Mija czas — płyną chwile nakształt wód strumienia,
Przeszłość, na oceanie niepamięci znika,
Jak wiatr, przewieje wątłe życie śmiertelnika,
Do kresu, który ludzi w proch ziemi zamienia.
Wszystko, co nam jest miłe, zimny grób zamyka,
Giną — zaszczyty, wielkość i sława imienia,
Skoro śmierć niezbłagana, ten anioł zniszczenia,
Żelaznem swem ramieniem, serc naszych dotyka.
Taka nasza puścizna na tej bryle ziemi,
Wicher, kości umarłych po świecie rozwieje,
Po mogiłach, piołuny i chwasty zasieje;
Tylko cnota, tak rzadkorzadka między śmiertelnymi,
Co nad gmin pospolity, czyni ich wyższymi,
Śród chaosu, jak gwiazda zbawienia, jaśnieje.
Myślą — błądziłem w czasów ubiegłych wspomnieniu,
Serce, gwałtownie w piersi bić zaczęło,
Gdym drzącą ręką wykonywał dzieło
Pełne życia, na martwo leżącym kamieniu.
Pismo — w postaci twego imienia stanęło;
Cóż wtenczas zrównać mogło memu zachwyceniu?
Drzące usta złożyłem na twojem imieniu;
Czemuż z siłą marzenia życie nie minęło.
O! tajniki serc naszych są nam samym ciemne,
Samotność je rozwija, wskrzesza szczęścia chwile,
I obudzą z letargu uczucia tajemne,
Lecz przy nich tyle cierpień i udręczeń tyle,
Że zaćmią i dni lube, i chwile przyjemne,
Zostawią mdłą nadzieję, — jak kwiat na mogile. 1833 r.