie starannie gębę zasłania, dokończy żarcia i wyniesie się do wszystkich dyabłów.
Coquelicot i Gorju mówili cicho, ale wiedźma tak uszów nadstawiała, iż pochwyciła kilka wyrazów, a z nich reszty się domyśliła.
Potrzeba jej było całej siły woli, całego panowania nad sobą, ażeby ukryć wzruszenie, jakiego doznała, gdy usłyszała o waryatce...
Przeczuwała, że mówią o Janinie de Simeuse, nie wątpiła o tem ani chwili, była prawie pewną tego.
Więc za jaką bądź cenę chciała pozostać w szynkowni, a tu Coquelicot, jak się dowiedziała, czekał na to, aby wyszła... i nieomieszka napewno wyrzucić jej, gdyby długo się ociągała.
Co tu robić?...
Decydując się z tą szybkością, która jej tyle już razy w obmierzłem jej życiu wyszła na dobre, zdecydowała się na krok śmiały a nadzwyczaj stanowczy.
Wstała z krzesła, zbliżyła się do Coquelicota, położyła rękę na jego ramieniu i rzekła głosem przyciszonym:
— Mam ja dobry słuch, mój przyjacielu i mogę ci powtórzyć wszystko, coś powiedział... Nie znasz mnie, to prawda, ale źle robisz, że mi niedowierzasz... Jestem z tych... przy których można mówić bez obawy... Zapytaj barona de Kerjeana, właściciela hotelu Dyabelskiego... Zna mnie dobrze ten szlachcie i gdyby tu był, samby ci powiedział, kto jestem i co znaczę.
— Znasz barona?... wykrzyknął ździwiony Coquelicot.
— Znam go...i ciebie znam także... ciebie, wiernego jego sługę.
Śmiałość Periny przeszła wszelkie jej oczekiwanie, siepacz nie pytał o nic więcej.
— Jeżeli tak, to powracaj na swoje miejsce, moja stara, i siedź sobie dokąd chcesz, nie będziemy zważać na ciebie, skorzystasz coś może nawet na tem.
Perina pełna nadziei, powróciła na stanowisko.
Udawała, że kończy kolacyę, ale nic już nie jadła.
Silne, gwałtowne wzruszenie, odebrało jej apetyt.
Coquelicot nie zwlekając, zawezwał do uspokojenia się towarzyszów i palnął im mówkę, podobną do tej, jaką wygłosił wczoraj w hotelu pod Dyablemi rogami, zakończoną obietnicą nagrody dwudziestu pięciu luidorów temu, kto wykryje mieszkanie markiza Renégo de Rieux.
W chwili, gdy Perina posłyszała to nazwisko, oczy jej ogniem zapałały.
— Ah!... powiedziała sobie w duszy, dobrzem przeczuła, że to poseł Kerjeana... To Luc nakazał poszukiwać markiza Renége de Rieux... ażeby go zamordować; ja go więc poszukam, ażeby go użyć za narzędzie mojej zemsty, bo on ją najlepiej wykona!... Jest szlachcicem i bogaczem, podejrzywa już, że baronowa de Kerjean nie jest Janiną de Simeuse... Kiedy się dowie wszystkiego, kiedy mu dostarczę dowodów przeciwko Kerjeanowi, skorzysta z nich, bo musi nienawidzieć Luca, tak jak go ja nienawidzę!...
Podczas kiedy Perina tak rozmyślała, Coquelicot rozdawał każdemu z gości szynkownianych zaliczkę w złocie; naraz zatrzymał się przed wiedźmą i kładąc przed nią luidora, rzekł:
— Oto część twoja, kobieto!...
— Dziękuję!... mruknęła, uśmiechając się pod zasłoną złowrogim szyderczym uśmiechem, wiedźma... dziękuję panu... przysłużę ja się dobrze baronowi...
Jednocześnie pomyślała:
— Kerjean płaci mi za to, żebym go zdradziła!... dziękuje ci Kerjeanie!...
Coquelicot przemówił:
— Pamiętajże stara, że i ty masz poszukiwać tego ptaszka — czy rozumiesz i obiecujesz?...
— Rozumiem... odrzekła Perina, inni będą go szukać, a ja odnajdę...
— Patrzcie... co za stanowczość... co za zarozumiałość!...
— Powiedz raczej pewność siebie...
— Czy masz jakie powody przypuszczać, że tobie się jednej powiedzie?..,
— Mam i to najlepsze w świecie, a przedewszystkiem to, że ja jedna tutaj zapewne, znam markiza de Rieux osobiście...
— To ty znasz może wszystkich ludzi na świecie?...
— Prawie... Gdyby żył twój przyjaciel kapitan Bandrille, poświadczyłby to bez wahania.
— Dyabeł nie kobieta!... wykrzyknął Coquelicot wesoło. Zaczynam naprawdę wierzyć, że jej się powiedzie i na dowód daję jej drugiego luidora zaliczki...
— Dziękuję... powtórzyła Perina, bądź pewny, że nie marnujesz tych pieniędzy...
Zadanie Coquelicota nie było jeszcze skończone; tej nocy potrzebował zwiedzić jeszcze inne szynki i więcej sobie skaptować szpiegów; opuścił więc zakład przy ulicy l’Arbre-Sec, zapłaciwszy Gorju trzy sztuki złota za wino.
Perina czekała z gorączkową niecierpliwością, aż się Coquelicot oddali, chciała się bowiem przekonać co najprędzej, że waryatka, o której słyszała, była na prawdę Janiną de Simeuse.
Dała znak Grorju, żeby się zbliżył do niej.
— Zjadłaś kolacyę... powiedział szynkarz, i zapewne chcesz, żebym ci resztę wydał?... Bardzo sprawiedliwe żądanie... Dałaś mi trzy liwry... mam ci więc wrócić trzydzieści soldów... Oto one...
E! he!... stara, dodał ze śmiechem, na szczęście swoje przywlokłaś się tutaj dziś wieczór!... Wyjdziesz daleko bogatszą, aniżeliś przyszła... To się codzień nie przytrafia... Pięknych luidorów nie znajduje się na ulicy!... Cóż ty na to?...
— Zupełniem tego samego zdania... odrzekła Perina. Dwa luidory to wielka suma, dla takiej jak ja biedaczki, a jednakże oddałabym je z całego serca temu, co by mnie wybawił z wielkiego kłopotu w jakim się znajduję.
— No... no... podchwycił żywo; Gorju, może jabym ci co poradzić potrafił?...
— Bardzo być może.
— I oddałabyś mi te pieniądze?...
— Najchętniej, daję słowo!...
Małe oczki szynkarza zabłysły chciwością.
— Jestem zatem na usługi... powiadaj, o co ci chodzi?...
— Zaraz, odpowiedziała wiedźma, wpatrując się w twarz swojego interlokutora. Czy mi się zdawało, czy też naprawdę mówiłeś coś o jakiejś waryatce?...
— Nie zdawało ci się... mówiłem i mówię to samo raz jeszcze. Czy ją znasz może?...
— Może!... Wczoraj rano, biedna obłąkana, młoda i ładna dziewczyna, którą mi oddano pod opiekę, wymknęła mi się z mieszkania. Szukam jej od tej chwili bezustannie po całym Paryżu, szukanie to wyczerpało mi tak siły, że o mało nie padłam zemdlona pod drzwiami tego zakładu.
— O!... wykrzyknął Gorju... cieszy mnie bardzo to, co słyszę od ciebie!... Twoja waryatka, i moja waryatka, muszą być jedną i tą samą waryatką!... Tyś zgubiła swoję wczoraj rano, a ja znalazłem moję wczoraj wieczorem... Widzisz, jak się dobrze rzeczy składają... Jakże wygląda ta twoja zguba?... Dwudziestoletnia, nieprawda?...
— Ani mniej, ani więcej...
Bardzo blada z dużemi czarnemi oczami i długiemi czarnemi włosami... dodała Perina.
— Kubek w kubek ta sama, jakbym ją widział...
— Miała wczoraj na sobie spódnicę wełnianą w paski czarne z białem i taki sam kaftanik...
— To samo... Spódnica schnie rozwieszona na łóżku... kaftanik także...
— Kiedy co mówi... ciągnęła wiedźma... a odzywa się bardzo rzadko, wymawia najczęściej wyrazy: René... Moja matko...
Gorju klasnął w ręce...
— No, to niema wątpliwości!... wykrzyknął... to ta sama... Co za szczęście!... co za prawdziwe szczęście!... Oddam ci ją natychmiast... Aj!... poczciwa kobiecino... jeżeli tak ci chodzi o tę dziewczynę, to możesz zapalić na moję intencyę ogromną świecę!... Wiesz, gdzie ja znalazłem tę twoję waryatkę?...
— Zkądżebym mogła wiedzieć?...
— Na samym środku Sekwany, nawpół już utopioną... Wyciągnąłem ją z narażeniem własnego życia, o samej północy... Ja, bo zawsze gotów się jestem poświęcać... To uczucie silniejsze jest odemnie... Widzisz zatem, że zarobiłem dwa luidory, i że z czystem sumieniem przyjąć je mogę...
— Prawda... powiedziała Perina, nie posiadając się z radości... Masz je i oddaj mi biedne, dziecię, o które drżałam, przypuszczając, że go nigdy już nie zobaczę!... Ah!... jakże je uściskam!... No, śpiesz się... śpiesz...
— Mnie tak samo zupełnie pilno... odrzekł Gorju, chowając pieniądze do kieszeni i dobywając z niej klucz od ciemnego alkierza... Chodź,
poczciwa kobiecino.. i zabieraj swoję ukochaną dziewczynę...
— Nakoniec!... szepnęła Perina, poskoczywszy za Gorju... nakoniec Janina jest moją... przyszłość zatem do mnie należy... Kerjeanie, jesteś zgubiony...
Tryumf wiedźmy nie trwał atoli długo... W chwili właśnie, kiedy szynkarz kładł klucz w zamek, otworzyły się nagle drzwi, prowadzące do małego ogródka i ukazali się w nich trzej ludzie... Jeden miał na sobie mundur niebieski z czerwonemi wypustkami i galonami, trójgraniasty na głowie kapelusz, długą laskę ze złotą gałką w ręku i przy boku szpadę... dwaj inni czarno od stóp do głów byli ubrani... Po za nimi w półcieniu rysowały się niewyraźnie uniformy i muszkiety...
— W imię króla... niech nikt się ruszyć nie ośmieli!... zakomenderowała piorunującym głosem osobistość w mundurze.
Na wszystkich naraz twarzach odmalowało się nieopisane przerażenie...
— Policya!... zawołano w tłumie... niech ucieka, kto może!...
Ogorzałe twarze bandytów pobladły... najśmielsi z pomiędzy nich zadrżeli... Kilku potraciło, głowy i pochowało się pod stoły... dwóch czy trzech odważniejszych chciało oknem uciekać do ogródka, ale wymierzone w nich lufy kilkunastu muszkietów, zmusiły do pozostania na miejscu...
— Dom obsaczony!... odezwał się dowódzca... rozkaz, aby strzelać do każdego, ktoby chciał opór stawić, wydany... jeżeli wam zatem chodzi o życie, stójcie jak skamieniali!...
Bandyci czuli dobrze, że przedsięwzięto środki odpowiednie... pochylili więc głowy i stracili energię, niby wilki, złapane w zasadzkę...
W sali nie słychać było najmniejszego nawet szeptu...
Jedna Perina tylko, stojąc przy drzwiach, po za któremi ukrytą była Janina de Simense, powtarzała z rozpaczą w duszy i z wściekłością w sercu...
— Taki zawód!... taki zawód, w ostatniej chwili!... Widocznie dyabeł uwziął się na mnie... Nie uznaję, się jednak jeszcze za zwyciężoną, do śmierci samej walczyć będę przeciwko niemu!...