Był to sobie dziad i baba, mieli razem lat ze dwieście,
A mieszkali koło Wisły, kędy Pragskie jest przedmieście,
Ale domek był najęty, więc się płacić należało
Za komorne w każdym roku groszów i tynfów nie mało;
Dziad był skąpy, chciwa baba, gdy więc nadszedł Święty Michał
I przyszło się rozstać z groszem, baba mdlała a dziad wzdychał.
By się zwolnić od opłaty, rzekła raz baba do dziada:
„Własny domek na mieszkanie pobudować nam wypada.”
„Taką summę wydać marnie!” „Koszt nie będzie nazbyt wielki:
Od sąsiada, który biedny, weźmiem nawpół darmo belki,
Żerdzie wymanim od żyda, dachóweczkę ukwestujem,
I tak sobie cudzym kosztem ładny domek wybudujem.”
„No, to nie źle, ale za plac trzeba będzie pieniądz płacić,
Nie podobna z takim trudem uciułanych groszy tracić,
Wolę raczéj zginąć marnie.“ „Czyż kto mówi o wydatku?
Dostaniemy plac za darmo, a od czego głowa dziadku?
Wisła wszystkich jest własnością, wkrótce jéj srebrzyste wody
Zcięte mrozem ostréj zimy, pokryją się w twarde lody;
Na tych lodach jak na ziemi pobudujem zrąb swėj chaty,
Plac nam darmo się dostanie, zostaną w kufrze dukaty.“
Nie dziwcie się że te brednie układała z dziadem baba,
Bo po sto lat mieli wieku, a u starych głowa słaba.
Gadu, gadu— mniejsza bajać, ale zaraz wkrótce potém
Postawili dom na lodzie, ogrodzili chatę płotem:
Mieli sień, izbę, alkierzyk, przy nich komóreczkę małą,
Nawet drzewka sadzić chcieli — to się jednak nie udało.
Cóż myślicie, jaki koniec był tak nie mądrego dzieła?
Przyszła wiosna, prysły lody i chałupka utonęła,
A z chałupką, aby wiecznym służyć dla ludzi przykładem,
Pogrążyli się w toń Wisły chciwa baba z skąpym dziadem.