Rozbój i Tyras, dwa wielkie brytany,
I ten i tamten żarłok zawołany,
Na łowy razem wymknęły się z budy.
Szukały zwierza od świtu, o głodzie, Daremne trudy:
Nic nie znalazły. Wtem, biegnąc nad rzeką,
Coś zobaczyły; coś, jakoś, na wodzie Mignęło się gdzieś daleko.
«Gońmy, rzekł Tyras. — A na cóż to zda się, Mój Tyrasie?
Odpowie Rozbój; najprzód, kawał drogi Na nasze nogi, A potem, nie wiemy zgoła,
Czy to zwierz, czy stóg siana, dom albo stodoła. Przeciw daremnej fatydze
Jest sposób. Ja, bom stary i już nie dowidzę; Ale ty, bracie, ty masz oczy młode: Popatrzno bacznie na wodę, Co to za niekształtna postać? Bo jeśli gwoli ukojenia głodu Warta zachodu, To pomyślimy, jakby ją tu dostać.»
Tyras wytrzeszcza oczy. «To nie dom, zawoła, Nie stóg siana, nie stodoła: To zdechły osioł!... po uszach poznaję; Będzie na tydzień zapasu: Lecz teraz, nie tracąc czasu, Trzeba go dostać; jakże ci się zdaje,
Popłyniemy? — To trudno; osioł za daleko, Odrzecze Rozbój, i sił nam nie staje,
I dręczy głód, pragnienie... lecz w innym sposobie Możem załatwić się z rzeką.
— A to jak? pyta Tyras. — Wypijem ją sobie: Nim słońce zajdzie, zobaczysz, Tyrasie, Osioł osiądzie na piasku.» I oba Brysie, rade z wynalazku,
Żłopią i żłopią; lecz, po krótkim czasie, Nie mogły się wcale ruszyć; I zamiast rzekę osuszyć, I jeden i drugi zginął, A osioł z wodą popłynął.
Tak i człowiek: gdy jaka żądza w nim zapłonie, Nie zna już granic ni miary:
«Gdybym mógł zwiększyć moich ziem obszary!
Gdybym zabłyszczeć mógł w uczonych gronie!
Gdybym to, gdybym owo!...» Powoli, powoli:
Przestawajcie na małem, oto moja rada;
Żądze wasze, to rzeka. Człowiek się mozoli,
I rzeki nie wypije i życie postrada.