Don Garcja z Nawary/Wstęp
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Don Garcja z Nawary (wstęp) |
Pochodzenie | Dzieła / Tom drugi |
Wydawca | Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska« |
Data wyd. | 1922 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały tom drugi |
Indeks stron |
Taka już natura człowieka, że woli być królem niż lokajem, woli dawać kije niż brać kije, nawet na scenie. Woli zwłaszcza być smętnym kochankiem, niż komicznym i oszukiwanym mężem. Nieraz to możemy obserwować, iż urodzeni komicy palą się do ról „szlachetnych“, do których nie mają talentu ani warunków. Zdaje się, że bawienie ludzi sobą zostawia w duszy jakiś osad smutku i upokorzenia. Tak i Molier: w początkach swej karjery aktorskiej, ciągle rwie się do ról heroicznych, i wciąż poklask lub milcząca krytyka publiczności spycha go do farsy, do Maskarylów i Sganarelów. Do tego, u Moliera, aktor podszyty był autorem, który również pragnął się wznieść ponad poziom bawiciela. Nie mamy dziś pojęcia, jaka przepaść — co do stanowiska, co do uważania ogółu — istniała wówczas między pisarzem komicznym, a np. autorem tragedji. Wreszcie — i to był może wzgląd najważniejszy. — Molier, w uciesznych swoich figlach, nie wypowiadał całego siebie; to co dawał, to była ledwie cząstka jego ludzkiej istoty; ta reszta burzyła się i żądała dla siebie wyrazu.
Widzieliśmy poprzednio nieśmiałość Moliera w posuwaniu się naprzód: bierze zazwyczaj gotowy wzór, i, jeżeli zeń wyrasta, to nawpół mimowoli, siłą swego talentu. Tak i teraz: chcąc napisać sztukę w „wyższym rodzaju“, obmyśla komedję heroiczną, który to typ komedji był wówczas bardzo w modzie i wędrował do Francji z Hiszpanji, często nie wprost, ale przez Włochy. Treść do swego Don Garcji (prawdopodobnie hiszpańskiego pochodzenia, jako że Hiszpan ja jest ojczyzną tej posępnej zazdrości) wziął też Molier z komedji włoskiej Andrzeja Cicognini: Le gelosie fortunate del principe Rodrigo. Sztukę swoją pisał Molier od dłuższego czasu z niezwykłą starannością, a jaką przywiązywał do niej wagę, świadczy to, iż była ona jedyną którą zamyślił wydać drukiem, i postarał się o „przywilej“ w tym celu na ośm miesięcy naprzód. Żałosne niepowodzenie sztuki kazało mu poniechać tego zamiaru.
Wśród tego, młodą trupę aktorską spotkał przykry wypadek, ujawniający bezceremonjalność z jaką obchodzono się z „komedjantami“. Intendent budynków królewskich, nie uprzedzając Moliera, przystąpił do zburzenia teatrzyku Petit-Bourbon, tak iż trupa została nagle bez dachu. Konkurenci chcieli wyzyskać to położenie, odciągając korzystnemi propozycjami poszczególne siły; ale aktorzy, przywiązani do swego dyrektora, oparli się; grywano prywatnie, robiono wycieczki, podczas gdy, dzięki faworowi królewskiemu, gotowała się nowa siedziba dla teatru Moliera w Palais-Royal. Na otwarcie nowej sali przeznaczał Molier Don Garcję.
Ta zupełna „klapa“, jedyna w karjerze Moliera, czyni tę sztukę, która byłaby nam zresztą obojętna, niemal interesującą. Przyjrzyjmy się tej komedji: czy, w istocie, jest taka najgorsza? oczywiście, patrząc na nią z perspektywy ówczesnego teatru. Podobno nie jest gorsza od wielu, które cieszyły się współcześnie wielkiem powodzeniem a które utonęły w głębokiej niepamięci, jak np. utwory Tomasza Corneille, brata wielkiego tragika. Cechy jej to zawiła intryga, chłodne i konwencjonalne uczucia, licytacja na wszelkiego rodzaju szlachetności; pozatem, zbyt wielką rolą odgrywa tu przypadek, aby rysunek głównego charakteru mógł nas zająć. Ale najciekawszem jest to, że komedja ta pisana jest w myśl ideałów Hôtel Rambouillet, że jest czemś nawskroś précieux. Jest to niezmiernie pouczające i dowodzi do jakiego stopnia, bezświadomie, atmosfera wnika w człowieka: ten Molier, który, w Pociesznych Wykwintnisiach, jak pięścią grzmotnął w ten mizdrzący się światek, tu, kiedy zapragnął odetchnąć czemś szlachetniejszem, nie farsą, nie umiał nic innego niż wejść w jego formy.
Posłuchajmy paru ustąpów sztuki: czy każda Wykwintnisia nie mogłaby im przyklasnąć, czy ta szata uczuć miłosnych nie jest skrojona w duchu Magdusi, córki imć Gorgoniego?
Wiem, że miłość hrabianki zdradzam najniegodniej;
Lecz, pani, czyliż serce me winne tej zbrodni?
I piękność twa nadziemska, co cuda te sprawia,
Czyż jakąkolwiek wolność czuciom mym zostawia?
Któż z nas dwojga daniną cięższą losom płaci?
Wszak jej serce, mnie tracąc, zdrajcą jeno traci;
Po takim ciosie można pocieszyć się przecie:
Lecz ja, nieszczęścia trafem bez równego w świecie,
Tracąc wierną kochanką, ponosić wraz muszę
Beznadziejnej miłości najsroższe katusze.
Subtelne wyrafinowanie uczuć: zatem, w razie zerwania węzłów, godniejszą współczucia jest ta osoba, która się sprzeniewierzy, gdyż traci wierne serce, podczas gdy strona przeciwna traci jedynie zdrajcę!
Otóż, sądzę, iż tu mamy poniekąd słowo zagadki: sztuka padła, ponieważ była Moliera; pod innem nazwiskiem, kto wie, możeby miała powodzenie, możeby klaskano na niej już „przed zapaleniem świec“? Ale Molier, który wygrywał dotąd partję tem, iż apelował do zdrowego rozsądku i równie zdrowego śmiechu, tu sięgnął po poklask tych, których tak śmiertelnie zranił; czyż można się dziwić, że mu zgotowano dotkliwy odwet? Dodajmy, iż Molier-aktor musiał tu zaszkodzić Molierowi-autorowi. Oto jak opisuje go córka jego kolegi du Croisy, panna Poisson: „Miał szeroki nos, duże usta, grube wargi, ciemną cerę, obfite brwi, a sposób, w jaki niemi poruszał, czynił jego fizjognomję niezmiernie komiczną“. Miał, podobno, „małe i szeroko rozstawione oczy, wydatną szczękę, krótką szyję i głowę wciśniętą w ramiona; „krępy i ciężki tors na długich i cienkich nogach“. W istocie, że z tymi warunkami, łatwiej jest śmieszyć jako Sganarel, niż wzruszać i uwodzić jako szlachetny, bohaterski kochanek. Deklamacji Moliera towarzyszył rodzaj czkawki, zabawnej w rolach komicznych, ale nieznośnej w tragedji. Wreszcie, ostatnia rzecz nie najmniej ważna, to etykietka: Molier był, dla publiczności, aktorem i autorem komicznym, a publiczność nie lubi zmieniać etykietek.
Don Garcia padł tedy beznadziejnie, a klęska ta, jak wogóle ta próba, stała się niezmiernie płodna dla literatury. Bezpośrednio zawdzięczamy jej — Mizantropa. Znalazłszy już swoją drogę, Molier podejmie ten charakter nieprzejednany, namiętny, zazdrosny i utworzy zeń swego Alcesta; kilkadziesiąt wierszy z Don Garcji[1] przeniesie dosłownie do Mizantropa, i tam, właściwie użyte, będą błyszczeć wśród najpiękniejszych. I wogóle to niepowodzenie zmusiło Moliera do szukania dla siebie nowej drogi; drogi, na której, nie porzucając komedji a nawet farsy, mógłby wypowiedzieć szlachetniejsze dramaty ludzkiego serca, dać głębokie studja namiętności, dać upust patetycznym strunom swej twórczości. Zachęcony powodzeniem, osunąłby się może w konwenans ówczesnej komedji; podrażniony porażką, stworzy swoją własną komedję, lub raczej podniesie komedję do wyżyn swego genjuszu.
W Don Garcji możemy tedy śledzić trzecie źródło twórczości Moliera, trzeci typ ówczesnego teatru: mieliśmy wpół-rodzimą farsę, imbroglio włoskie, tu mamy romantyczną tragikomedję hiszpańską: widzimy elementy, w których znalazł punkt oparcia Molier, aby wznieść nieśmiertelny gmach teatru francuskiego. Aby ocenić szczyty, do których dany pisarz się wzniósł, bardzo jest pożytecznem poznać to z czego wyszedł.
- ↑ Oto one: Str. 56 w. 11 i 12; str. 69, w. 7 — 16 i 19 — 20: str. 70, w. 2 — 3; str. 79, w. 16 — 23; str. 95, w. 3 — 8 i 11 — 12; str. 96, w. 12 — 15; str. 97. w. 2 — 25; str. 100, w. 28 — 31 (wiersze liczy się wedle miary metrycznej).
Prócz tego, djalog drugiej połowy sceny 6 aktu II przeniósł Molier w głównym zarysie do swego Amfitrjona.