[339]DUMA
O WACŁAWIE RZEWUSKIM.
Po morzach wędrował — był kiedyś Farysem,
Pod palmą spoczywał, pod ciemnym cyprysem,
Z modlitwą Araba był w gmachach Khaaba,
Odwiedzał proroka grobowce.
5
Koń jego Arabski był biały bez skazy.
Siedmiokroć na koniu przeleciał step Gazy,
I stał przed kościołem, i kornem bił czołem,
Jak czynią w Solimie wędrowce.
Miał drogę gwiazdami znaczoną po stepie,
10
I życie niósł własne w skrzydlatym oszczepie,
Błądzący po świecie zaufał w sztylecie,
Bo sztylet mu dała dziewica.
Gdy nocą opuszczał haremu krużganki,
By odciąć drabinę wziął sztylet kochanki;
15
Choć broń była żeńska, lecz stal Damasceńska,
Hartowna — i złota głowica.
A kiedy odjeżdżał — ta bladła i mdlała,
O sztylet prosiła bo zabić się chciała,
„Żyj długo — bądź zdrowa dziewico stepowa,
20
„Twój sztylet położy mnie w grobie.
„Bo kiedy już przeszłość ten step mi zakryje,
„Gdy żyć będzie ciężko, to sam się zabiję,
[340]
„Bo dziką mam duszę. Więc sztylet mieć muszę,
„Twój sztylet mieć muszę przy sobie.“
25
Smutnego uniosły Arabskie latawce,
Bo znikła z krużganku, bo widział w sadzawce
Pod oknem, w ogrodzie, fal koła na wodzie
I białą zasłonę. O Lachu!...
I nocą obaczył kraj miły rodzony,
30
Gdy xiężyc się wznosił na stepach czerwony,
W noc nawet i ślepy poznał-by te stepy
Po kwiatów rodzinnych zapachu.
A niwa mu do stóp kłaniała się złota,
I marzył że wierny druh wyjdzie przed wrota,
35
Lecz druhów nie było... Pod zimną mogiłą
Posnęli — gdy błądził w pustyni.
Więc jechał samotny, nieznany nikomu,
Lecz jeszcze z dziedzińca, od wrót swego domu,
Odwrócić chciał konia i jechać na błonia
40
Gdzie błądzą jak wiatr Beduini.
Lecz konia podkowy rozkute od rzemion,
I koń był zmęczony... Więc skoczył ze strzemion
I wszedł do siedziby, bez zamka, bez szyby,
Gdzie rosą próchniało obicie.
45
I miło mu było gdy ujrzał te skały
Nad ciemnym Smotryczem — gdzie orzeł żył biały,
I wił sobie gniazdo; nadziei był gwiazdą,
Po nieba szybując błękicie.
Dla konia w ogrodzie budował altany,
50
I żłoby pozłacał — z kryształu dał ściany.
Przed Cara żołdakiem mógł uciec tym ptakiem
Daleko — i wolnym być zawsze.
I ludzi żałował, że żaden z nich niemiał
Szybkiego tak konia — więc każdy oniemiał,
[341]
55
I był jakby głazem, pod Cara roskazem,
A były roskazy co krwawsze.
Raz, starym zwyczajem pomarłych już rodzin,
Ten Emir Arabski w dzień pańskich narodzin,
Na sianie, za stołem, z przyjaciół swych kołem
60
Połamał opłatek i spożył.
A potem jak przodków święcono zwyczajem,
Wniósł toast nadziei stoletnim tokajem:
„Żyj Polsko wiek sławy!“ Wtém goniec z Warszawy,
Przyleciał — zawołał: „kraj ożył!“
65
Więc Emir w stepowe zapuszcza się szlaki,
A za nim na koniach buńczuczne kozaki,
W czerwieni i w bieli, po stepach płynęli,
Po smutnych kurhanach przeszłości.
I cały ten szereg błyszczący od stali,
70
Zrównanym galopem jak morze się fali;
Gdzie słychać dział huki, tam lecą buńczuki,
Jak gwiazdy z ogonem jasności.
Emira kozaki gdy błądzą przez wrzosy,
Umieją pieśń dziką rozłamać na głosy.
75
Pieśń z echem odsyła stepowa mogiła,
Pieśń grzmiącą „ho urra! nasz Emir!“
Do Cara pieśń doszła — wściekłością się pienił,
I głowę Emira na ruble ocenił;
Bo myślał że w kraju, z hordami Nogaju.
80
30
Czyngiskan szedł — Batt — lub Kantemir.
Bo umiał Rzewuski, jak Arab stepowy,
Płachtami rumakom ogłuszyć podkowy,
I cicho, gdy spali, pod obóz Moskali,
Podkradać się — bić — i brać działa.
85
Więc ściągnął jak wszyscy ściągali pod Daszów,
Gdzie nasza konnica ze szczękiem pałaszów,
[342]
Z wesołym okrzykiem, stanęła w mur szykiem,
I chmurą proporców powiała.
A kiedy z mgły srebrnej wybiło się słońce,
90
Ujrzeli Moskalów — straż przednią i Dońce.
Mur dział, jak mur złota, a za nim piechota
W bagnety porosła jak zboże...
I cicho... Wtém bomba śmierciami ciężarna,
Upadła w szeregi zwichrzona i czarna,
95
A nasi w téj chwili jeszcze się modlili,
Do nieba wołali — „O Boże!“
I razem bomb tysiąc zaryło się w stepy,
RorpękłeRozpękłe wrącémi ciskały czerepy,
I grzmiały dopokąd piechoty czworokąt,
100
Nasz Emir opasał konnicą.
I strasznie ją ściskał, w żelazne brał skręty.
Przedniémi nogami na bagnet koń wspięty,
Tak jak oczerety, połamał bagnety,
W złamanych miecz wiał błyskawicą.
105
Przemogliby nasi — choć bój był rospaczny...
Wtém wódz od armaty dał roskaz dwóznaczny:
„Konnica na skrzydła!“ zwinęli wędzidła,
Odbiegli — ostygli w zapale.
I popłoch się wmięszał — ów co był przyczyną
110
Wszczętego popłochu, nie przeżył godziną.
Bojaźni nie dzielił, dwa działa wystrzelił,
I sam się zastrzelił na dziale.
On może wśród belów ostatnich zgryzoty,
Pamiętał że dzieci zostawiał sieroty.
115
Lecz śmierć zwyciężyła, niech dziś więc mogiła
Ma łzy a nie skargi wygnańca.
A Emir gdy ogień ucichał armatni,
Ujeżdżał z rospaczą — choć zjeżdżał ostatni.
[343]
Któż męstwa zaprzecza? gdy szczerby nić miecza
120
Powlekły — jak perły różańca.
A kiedy opuszczał kraj miły — rodzony,
Znów xiężyc się wznosił na stepach czerwony...
„Leć prędzéj po błoniu, odpoczniesz mój koniu
„Gdy w ziemi staniemy Tureckiéj.“
125
„O koniu! mój koniu gdzie twoje zalety?
„Czyś może się roskuł deptając bagnety?
„Czyś złaman w kul wietrze? stój koniu — opatrzę
„Czy nie ma gdzie kuli zdradzieckiéj?“
„Ha zdrowy!.. to dobrze... lecz jechać w noc trudno.“
130
Więc chatę na stepach upatrzył odludną.
Koń zimne gryzł kwiaty, a Emir wśród chaty
Zmęczony, zalegał na ziemi...
I zasnął głęboko — bo trud go osłabił...
Śpiącego od Cara najęty chłop zabił,
135
I sztylet dziewicy, do złotéj głowicy
W pierś nurzył rękami drzącemi.
O! czemuś Emirze nie oddał kindżała
Stepowéj dziewicy, gdy zabić się chciała.
Dziś ona śpi w fali, lecz dar jéj ze stali
140
Na wieki w twém sercu zostanie.
A w Moskwie z dział bito na górze pokłonnéj,
I miasto się trzęsło od pieśni studzwonnéj.
Cieszył się Car Ruski, że Emir Rzewuski
W stepowym śpi cicho kurhanie.
Do str. 320 w. 112. Orlikowski Kapitan artyleryi konnéj, dowodzący działami w bitwie pod Daszowem. Skończył jak powyżéj duma opisuje.
Skan zawiera grafikę.
|