Dom tajemniczy/Tom V/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dom tajemniczy |
Wydawca | Dziennik dla Wszystkich i Anonsowy |
Data wyd. | 1891 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Pantins de madame le Diable |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dwie godziny upłynęły... dwie godziny długie, jak wieki... nadeszła noc nareszcie... niecierpliwość i obawy Renégo coraz bardziej się zwiększały...
Naraz rozległ się dzwonek... drzwi wychodzą na ogród, zostały otwarte i po paru sekundach przyśpieszone kroki wiedźmy dały się słyszeć na schodach.
— Panie markizie... odezwała się ex-mieszkanka Czerwonego Domu, wchodząc do pokoju pana de Rieux... nie straciłam dnia napróżno!... przynoszę panu ważne wiadomości...
— Nie mogą być tak ważne, jak moje... przerwał René.
— Rzeczywiście... odrzekła Perina... oczy panu błyszczą i wyglądasz na człowieka rozgorączkowanego... Cóż to takiego?... Co pan się dowiedziałeś?...
— Odnalazłem twoję ofiarę... odrzekł opryskliwie margrabia.
— Janina de Simeuse!... wykrzyknęła wiedźma z wyrazem szczerej radości... O!... chwała niech będzie Bogu!... Gdzie ona jest, panie markizie?...
gdzie ona jest?...
— W tem piekle ohydnem, gdzie waryacya karaną jest jak zbrodnia!... w Salpetriére!...
Perina głucho jęknęła i uderzyła się w piersi.
— Wielki Boże!... oto gdzie moja zbrodnia zaprowadziła nieszczęśliwe dziecko!... Szlachetna męczennico!... czy ty mi przebaczysz kiedy krzywdę, jaką ci wyrządziłam...
— Przebaczy ci, jeżeli okupisz przeszłość!... przebaczy ci, bądź pewną... Ale czy ją ocalisz?...
— Przysięgłam panu przecie...
— Więc wyleczysz ją z tej okropnej waryacyi?...
— Kilka minut wystarczy mi na przywrócenie jej rozumu... Mówiłam już to panu i powtarzam...
— Czy to nie fałszywa tylko nadzieja?... Czy sama się nie łudzisz?... Czy pewną jesteś siebie?...
— To nie nadzieja, panie markizie... to pewność niewzruszona... Nauka w pewnych razach nie może się mylić... Oddaję zresztą swoje życie na dowód, że mówię prawdę... Zabij mnie jeżeli kłamię... nie zawahaj się... uderz... bo wymierzysz tylko sprawiedliwość...
Głos Periny tak był przekonywający, że wątpić nie podobna było.
René czuł się przekonanym.
— Wierzę ci... i szczęśliwy jestem, że ci wierzyć mogę... Ale na co się przydadzą słowa?... Potrzeba działać... działać bezzwłocznie... potrzeba wydobyć Janinę z ohydnego szpitala, gdzie tyle cierpi... i wolno zamiera..
— To zdaje mi się rzeczą bardzo łatwą... odrzekła Perina.
— Jakto łatwą?...
— Jesteś pan szlachcicem bogatym... spokrewnionym z najpierwszemi rodzinami kraju... jesteś tym sposobem potężnym... Zażądaj pan od pana de Sartines, listu nakazującego dyrektorowi wydanie w pańskie ręce jednę z waryatek... Naczelnik policyi nie odmówi panu tej przysługi.
René potrząsnął głową.
— Nie będę prosić go o nic podobnego... rzekł po chwilowem milczeniu.
— Dla czego?...
— Bo pan de Sartines z pewnością chciałby się dowiedzieć przyczyny... badałby mnie... albo by kazał śledzić moje kroki przez swoich agentów i cała prawda wkrótceby na wierzch wyszła...
— A co to pana obchodzi?...
— Bardzo mnie obchodzi... Nikt w świecie nie powinien wiedzieć, że panna de Simeuse była obłąkaną, oddałbym połowę życia za to, żeby ten sekret został zachowanym!... Nie, nie!... nie chcę, żeby się w to wmieszała policya... Ocalić Janinę zgubić Kerjeana, oto zadanie, którego sami musimy dokonać!...
— Panie markizie, powiedziała Perina, rozumiem pana i pochwalam postanowienie pańskie w zupełności, jeżeli pochwała moja coś znaczy... Działajmy sami i niech nam Pan Bóg dopomoże... Czy skreśliłeś już pan sobie plan jaki?... czy już co postanowiłeś?...
— Powiadają, że złotym kluczem otwierają się wszystkie drzwi... odrzekł René, jestem bogaty, oddam połową majątku na kupienie sobie dozorców Salpetrière, na nabycie od nich wolności Janiny.
— To zły sposób!... wykrzyknęła wiedźma, to zły sposób do zachowania tajemnicy, o którą tak panu chodzi!... W tej armii dozorców i posługaczy, których potrzebaby zajmować, znaleźliby się napewno łotrzy, co schowawszy złoto, zdradziliby jednak pana... Zaciekawieniby byli, co to za waryatka, za którą możny pan jakiś tak im drogo chce zapłacić i prawda wyszłaby na jaw, chociaż nie dopiąłbyś pan celu... a Salpetrière zachowałoby swoję ofiarę...
— A więc... szeptał René, co robić?...
Wiedźma nie zaraz odpowiedziała, rzuciła się w fotel, twarz ukryła w dłoniach i zamyśliła się głęboko.
René nie przerywał jej zadumy.
Po kilku chwilach milczenia podniosła głowę i wykrzyknęła z tryumfem:
— Pan Bóg mnie natchnął:... Janina jest ocaloną!...
— Co chcesz powiedzieć... zapytał żywo pan de Rieux, mów, na Boga żywego!... mów!... Nic nie wyrówna mojej niecierpliwości!... nie męcz mnie dłużej!...
— A więc posłuchaj mnie, panie markizie...
Nie mamy potrzeby rozwijać przed oczami czytelników naszych zamiaru Periny, powiemy tylko, że pan de Rieux po wysłuchaniu wiedźmy, nie wątpił ani na chwilę i oświadczył z zapałem:
— Masz racyę, Perino!... Janina zostanie przez nas ocaloną!... Pan Bóg widocznie ci już przebaczył, skoro ci zesłał myśl podobną!...
— Teraz, powiedziała Perina, potrzebuję dla lepszego poprowadzenia mego dzieła całej dzisiejszej nocy... Potrzeba jeden z pokoi tego domu zamienić w laboratoryum.
— Czy ten będzie dobry?... zapytał René.
— Doskonały... Spiszę zaraz wszystko, co mi potrzebne będzie, a pan wyda rozkaz kamerdynerowi, ażeby wsiadał na konia i przywiózł mi to wszystko.
— Ja sam po to pojadę.
— Byłoby szaleństwem narażać się bez powodu, wtedy, kiedy życie pańskie tak jest potrzebne... Pozostań pan... proszę pana...
— Dobrze... pójdę za twoją radą i powiem służącemu, żeby był gotów...
Pan de Rieux wyszedł.
Nieobecność jego trwała zaledwie kilka minut.
Kiedy powrócił, Perina kończyła wykaz substancyj mineralnych i roślinnych, oraz instrumentów, jakie jej były potrzebne.
Przy każdym z przedmiotów wymieniała adres, pod którym można go było dostać.
— Służący siodła konia i może jechać każdej chwili... powiedział pan de Rieux.
— Oddaj mu pan ten papier... i wyślij natychmiast, zaleciwszy, żeby nie pokazywał listy ani żadnemu z kupców, ani z aptekarzy, z któremi będzie miał do czynienia... Zawiera ona fermenty, które na pewno byłyby źle zrozumiane, a zdradzone, mogłoby się stać niebezpieczeństwem.
— Nie bój się... zlecenie twoje ściśle zostanie wypełnione.
Perina znowu samą pozostała.
Po chwili usłyszała otwierającą się bramę i tentent pędzącego konia.
Wszedł René.
— Już posłałem... rzekł, a teraz radbym cię zapytać, co to za ważne nowiny, o których mi wspominałaś przy wejściu?...
— Bez wartości są, wobec tego, com się dowiedziała od pana markiza... i prawie, że o nich zapomniałam... Mogą się jednakże przydać.
— Cóż takiego?... zapytał René.
— Kiedy tylko podoba się panu markizowi dostać w ręce swoje Moralesa, będzie on więźniem naszym...
— O kim mówisz:... zapytał pan de Rieux.
— O intendencie hotelu Dyabelskiego.
— Morales?... powtórzył markiz. Zdaje mi się, że pierwszy raz słyszę to nazwisko.
— Przecież mówiłam panu o bracie Carmeny, cyganki?... Tchórzliwy to łotr, co się obawia wszystkiego złego... Nazywa się Morales.
— Jakiż on udział brał w zbrodni, popełnionej przeciwko Janinie de Simeuse?...
— Morales pozwala robić wszystko drugim, ale sam nic nie robi. Cofa się w niebezpieczeństwie, ale żąda nagrody za współudział... W ponurej tragedyi, jaka nas zajmuje, odegrał rolę figuranta.
— No, to niech go tam kto inny wiesza!... po co nam zajmować się nieszkodliwym nędznikiem?... po co przysparzać sobie nim kłopotu.
Perina zrobiła gest zaprzeczający.
— Nie masz pan racyi, panie markizie, patrzysz na rzecz z jednej strony, a ja ci ją pokażę z drugiej. Morales, lepiej niż Bouton d’Or i Dagobert, wtajemniczony jest w sekrety hotelu Dyabelskiego, sekrety te zaś dobrzeby nam było poznać. Zdradzi on bez namysłu swoję siostrę i jeżeli potrzebować będziemy stanowczego przeciwko niej świadka, w nim go znajdziemy.
— Czy podobna?... wykrzyknął René. Czyż byłby do tego stopnia podłym?...
— Gdybyś pan znał go tak dobrze, jak ja, to nie pytałbyś się o to.
— Przypuszczam zatem, że nam może być użytecznym, ale jakim sposobem posiąść go zdołamy?
— Głupiec ten posiada wszystkie występki, a przedewszystkiem jest zapamiętałym szulerem. Dowiedziałam się dzisiaj, że bywa co noc w szulerni przy ulicy Saint-Jacque. Właścicielka tej nory jest mi dobrze znaną. Z powodu pewnych błędów przeszłości zupełnie jest w mojej mocy. Mogłabym ją zgubić jednem słówkiem... Ona wyda nam Moralesa.
René nic nie odpowiedział.
Podobne sposoby sprawiały mu wstręt nieprzezwyciężony, ale rozumiał, że należy zwalczać nieprzyjaciół własną ich bronią.
Uległ zatem tej konieczności.
Po dwugodzinnej nieobecności, służący powrócił i przywiózł wszystko, czego żądała wiedźma.
Przemieniła ona już w laboratoryum pokój, w którym się znajdowali.
Zaczęło świtać, gdy skończyła swoję robotę.