Don Kiszot z la Manczy i jego przygody/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Don Kiszot z la Manczy i jego przygody |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1900 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
PASOWANIE NA RYCERZA.
Zaledwie trochę zaspokoiwszy głód, Don Kiszot nie dał sobie wypoczynku, dopóki głównej troski z serca nie zepchnął. Zawołał gospodarza, poszedł z nim do stajni, zamknął wrota za sobą i padł na kolana.
— Wzorze rycerzy i gubernatorów! — zawołał — tu przed tobą klęczeć będę i nie wstanę, aż uczynisz mi łaskę, o którą cię błagam. Pozyskasz nią sławę dla siebie, a pożytek i dobro dla całego świata.
Tłusty oberżysta patrzył z podziwieniem na klęczącego, nie wiedząc, co ma o tem myśleć. Prosił go, żeby powstał, ale daremnie. Nakoniec musiał mu przyrzec, iż spełni jego prośbę.
— Spodziewałem się tego po twojej wspaniałomyślności — rzecze Don Kiszot. — Dowiedz się, panie, że łaska, o którą cię proszę, polega na tem, żebyś mi wymierzył uderzenia, pasujące mię na rycerza. Tej nocy odbywać będę straż w pańskiej kaplicy zamkowej, żeby jutro rano otrzymać to, do czego z upragnieniem tęsknię. Wtenczas już mi nic nie przeszkodzi powędrować na wszystkie cztery strony świata, jak tego moje powołanie wymaga, żeby siłą mego ramienia pomagać uciśnionym, okazać moją dzielność w potyczkach i przygodach i świat cały napełnić uwielbieniem dla moich czynów. To jest obowiązek błędnych rycerzy, a ja pałam życzeniem i chęcią spełnienia tego obowiązku, jako jeden z najwaleczniejszych między niemi.
Oberżysta widział teraz jasno, że gość jego miał zajączki pod hełmem; ale jako człowiek wesoły zgodził się uczynić zadość prośbie Don Kiszota i umyślił dobrze zabawić się jego kosztem.
— Panie wojaku — odpowiedział — prośba pańska jest bardzo słuszna, a życzenie wielce chwalebne. Jakżebym mógł tak walecznemu mężowi odmówić, zwłaszcza, że za młodych lat sam byłem błędnym rycerzem i znała mnie policja w całej Hiszpanji. Wprawdzie w zamku moim niema teraz kaplicy, bo dopiero będzie zbudowana; ale w potrzebie koniecznej można to inaczej urządzić: odbędziesz pan straż nocną na podwórzu zamkowem, a jutro dopełnimy reszty obrzędów. Takie panu dam uderzenia rycerskie, jakich jeszcze nie dostałeś. Jeszcze jedno: masz pan przy sobie pieniądze?
— Ani grosza — odrzekł Don Kiszot. — Nie czytałem też nigdy, żeby błędny rycerz woził się z pieniędzmi.
— Mylisz się pan — rzekł na to gospodarz. — Albo ci, którzy pisali pańskie książki, byli to nierozumni, albo uważali, że ta okoliczność sama przez się jest zrozumiała i nie warto o niej wspominać. Cóżby to był za błędny rycerz bez pełnej sakiewki, bez bielizny do zmiany i bez balsamu od ran?... Na otwartem polu, na pustkowiu łatwo o bitwę, a cyrulik nie zawsze jest pod ręką. Chyba zranionemu przyśle potężny a przyjazny czarownik uzdrawiające krople, ale i na panów czarowników nie można liczyć tak bardzo. Więc błędny rycerz musiałby ginąć marnie przez swoją nieopatrzność. Dlatego to błędni rycerze kazali swemu służącemu wozić za sobą pieniądze i wszystko, czego mogli potrzebować; a jeśli który nie miał służącego, co się rzadko zdarzało, to sam woził potrzebne rzeczy w zawiniątku. Panu także radzę nigdy nie wyjeżdżać bez pieniędzy i innych rzeczy koniecznych.
Don Kiszot przyrzekł zastosować się do tej rady i tymczasem pomyśleli o urządzeniu straży nocnej. W podwórzu była studnia, przy niej koryto. Don Kiszot ustawił swoją zbroję na korycie, zarzucił swoją tarczę na plecy, włócznię wziął do ręki i zaczął poważnym krokiem przechadzać się wzdłuż koryta. Było już koło północy, kiedy zaczął stróżować.
Wróciwszy do gospody, gospodarz opowiedział gościom swoim o szaleństwach dziwacznego przybysza; naturalnie wszyscy śmiali się i drwinkowali. Podeszli do okna, skąd widać było, jak Don Kiszot stąpał przy korycie tam i napowrót, jak zatrzymywał się niekiedy, wsparty na włóczni, i jak księżyc srebrzył blachę jego zbroi.
Wtem jeden z mulników chciał napoić swoje muły, nie mógł jednak tego zrobić inaczej, jak tylko zdejmując zbroję z koryta.
Na widok zbliżającego się mulnika, Don Kiszot zawołał już zdala.
— Ktokolwiek jesteś, zuchwały, nie waż się tknąć zbroi najwaleczniejszego rycerza, bo życiem swoje zuchwalstwo przypłacisz!
Mulnik jednak nie zważał na tę przestrogę i zrzucił zbroję tak silnie, że się rozleciała opodal.
Przejęty zgrozą, Don Kiszot wzniósł oczy ku niebu, wspomniał na swoją Dulcyneę i tak potężnie w głowę uderzył włócznią mulnika, że ten padł na ziemię zemdlony.
Potem z całym spokojem zebrał Don Kiszot swoją zbroję, ustawił ją znowu na korycie i nie troszcząc się o mulnika leżącego bez przytomności, przechadzał się dalej wzdłuż koryta.
Niebawem drugi mulnik, nic nie wiedząc o pierwszym, zbliżył się do studni z takim samym zamiarem i oczywiście także zdjął zbroję. Don Kiszot już go nie ostrzegał, tylko tak włócznią okładał, że mu kilka ran w głowie zrobił.
Na krzyk bitego zbiegli się ludzie z oberży, a między niemi gospodarz.
Niezatrwożony Don Kiszot chwycił pałasz i zawołał:
— Dulcyneo, królowo mego serca, pomagaj mi! Wielka przygoda czeka twego rycerza!
Własny głos tyle mu dodał zapału, że gdyby pasterze mułów całego świata na niego napadli, nie cofnąłby się przed niemi.
Towarzysze pobitych obrzucili Don Kiszota gradem kamieni. On zasłaniał się tarczą, ale z miejsca nie ustępował i ciągle pilnował swej zbroi, aż wdał się w tę sprawę oberżysta, ułagodził mulników i przypomniał im to, co opowiadał o szaleństwie Don Kiszota, któremu, jako człowiekowi, mającemu źle w głowie, należy się pobłażanie.
Don Kiszot oburzył się straszliwie, groził, że wszystkich zmiażdży, ale mulnicy, już uspokojeni, zabrali rannych i odeszli. Gospodarz zaś, któremu już naprzykrzyła się ta historja, postanowił ją skończyć czemprędzej.
Przeprosił więc grzecznie Don Kiszota za grubijaństwo tych ludzi i powiedział.
— Dowody pańskiego męstwa są dostateczne. Chodzisz pan już cztery godziny na straży, a wystarczyłyby dwie godziny. Teraz więc pod gołem niebem, zanim słońce wzejdzie, przyjmij należną nagrodę swego męstwa.
To powiedziawszy, przyniósł z szynkowni wielką księgę, w której zapisywał należności, przyprowadził z sobą chłopaka, trzymającego ogarek łojówki, znalazły się też i obie dziewczyny.
Wtedy oberżysta kazał Don Kiszotowi klęknąć i czytając coś niby ze swojej wielkiej księgi, grzmotnął go w kark z całej siły, następnie płazem własnej szabli Don Kiszota uderzył go po ramieniu, ciągle mamrocząc, jakby czytał z książki.
Potem na rozkaz oberżysty jedna z dziewczyn przypasała rycerzowi szablę, druga przypięła mu ostrogi; w końcu gospodarz uściskał się z Don Kiszotem, wysłuchał jego podziękowań i życzył mu powodzenia; o zapłacie zaś za wieczerzę nawet nie wspominał.
Dziewczyny wywiązywały się z wielką godnością z danych sobie poleceń. Wprawdzie obie miały wielką ochotę wybuchnąć śmiechem; ale że widziały, jak byli potraktowani mulnicy, wolały więc nie draźnić wojaka.