Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym/Przedmowa wydawcy

>>> Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Przedmowa wydawcy
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


PRZEDMOWA WYDAWCY.

Pierwsze to wielotomowe dzieło polskie wychodzi z druku w jednym tomie. Zalety podobnych wydań doświadczeniem zostały stwierdzone we Francyi i Anglji, rozszerzać się więc nad niemi niesądzę być moim obowiązkiem, tym bardziej że wątpię aby tego światła nasza publiczność wymagała po mnie.
Pan Barbezat nieżałował znacznych nakładów, aby to wydanie w niczem nie było pośledniejsze od podobnych wydań dzieł klassycznych Francuzów i Anglików. Przed zaczęciem jeszcze druku uwiadomił publiczność polską o swem chwalebnem przedsięwzięciu; a wiele listownych podziękowań od najznakomitszych Polaków, są mu rękojmią dobrego przyjęcia tej ofiary, którą on pierwszy z cudzoziemców składa naszemu narodowi.
Ktokolwiek rzuci tylko okiem na to wydanie, bezwątpienia nie zaprzeczy mu wyższości nad wszystko co dotąd było widziane w naszym języku. Jak Pan Barbezat nieżałował kosztów byle dopiąć tak zacnego celu, tak Pan Pinard ze swojej strony nieszczędził wydatków, chcąc tym sposobem z szacunkiem dla nas połączyć sławę swojej drukarni i gisserni. Dość gdy wspomnę, że dobierał najlepszych zecerów jakich mógł znaleźć w Paryżu, i że w ciągu druku sześcioarkuszowy komplet liter trzy razy kazał przelewać.
Ja z mojej strony, oddając obudwóm sprawiedliwość, nie stawię się wcale w postaci chwalcy, ale opowiadam to co widziałem; a żem Polak, ani mogę zataić mojej wdzięczności dla nich, ani tam milczyć, gdzie obowiązek pośrednika między nimi a Ziomkami memi mówić mi każe.
Wezwany przez Pana Barbezat do trudnienia się tem wydaniem, gruntując moje starania na przywiązaniu do Ojczyzny, robiłem co mogłem, a Ziomkowie niech sądzą oile byłem w tej mierze szczęśliwym.
Poprawność druku mając za główny warunek dobroci wydania, pewny jestem (jeżeli kto może być pewnym w takim razie), że pomimo drobności liter, dzieło to jest poprawnie wydrukowane. Mogą się znaleźć omyłki czasem w znakach ortograficznych, czasem w przekładzie liter, czasem w samych literach; lecz wie każdy że zupełna doskonałość jest niepodobna w drukarstwie. Opuszczenie wierszów całych, opuszczenie pojedynczych wyrazów, zmiana sensu, lub dwuznaczność jego przez złe wydrukowanie słowa: to błędy za które szczególniej jest odpowiedzialny wydawca, ja zaś wiernie się trzymałem tego co miałem w dawnych wydaniach; jeżeli więc tam były podobnego rodzaju błędy, nie jam im winien.
Pan Barbezat zamierzając sobie drukować to dzieło miał wszystko co wyszło z pióra Krasickiego, tojest: naprzód trzy edycye dziesięciotomowe; powtóre, Zbiór wiadomości rozmaitych porządkiem alfabetu ułożony i we dwóch tomach in-folio wydany; dalej, poema jedno polityczne dotąd nigdzie niedrukowane; komedye ogłoszone pod imieniem Nowińskiego; wreszcie, Biblioteka królewska w Paryżu pozwoliła mi do użycia kompletnego exemplarza wszystkich tomików pisma peryodycznego Zabawki przyjemne i pożyteczne, gdzie się ma znajdować wiele artykułów ręki Krasickiego. Prócz tego, ponieważ Krasicki był kapłanem, mogą się znajdować jakie kazania jego; że był jedną z najznakomitszych osób w kraju, mnóztwo listów nieznanych nam znajduje się bezwątpienia w ręku prywatnych; a może jeszcze poezye jakie lub inne pisma.
Co miał w takim razie uczynić xięgarz cudzoziemiec, co mu miał poradzić wydawca Polak? Na to pytanie z obowiązku mego i jako wydawca, i jako Polak powinienem odpowiedzieć.
Wybór który uczynił sławny Dmochowski za życia jeszcze Krasickiego, był zdaniem mojem najlepszy; zawierał bowiem najważniejsze, najpoprawniejsze i najużyteczniejsze pisma jego; takie wreszcie jakie sam autor uznał za autentyczne, za godne druku lub przedrukowania. Zmienić plan rozsądnie ułożony, i tak zgodny z potrzebami kraju, byłoby to z mojej strony uchybieniem.
Bez wahania tedy odrzuciłem ogromny Zbiór potrzebnych wiadomości, gdyż te wiadomości były potrzebne kiedyś, ale nie dziś. Gdy to dzieło ogłaszał Krasicki, inne były potrzeby kraju, inny stan wiadomości, mniej upowszechniona znajomość obcych języków, mniejsza liczba dzieł encyklopedycznych za granicą, inne ich przeznaczenie, inny duch, inny sposób zapatrywania się na rzeczy, mniejsza erudycya, uboższa literatura europejska i. t. d. i. t. d.: a to wszystko dla tego że wówczas był wiek ośmnasty, a teraz dziewiętnasty, że prócz tego co pierwej wiedziano, wiemy wiele rzeczy dawniej nieznanych. W ośmnastym tedy wieku dzieło to Krasickiego było użytecznem, zupełnie odpowiadającem swojemu celowi: ale dziś zmieniły się rzeczy, a Zbiór potrzebnych wiadomości raczej za czyn obywatelski autora uważać należy, jak za dzieło godne czytania dla tych wszystkich, którzy powinni czytać i odczytywać te jego pisma które mu nieśmiertelność w naszej literaturze zapewniły. Ktoby skrócił i przetłumaczył znajomą powszechnie encyklopedyą niemiecką, ktoby do swego wyboru dodał wiadomości polskie i obce z innych dzieł czerpane; tego zasługa mogłaby iść w równi z zasługą Krasickiego uważanego jako autora encyklopedyi o której mowa: a dzieło podobne takąby miało wyższość nad nią, jaką ma wiek dzisiejszy nad wiekiem przeszłym. Dalej, Krasicki jest autorem bardzo małej liczby artykułów tam umieszczonych, a niewiadomo nawet których?; był wspomagany przez inne osoby, a niewiadomo jakie?; tłumaczył poprostu lub skracał co znalazł stosownego w innych językach. Praca tedy ta zupełnie jest taka sama jak Gazety lub pisma naukowego, które wychodziło niegdyś pod okiem wielkiego pisarza. Jak więc niewłaściwie byłoby przedrukowywać dawny dziennik, niemający zalet Spektatora Angielskiego, takby Pan Barbezat żadnej przysługi nieuczynił Polakom drukując ogrom różnorodny przestarzałych, niedokładnych, a często fałszywych wiadomości.
Poema polityczne które mam w rękopismie i inne podobne pisma, o któreby mi nie było trudno, naprzód obraziłoby wiele osób i ściągnęło naganę na całe wydanie; potem jako dzieło czasu przeszłego, czasowi przyszłemu winno być zostawione. Z tych tedy powodów nie umieściłem go w zbiorze.
Komedye Krasickiego, ani druku były godne, ani zasługują na przedrukowanie; a ja gdybym to uczynił skrzywdziłbym autora, który tak dalece sam był przeświadczony o ich małej cenie, że się wstydził nawet bezimiennie je wydać, ale użył na to nazwiska swego sekretarza.
Robić wyjątki z pisma peryodycznego do którego redakcyi wiemy że należał autor, jest niewłaściwie; naprzód, jakem powiedział, żeśmy niepewni co jest jego, powtóre, że sam Krasicki niechciał aby Dmochowski przedrukowywał te artykuły.
Kazania jeżeli są, to nieliczne, a wątpliwość czy są jego własne, czy pod jego imieniem uchodzą, odstręczyła mnie od poszukiwania ich; tymbardziej że autor żyjąc pod rządem pruskim, otoczony protestantami, i niemiał sposobności okazać swój talent w tej mierze, i nie jest znany w literaturze jako krasomowca.
Listy mające związek z dziejami krajowemi, z życiem autora, naukowe, dowcipno-satyryczne, byłyby dla mnie bardzo pożądane: ale dla samego tego że są Krasickiego, dla stylu, lub dla zrobienia tomu grubszym, nieważyłbym się je drukować.
Tak więc poprzestałem na tych dziełach mego autora, które powinny i mogą być znajome publiczności naszej; a jeżeli tym sposobem przyczynię się do większego upowszechnienia ich i lepszego cenienia, drobny udział, jaki mieć mogłem w przysłudze Pana Barbezata dla naszej Ojczyzny, nadmiarę będzie mi wynagrodzony.
Zupełne wydanie godnych i niegodnych czytania dzieł Krasickiego, uczyniłoby zbiór przeszło trzy razy większy, a publiczność skazanaby była na płacenie za to co jej niepotrzebne. Byłby to zbytek godny nagany. We Francyi i Anglji może to uchodzić, raz że tam więcej jest dzieł odpowiadających nagłym i niezbędnym potrzebom kraju, potem, że Francya i Anglija nie są tak ubogie jak nasza Ojczyzna! Przyjdzie czas, że i my będziemy w stanie zdobyć się na podobne zbytki, i oddać Krasickiemu nową cześć; ale dziś przestańmy na tem co dobre i potrzebne, i błagajmy wszystkich naszych autorów, xięgarzów i drukarzów, aby natomiast drukowali tłumaczenia naszych łacińskich pisarzów, przedrukowywali stare dzieła, ogłaszali nieznane rękopisma; a jestem pewny że i krajowi i sobie samym większą korzyść przyniosą.
Wreszcie, co się tyczy wydania które ogłaszam, zdobi je portret autora ryty przez Pana Antoniego Oleszczyńskiego, którego talent tak sprawiedliwie jest wielbiony i u nas i w całej Europie; sądzę przeto że wydanie to posiada wszystkie zalety i ozdoby na jakie tylko zdobyć się było można. Pisałem w Paryżu i Marca 1830 roku.

Michał Podczaszyński.

Mowa
NA OBCHÓD PAMIĄTKI IGNACEGO KRASICKIEGO ARCYBISKUPA GNIEŹNIEŃSKIEGO, MIANA NA POSIEDZENIU PUBLICZNEM TOWARZYSTWA WARSZAWSKIEGO PRZYJACIÓŁ NAUK DNIA 12 GRUDNIA l801 ROKU, PRZEZ FRANCISZKA DMOCHOWSKIEGO, CZŁONKA TEGOŻ TOWARZYSTWA.

Jeżeli z rzeczy ludzkich może co sobie rościć prawo do nieśmiertelności, to zapewne geniusz. Inne zalety, bądź władzy, bądź bogactw, bądź urodzenia, przemijającą mają trwałość. Rażą niekiedy pozornym blaskiem mniej uważne oczy: ale zgon wraca je do nikczemności, z której się niesłusznie wydobyć usiłowały. Sama nawet cnota, najpierwsze i największe między ludźmi dobro, wkrótce nieznana gaśnie, jeźli pióro geniuszu nie wydrze ją zapomnieniu, i nie zapisze w xięgę nieśmiertelności. Sam tylko geniusz żyje z siebie: On jest i przedmiotem i sprawcą swej chwały; a te same dzieła stają się dla niego niezatartą pamiątką.
Któż ze współczesnych nad Krasickiego może być pewniejszym tego gatunku chwały? kto nad niego może sobie dłuższe obiecywać życie w pamięci potomności? Póki się utrzyma język Polski, ta znakomita i najkształtniej okrzesana gałąź Słowiańskiego języka, póty jego imie wspominane będzie z tem uczuciem, jakie jego dzieła w każdym z czytających wzbudzają. Co mówię! Dzieła jego przyłożą się do utrzymania tego języka. Najodleglejsi potomkowie, chciwi tych samych kosztować słodyczy, które w czytaniu Krasickiego ich pradziadowie czerpali, uczyć się będą ich mowy i prześlą ją swoim następcom.
Zaiste mąż tak wysokich talentów, wyższy jest nad wszystkie pochwały. Żyje on i żyć będzie z siebie: i ten wieniec, który sam swoją ręką uplotł, nie potrzebuje żadnej ozdoby z przydanych obcą ręką kwiatów. Ale posłuszny być winienem rozkazom Zgromadzenia, które uiszczając się ze swoich obowiązków, aby pamięć uczonych ludzi w inny hołd w gronie jego odbierała, mnie do tej posługi, tak dla mnie pochlebnej, wezwać raczyło. Należy się od tego Zgromadzenia najżywsza wdzięczność zmarłemu Xiążęciu, że imie swoje w rejestr jego najskwapliwiej zapisał; że w początkach zaraz, największą gorliwość, względem jego ustanowienia, utwierdzenia i skutków okazał. Niestety! jeźli nie wcześnie dla siebie, zanadto prędko umarł dla Towarzystwa, którego i najcelniejszą był ozdobą, i byłby najużyteczniejszym członkiem. Do tego nie może być rzeczą obojętną dla światłej publiczności, posiedzenia nasze tak liczną przytomnością zaszczycającej, słyszeć rzecz o mężu, którego dzieła z takiem czyta ukontentowaniem: A ja największy stąd pochop, największą śmiałość biorę, że o Krasickim mówić będę.
Żyjemy w tym wieku, kiedy opinia do prawideł natury i rozumu zwrócona, ceni ludzi podług osobistej ich wartości. Wyschło dziś źródło owych pysznych pochwał, tak obficie szafowanych, a z takiem unudzeniem słuchanych. Nie pytają się teraz, jak długi szereg przodków liczyć kto może, ale jakim był i co uczynił. Szczęśliwa zaiste zmiana, która obaliwszy słabe podstawy, na jakich oparte dawniej dumne bałwany, przywłaszczały sobie prawo do czci świata, każe szukać rzetelnej chwały w talentach, zasługach i cnocie, taką sobie zapewnił Krasicki. Miał on wszystkie zaszczyty panującej dawniej opinji: lecz tak je zaćmił osobistą wartością, iż samo ich wspomnienie zdawałoby się ujmą jego chwały. Dowcip jego, talenta, przymioty, stawią go w rzędzie najznakomitszych ludzi, jakiemi się ta ziemia w oczach Europy i potomności zaszczycać będzie.
Urodził się Krasicki roku 1734. W dziecinnym zaraz wieku okazywał bystrość w pojęciu, dowcip w zapytaniach, żywość i trafność w odpowiedziach. Troskliwi rodzice, widząc w dziecięciu szczęśliwy zaród talentów, starali się, przez najlepszą, jaka natenczas być mogła, edukacyą, zasilać je i rozwijać. Jakożkolwiek zdanie to prawdziwe, że natura daje nam przymioty, które się w dalszem życiu odkrywają; zaprzeczyć nie można, że ich umocnienie i wzrost od edukacyi zależy. Ona je uprawia, ożywia, krzepi: albo przydusza, umarza i niszczy. A lubo zdarza się niekiedy, że moc natury przełamie wszystkie zawady, starga wszystkie więzy, któremi ją krępować usiłowano; częściej atoli złe prowadzenie przytłumia jej dzielność; wstrzymuje, lub zwraca jej pęd; i zrobi dzieło nikczemne z tego, co pod zręczniejszym kierunkiem, stałoby się przedmiotem podziwienia ludzi.
We Lwowie odbył bieg nauk szkolnych. Jeszcze naówczas dopiero co zaczynała się reforma: jeszcze lepszej Filozofji nie znano: jeszcze nauki wyzwolone nie były tem, czem być powinny. Niezrozumiane myśli, najeżone wyrazy, składały najwyższą ich piękność i ozdobę. Zapewne z takich nauk nie wiele mógł korzystać Krasicki. Lecz geniusz sam tworzy swoje oświecenie. Z małej on iskierki roznieca płomień, którego blask nie tylko jemu, ale i drugim przyświeca. Czytanie klassycznych pisarzów, dało mu poznać czczcić owych mniemanych mistrzów, którzy nadętym i niezrozumianym mówiąc językiem, z politowaniem, a ledwie nie z pogardą, na Cyceronów i Liwiuszów patrzyli. Takim sposobem kształcąc swój dowcip, zostawił daleko swoich kollegów, a stał się celem podziwienia dla nauczycielów. Wspominają ci, którzy razem z nim, tym zawodem nauk szkolnych biegli, jego wierszopiskie wyzywania. Już wtedy wyrywał się gwałtem jego przedziwny talent. W szkolnych igraszkach widać było dowcip, który w czasie miał być rozkoszą narodu.
Przeznaczony do stanu duchownego, posłany był do Włoch, dla doskonalenia się w naukach stosownych do swego powołania. Lecz geniusz Krasickiego nie ograniczył się tego gatunku pracą. Zdolność jego rozciągała się do wszystkiego, i że tak powiem, pożerała wszystko. W temto siedlisku nauk i kunsztów, wykształcił swój gust, który w kraju, gdzie dopiero zreformowane zaczęły powstawać nauki, żadnegoby nie znalazł zasilenia. Tam z szanownych grobów wywoływał cienie Fedrów, Horacyuszów, Maronów, Tassów, Aryostów; tam zbogacił umysł prawdziwemi wzorami piękności: i na klassycznych brzegach Tybru, usposobił się do odżywienia w swoim narodzie i języku, owych dowcipów nieśmiertelnych, na których wzór formowały się i formować będą dowcipy wszystkich narodów.
Powróciwszy do ojczyzny, wszedł zaraz na wysokie swojego stanu stopnie; przeznaczony, aby wnet stanął na najwyższych. Pomagało do tego zacne pokrewieństwo, lecz nadewszystko jego własne talenta. Obrany z arcykapituły Lwowskiej na trybunał Małopolski, prezydował tej magistraturze, i tam miał sposobność poznać wszystkie obroty prawnicze, które potem tak dowcipnie i trafnie w Doświadczyńskim opisał. Jeżeli z jednej strony to urzędowanie pożyteczne było, do poznania licznych wad i bezprawiów, które się u nas w administracyi sprawiedliwości popełniały; z drugiej chwalebne dla urzędnika, bo na niem dał dowód wysokiej cnoty, bezinteressowności, bezstronności, i wszystkich przymiotów, które prawy sędzia mieć powinien.
Gdy się pokazał w stolicy, zadziwiał wszystkich swoim dowcipem, który jaśniejący w pięknej ciała postaci, stał się duszą i rozkoszą najświetniejszych towarzystw, jakie wtenczas liczyła Warszawa. Wszystkie posiedzenia brzmiały jego pochwałami. Zapewne kształtna postać nie jest jedną z pierwszych zalet człowieka: ale połączona z imnemi rzeczywistemi talentami, nie mało się do jego wziętości przyczynia, i sprawia za pierwszem wejrzeniem, przychylne, lubo niekiedy zawodne, dla niego uprzedzenie[1].
Tak świetne Krasickiego talenta ściągnęły uwagę króla. Stanisław August umiał je czuć i szacować. Poznał on w Krasickim człowieka, który swoim dowcipem był w stanie przyłożyć się wiele do chwały jego panowania. Starał się więc pozyskać go dla siebie, a razem zachęcić. Wyrobił mu indigenat w prowincyi Prus zachodnich, dał kanonią Warmińską, a wkrótce otrzymał koadjutoryą Warmińskiego biskupstwa. Jemu był winien Krasicki swoje prędkie wyniesienie na dostojeństwa kościelne, i sam to nie raz z uczuciem powtarzał. Jakoż w pismach swoich nieśmiertelną pamiątkę swojej wdzięczności zostawił.
Wychodziło podówczas pismo peryodyczne, pod tytułem Monitor, na wzór Spektatora Angielskiego, którego w znacznej części było tłumaczeniem. Pismo to moralne, bardzo dobrze układane, osobliwie w pierwszych latach, przyczyniało się wiele do oświecenia narodu i prostowania jego opinji. W niem składał Krasicki pierwsze płody dowcipu swego. Chociaż wiele piór około tego pisma pracowało, i wszystkie artykuły są bezimiennie umieszczone; po tonie lekkim, wesołym, zabawnym, nie trudno jest poznać Krasickiego robotę. Takto prawdziwy dowcip ma swoję cechę: wszędzie on wyryje swoje piętno, wszędzie jest do siebie podobnym.
Śmierć Grabowskiego w roku 1766 przyśpieszyła Krasickiemu obięcie Warmińskiego biskupstwa. Żadna katedra w Polszcze nie miała tylu ludzi z wielkiemi talentami, co Warmińska. W niej słynął Dantiscus, szacowany poeta w łacińskim języku; w niej jaśniał Hozyusz, jeden z najsławniejszych ludzi swojego wieku, który był legatem Papiezkim na soborze Trydentskim, a którego dzieła na wszystkie prawie języki europejskie przełożono. W niej siedział Kromer, dziejopis, jeograf, mówca i statysta, godzien stanąć w swoim rodzaju obok pierwszych autorów Rzymu. Ją zaszczycił Tideman, że był przyjacielem i dobroczyńcą Kopernika, i usposobił go, aby został zaszczytem swego narodu, a nauczycielem wszystkich. Jej był głową Załuski, którego listy są szacowną dziejów owoczesnych pamiątką. Jej chwałę utrzymał Grabowski, mąż oświecony i gorliwy o rozkrzewienie nauk. Szereg tak znakomitych ludzi godnie Krasicki zakończył.
Zawód życia publicznego, ten zawód, w którym obywatel ze wszystkiemi talentami najświetniej się okazuje; gdzie rozum, cnota, moc duszy, miłość ojczyzny, otwarte ma pole; gdzie staje na widoku to wszystko, co serce ludzkie najszlachetniejszego, co umysł najwynioślejszego mieć może; ten, mówię, zawód nadto był krótki dla Krasickiego. Na jednym tylko znajdował się sejmie 1768 roku. Smutna epoka upodlenia narodu w zgwałceniu jego reprezentacyi, w narzuceniu nań więzów, które zaledwie przed zgonem swoim pokruszył. Nie zasmucałbym was, cnotliwi i uczeni Mężowie, tak niemiłem wspomnieniem, gdyby w tem zdarzeniu nie okazał Krasicki gruntownego zdania, szlachetnego czucia, i przenikłej rozumu bystrości. To prawidło, gdzie reprezentacya nie jest wolna, tam jej nie masz; gdzie nie można chcieć i nie chcieć, tam obca wola panuje; gdzie cząstki są gwałtownie odcięte, tam reszta skaleczona nie może wystawiać całości, i do żadnego prawnie przystąpić działania, póki swojej zupełności nie odzyska; to prawidło od sławnego dziś Metafizyka, po zaszłym gwałcie reprezentacyi narodowej wyłuszczone, bystrym i szczęśliwym rzutem geniuszu, objął Krasicki. Przejęty sprawiedliwem uczuciem na taką obrazę majestatu narodowego, radził, aby póty zawiesić posiedzenia sejmowe, póki wzięte członki zgromadzeniu powrócone nie będą. Byłto najlepszy, najskuteczniejszy, i pełen godności środek do wstrzymania gwałtu w pierwszych jego zapędach. Ale wiadomo, dla czego to zdanie, pochwalone z początku, upadło, i jak wstydliwy obrót tej rzeczy dano.
Przez podział kraju 1773 z Prusami zachodniemi przeszło xięztwo biskupstwo Warmińskie, pod panowanie królów Pruskich. Siedział wtenczas na tronie ów wielki Monarcha, jakich ledwie wydają wieki. Rządca, Filozof, Bohatyr i Literat, jaśniał wszystkiemi promieniami chwały. Okryty laurami zwycięztwa, głosem całej Europy postawiony obok najsławniejszych wodzów; nie przestając na wysokości tronu, szukał tej, do której dowcip i nauki wynoszą. Utrzymywał ścisłe związki z najpierwszemi ośmnastego wieku geniuszami. Wolter, Dalembert, Diderot, Helwecyusz byli jego przyjaciółmi. Podobnej przyjaźni godnym osądził Krasickiego : poznał jego dowcip, powziął wysoki dla niego szacunek i szczególnemi względami zaszczycał. Jeżeli co utratę ojczyzny Krasickiemu cóżkolwiek osłodzić mogło, to jedynie, iż się zbliżył do wielkiego człowieka. Wiadome wszystkim ścisłe i poufałe obcowanie Krasickiego z Fryderykiem. W jego wesołym i miłym dowcipie szukał wytchnienia w swych pracach, szukał przyjemnej dla swojej starości rozrywki[2].
Stawszy się obcym swojej ojczyźnie, i nie mogąc należeć więcej do pełnienia obowiązków senatora, Krasicki zatopił się cały w naukach. Zaczął wydawać jedne po drugich pisma, które obróciły na niego oczy powszechności, zjednały mu chwałę szczęśliwego dowcipu, i stały się najpiękniejszą literatury Polskiej ozdobą.

« A cnej pisania sztuki z dowcipem i gustem,
« Tyś dał pierwsze przykłady pod naszym Augustem!

Napisał sławny poeta Trembecki w wierszu Gość w Heilsbergu, a napisał szczerą prawdę, i był tylko powszechnego czucia tłumaczem. Rzućmy okiem na liczne dzieła Krasickiego: są one najdroższym upominkiem zostawionym powszechności, i składają najznaczniejszą część historyi jego życia. Zapomni potomność, że był Biskupem, Arcybiskupem, Xiążęciem; ale czytać i wielbić będzie szczęśliwego pisarza i wielkiego poetę.
We wszystkich prawie rodzajach literatury doświadczał sił swoich Krasicki. Jeżeli nie we wszystkich jednako wygórował, wszędzie atoli dowcip niepospolity pokazał. Najwyższe jego zasługi są w Poezyi. Te żebyśmy lepiej ocenić mogli, rzućmy okiem na stan rymotworstwa Polskiego, nim je swojemi dzieły ubogacił Krasicki.
Poezya Polska to ma szczególnego, że prawie naznaczyć nie można epoki, kiedy się zaczęła, kiedy wzrosła i zbliżyła się do doskonałości. Znamy początki Poezyi Łacińskiej; stworzył ją Enniusz, Pakuwiusz, Liwiusz, Andronik; wykształcił Terencyusz i Plautus; Lukrecyusz ją posunął wyżej; a Wirgiliusz i Horacyusz do tego stopnia wynieśli, że doskonałość i dzieła ich za jedno są poczytane. Francuzka poezya liczy Marota, Ronsarda, Mejnarda i wielu innych, nim ją Kornel, Rasyn, Boileau wykształcili i wydoskonalili. Polska poezya, w samych zaraz początkach, nosi cechę kształtu, poprawy i gustu. Dzieła Jana Kochanowskiego (że pominę Reja z Nagłowic spółczesnego, ale bardzo niższego), są razem i najdawniejszym zabytkiem poezyi Polskiej, i najlepszym. Można nawet powiedzieć, że aż do dni naszych Jan Kochanowski pierwsze miejsce słusznie posiadał. Ale oddając mu sprawiedliwość, co do czystości języka, powagi stylu, dobrego toku wiersza, Jan Kochanowski nic prawie z siebie nie utworzył. Wykład Psalmów Dawida, jest tylko dobrem tłumaczeniem; Szachy są naśladowaniem, i ledwie Kochanowski przy Trenach, kilku Pieśniach i Fraszkach zostaje. Bracia jego wsławili się samem przekładaniem, Jędrzej Eneidę, Piotr Jerozolimę wyzwoloną na język ojczysty przerabiając. Prawda, że Piotr jest jednym z najlepszych naszych tłumaczów; lecz Jędrzej bardzo słaby i ledwie kiedy sobie przypomni, że Wirgiliusza tłumaczy. Domagało się to bozkie dzieło lepszego pióra : a wydane próby dowodzą, że oczekiwanie publiczności zawiedzione niebędzie. W starości Kochanowskiego zaczął słynąć Szymonowicz. Przyznać należy, iż ten poeta jest najlepszym w poezyi pasterskiej pisarzem. Zimorowicz i Gawiński daleko są od niego. Kochowski z Liryków swoich z wielu względów ma słuszną zaletę, lubo mu nie zawsze gust towarzyszy. Twardowski pełen ognia, grzeszy nadętością. W tejże epoce Olwinowski i Zebrowski Przeobrażeniami Owidyusza, później Bardziński i Chrościński Farsalią Lukana, Trajedyami Seneki, Listami Heroldów, i niektóremi własnemi dziełami język nasz pomnożyli. Ale uwielbiając ich prace, nie można ich w rzędzie doskonałych tłumaczów umieścić. Potockiego Argenida i inne pisma, przy szczęśliwych wyrażeniach mają liczne wady. W tym właśnie czasie zepsuł się gust dobry w Polszcze. Co wtedy wyszło, niewarte wspomnienia. Wacław Rzewuski w swoich Trajedyach, wierszem gładkim, choć nieco prozaicznym pisanych, od początku reformy nauk, zaczął lepszy gust w poezyi ożywiać. Niemniej przyłożyła się do tego Drużbacka, rzadka naówczas kobieta: i choć materye od niej traktowane po większej części nie są poetyckie, znajdują się przecie w jej wierszach, stylem gładkim i rymowaniem niepospolitem układanych, wyrazy prawdziwie piękne. Minasowicz tę ma zaletę, że pisarzów Łacińskich z wiernością i dokładnością, lubo bez mocy i delikatności, przelewał.
Wszystkie więc bogactwa poezyi Polskiej zamykały się w Pieśniach Kochanowskiego, Kochowskiego i Twardowskiego; w Sielankach Szymonowicza, Zimorowicza i Gawińskiego; nareszcie w licznych autorów dawnych i niektórych późniejszych, z mniejszem lub większem powodzeniem, dokonanych wykładach. Szacowne to są skarby, drogie dowcipu ojczystego płody, godne zachowania języka rodowitego zabytki. Lecz jak je obficie zbogacił, jak wysoko pomnożył Krasicki! Pozwólcie uczeni Mężowie, pozwól oświecona publiczności, że w obszerniejszy dzieł jego rozbiór wnijdę: wszakże rzetelna pochwała autora najwięcej w jego dziełach zamknięta. Jeżeli zaś w tym rozbiorze powtórzę w części to, co już napisałem, wymówić raczy publiczność tę potrzebę, zwłaszcza, że w jednej materyi odmiennego zdania być się godzi.
Najpowszechniej znane i szacowane są Bajki i Przypowieści Krasickiego. Od najdawniejszych czasów smakowali sobie ludzie w tym rodzaju zmyślenia. Czy ono wzięło początek w niewolniczych rządach, gdzie człowiek nie śmiejąc prawdy powiedzieć panu, wystawiał ją w podobieństwie; czy że umysł ludzki znajduje ukontentowanie przedzierać lekką zasłonę, pod którą się ukrywa prawda, a przez to własnej przyklaskiwać bystrości; bajki najmilszą były, są i będą dla ludzi zabawą. Rodzaj ten poezyi zdaje się na pozór lekki i drobny : potrzebuje atoli zbiegu rzadkich talentów : rozsądku w obraniu, trafności w przystosowaniu, lekkości, żywości i delikatności w odmalowaniu. Stworzył go Ezop, wykształcił Fedr, a La Fontaine przez wdzięki prostoty i szczerości w rzędzie najpiękniejszych literatury płodów postawił. Powiedziano o nim, że malował naturę, a pęzel zatrzymał. Zdaje się jednak, że pozwolił tego pęzla Krasickiemu. Te dwa dowcipy godne były udzielać się sobie, i poeta Polski zaufania Bajkopisa Sekwany nie zawiódł. Jakie wdzięki są w jego bajkach rozlane! jak myśl szczęśliwa! jak trafne obroty! jak wyraz jego tchnie szczerością i niewinną prostotą! Trudno jest w rozbieraniu okazywać to, czego samo uczucie jest jedynym sędzią. Już wartość dzieła tego zostaje pod pieczęcią czasu, i Bajki Krasickiego od dwudziestu lat w ręku wszystkich będące, z ukontentowaniem czytane i odczytywane, zgodnem zdaniem za dzieło najwyborniejsze uznane zostały. Pracowali u nas różni w tym rodzaju. Mijam Sto i oko Bajek Jabłonowskiego. Minasowicz przekładał Fedra, Jakubowski La Fontaina; inni tych pisarzów naśladowali. Mają swoje zalety : lecz żaden nie doszedł Krasickiego, a jeden tylko, którego imie łatwo powszechność zgadnie, tuż przy nim stanął[3].
Niemniejszej są godne chwały Satyry Krasickiego. Rodzaj ten nienawistny, gdy z granic swoich występuje i w paszkwil się zamienia, zamknięty w prawidłach przystojności, jakie mu sam Krasicki określił :

« Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka,
« Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka;

w tych, mówię, prawidłach zamknięty, bardzo jest pożyteczny i społeczności cywilnej i Rzeczypospolitej nauk. Dawni i niektórzy z późniejszych umieszczali śmiało imiona osób, których wady, lub głupstwa wytykali. Tak czynili z starożytnych Horacyusz, Juwenalis, z późniejszych Boileau i Pope. Krasicki naśladując tych wielkich mistrzów, trzymał się własnego prawidła : gromił złe obyczaje, wytykał nieuwagi, żartował z śmieszności : lecz nigdy nie ranił osoby. Połączył on trefność Horacyusza z mocą Juwenalisa. Możnaż silniej powstać na hańbę wieku swego, jak w pierwszej Satrze Wiek zepsuty? albo z większym gniewem wybuchnąć na bezczelności zbrodni, jak w drugiej pod napisem Wziętość? Chcemyli znowu co czytać w tonie lekkim, zabawnym, żartobliwym, czytajmy Satyrę przeciw Pijaństwu, czytajmy drugą o Oszczędności, a nadewszystko Żonę modną. Jan Kochanowski w swoim Satyrze jest tylko rozsądny. Opaliński, który chciał być Polskim Juwenalisem ma zapęd i ogień, ale jest rozwlekły, a pisząc bezrymowym wierszem, wcale niesmaczny. Naruszewicz jeden mógłby walczyć o palmę satyrycznej poezyi z Krasickim. Pisze mocno, łaje, gromi : lecz w tym tylko celuje gatunku satyry : nie ma nic z tej szczypiącej żartobliwie złośliwości, która jest tak przyjemną zaprawą Satyr Horacyusza. Sam Krasicki posiadał ten rzadki przymiot, i można powiedzieć, że Satyry jego nie ustępują niczemu, co najlepszego w tym rodzaju dawna i teraźniejsza literatura mieć może.
Jeszcze co do mniejszej Poezyi, wiele winien nasz język Krasickiemu. On zostawił wzory listów wierszopiskich, on w drobnych wierszach dał językowi naszemu lekkości zwrotność, do której zdawał się być niesposobny. Jego Podróż do Biłgoraju, jego Listy wierszami przeplatane, pisane z dowcipem, z żywością, naturalnością, stały się dla nas tem, czem jest dla Francuzów La Chapelle, i lekkie poezye Woltera.
Gdyby Krasicki nic więcej nie zrobił nad satyry i bajki, jużby stanął na czele Poetów Polskich. Ale co większą jeszcze, a jemu tylko właściwą stanowi chwałę, on sam ubogacił ją poematami w ściślejszem znaczeniu wziętemi, których dotąd wcale poezya nasza nie miała : bo Wojna Kozacka Twardowskiego, jest tylko historyą rozwlekłym wierszem pisaną. Ten rodzaj poezyi, większej w imaginacyi obiętości, większej rozległości geniuszu, śmielszego pęzla, wynioślejszego stylu wyciąga, a zatem większe autorowi daje prawo do chwały.
Pierwsze poema Krasickiego, i najpierwej w porządku dzieł jego wydane, jest Myszeis. Zdaje się, że Batrachomiomachia, czyli Wojna myszy z żabami, pospolicie przyznawana Homerowi, była wzorem tego poematu. Nie wiemy, czyli krótkie poema Homera, jest tylko igraszką wesołej myśli, czy też miał ukryty zamysł poeta wyśmiać kłótnie jakiego miasta. W Myszeidzie widoczniejsze są stosunki do przywar narodowych. Spór szczurów i myszy o pierwszeństwo, wystawia kłótnie między naszym senatem i stanem rycerskim. Rada ministrów na dworze Popiela, osobliwie jej konkluzum, wyraża pospolite obrady Polskie przed sejmem 1788. W charakterach myszy różnych krain, odrysowane są charaktery różnych narodów. Biblioteka zamieniona w spiżarnią, jest szczęśliwą i stosowną fikcyą. W całem poemacie myśl trefna i zabawna. Wstępy na wzór Aryosta, zmyśli moralnych. Rzucone uwagi wysokie z zastanowienia się nad rzeczami drobnemi, czynią skutek przedziwny. Obraz Filusia kotka, faworyta xiężniczki Duchny, bardzo piękny : niemniej dobrze zrobiony opis lichwiarza. Apostrofę o miłości ojczyzny stała się niejako wyrazem świętym. Niektórzy mniemali, że Myszeis jest poematem zupełnie allegorycznem że pod imionami Gryzomira, Gryzandra, Rominogrobisa, Mruczysława, Filusia, Syrowinda, ukryte były pewne osoby. Ale próżne ich były usiłowania w znalezieniu klucza do tej allegoryi. Atoli podobna do prawdy, że poema to było w początku pisane w celu satyrycznym : potem odmienił myśl autor, i zrobił je czystą igraszką wesołego dowcipu. Jakoż niepodobna rozumieć, aby geniusz tak trafny i szczęśliwy, pisał rzecz bez celu. Mimo, że chciał zatrzeć wszystkie ślady pierwiastkowego zamiaru, zostało się jednak kilka, po których można dociec myśli autora. Ktokolwiek wczyta się dobrze w to poema, znajdzie niejakie podobieństwa, kogo autor przez Popiela, kogo przez myszy i szczury, kogo przez koty i naczelnika ich Mruczysława, kogo przez dyzgracyowanego ministra, chciał oznaczyć.
Monachomachia czyli Wojna Mnichów od tych nawet dzisiaj z uśmiechem czytana, których przed dwudziestą laty dotykać zdawała się, taki miała początek. Fryderyk II, dał autorowi tenże sam apartament, w pałacu Sans-souci w którym mieszkał Wolter, mówiąc mu, iż w takiem miejscu powinienby być natchniony i co pięknego napisać. Owocem tego wyzwania była Monachomachia. Poema to powszechnem zdaniem za doskonałe w swoim rodzaju dzieło jest miane. Są, prawda, niektóre przerwy w opowiadaniu : ale wesołość myśli, trafność obrazów, dokładność w wydaniu obyczajów, do tego płynność wiersza, dowcip w krytyce, w najwyższym stopniu je zaleca, i zawsze będzie z ukontentowaniem czytane. Jeźli nie ma tyle poprawy, co Pulpit Boileau, więcej ma wesołości i żywości. Wszyscy umiemy je na pamięć. Przytoczenie jakiego miejsca z tego dzieła, nie raz w najbardziej zasępionem towarzystwie odżywiło wesołość, i do przyjemnego śmiechu wzbudziło. Autor chcąc uspokoić rozjątrzone umysły poematem, którego niewinne żarty rozśmieszyć tylko były powinny, napisał Antimonachomachią. W tem długiem poemacie, nieustępującem co do tonu i sposobu pierwszemu (mniej tylko akcyi mającem), opisał konfederacyą osób rozjątrzonych. W niem już głaszcząc urażonych, już wystawując nieprzyzwoitość ich zapędów, przydusił szemrania, i swoje pierwsze dzieło usprawiedliwił.
Okazawszy w Myszeidzie i Monachomachji talent do poematów komicznych chciał go autor pokazać w materyi poważnej, zbogacić język Polski Epopeą, której on nie miał, i napisał Wojnę Chocimską. Nie przeczę, iż dzieło to wspaniałego epopei nazwiska nosić nie może. Zgadzam się na liczne w niem uchybienia : wyznaję, że materya sama nie jest do tego gatunku poematu, że to jest raczej historya wierszem napisana, i niektóremi fikcyami ozdobiona. Ale możnaż odmówić sprawiedliwej chwały autorowi, że się na epopeę odważył? Od trzech tysięcy lat geniusz człowieka wysilał całą swoję dzielność na utworzenie tego bozkiego dzieła. Trzy tylko dowcipy ten nieśmiertelny wieniec zyskały. Homer, Wirgiliusz i Tasso stoją na wysokości góry, na której wierzchołek tylu pisarzów próżno kusiło się o wstęp, a którzy za same tylko usiłowania znakomitą chwałę odnieśli. W takim względzie uważana być powinna wojna Chocimską. Ci, którzy z pogardą o tem dziele mówią, nie znają, że i upadek w wielkim zamiarze nie jest bez chwały. Jeżeli wojna Chocimską nie jest dobrą epopeą, jest zawsze dziełem szacownem. Nie samę Eneidę, ale i Farsalią czytamy. Znajdują się w niej miejsca przedziwne, obrazy wielkie, uczucia wysokie. Taki jest opis wojny, sejmu, śmierć Zawiszy, apostrofe do wolności, mowa Chodkiewicza. Wyraz zaś o pysze Osmana, nadętego widokiem wojsk nieprzeliczonych :

« A dumny mocą swego majestatu,
« Wzniósł się nad człeka i pogroził światu.

godzien jest być umieszczony w liczbie tych, które Longin za przykład najwyższego wygórowania wystawia.
Prócz tych licznych dzieł oryginalnych, winniśmy Krasickiemu przełożenie znaczniejszej części Pieśni Ossyana, Szkockiego Barda. Na samo wspomnienie tłumaczenia, przywłaszczający sobie, choć zapewne nie bardzo słusznie, prawo do oryginalności, okrzykną mnie, że i o tym rodzaju pracy Krasickiego wspominam. Ale wiedziećby powinni, że i najwyższe dowcipy takowej zabawy za niegodną siebie nie miały. Tej tylko chwały tłumacz względem oryginalnego pisarza nie ma, że tłumaczony nie będzie; bo sztukę pisania w równym stopniu posiadać powinien. Jeszcze piszący rzecz swoję, tę ma korzyść nad tłumaczem, że byle z prawideł rozsądku i gustu nie wystąpił, nikomu się ze swoich myśli i wyrazów nie sprawia : gdy przeciwnie tłumacz ustawnie jest ważony z oryginalnym autorem : każdy jego obrót, każdy wyraz porównywa czytający, i wyrok surowy za każdym wierszem wydaje. Ale co najlepiej oznacza prawdziwą cenę tej pracy, tak trudno jest zrobić dobre tłumaczenie, jak dobry oryginał utworzyć, i ci tylko dobrze przekładać umieli, którzy z siebie napisać byli zdolni. Dla tego Pope nie mniejszą ma sławę z tłumaczenia Homera, jak z wiersza o Człowieku : Delille równie się szczyci poematem Ogrodów, jak przekładem Georgików Wirgiliusza; a naszemu Szymanowskiemu, Świątynia Wenery nieśmiertelną pamiątkę w literaturze Polskiej zapewnia. Nie tu jest rzecz mówić o Pieśniach Ossyana : dzieło to zupełnie jest innego toku od greckiej i łacińskiej Poezyi; ani roztrząsać twierdzenie jednej uczonej i myślącej kobiety[4], że jak Homer jest ojcem literatury południowej, tak Ossyana pełne są żywych opisów, tkliwych uczuciów, silnych wyrazów : osobliwie rozlany w nich ton słodkiej melancholji, który rozrzewnia czytającego, i miłem zasmuceniem serce napełnia. Takiego poetę dał poznać Krasicki w ojczystym języku : i chociaż dzieło to robił z pośpiechem, chociaż był szczęśliwszy w oryginalnem napisaniu, niż w tłumaczeniu, w wielu miejscach, jego przedziwny talent w całej świetności widzieć się daje.
Pióro Krasickiego obfite w wierszu, nie mniej było obfite w prozie. W roku 1775, wydał Przypadki Mikołaja Doświadczyńskiego. W tem dziele autor wytyka pospolite wady dawnej edukacyi : naprzód srogość w obchodzeniu się z młodym. Niemasz nic przesadzonego co mówi w tej materyi. Przed lat czterdziestą surowe postępowanie z młodzieżą za istotną część edukacyi kładziono. Drugą wadę wystawia autor w braniu nieznanych cudzoziemców do prowadzenia młodzieży. JPan Damon kamerdyner w swoim kraju, u nas udający się i uważany za Hrabiego, nie mający żadnej nauki, przepisuje prawidła edukacyi, daje ton całej okolicy, kończy swoję rolę haniebnem oszukaństwem. Ileż takich Damonów znajdowało się w kraju! Kabały trybunalskie, przekupstwa, wymowa mecenasów, przedziwnie wydana : jestto miejsce najlepsze w Doświadczyńskim. Dalsze jego przypadki są nadto romansowe, osobliwie rozbicie się na morzu i zapłynienie na wyspę Nipuanów. Prawda, że tam wziął nauki bardzo pożyteczne od Xaoo, ale czyż trzeba było ich tak daleko szukać? Cały ten kawałek nienaturalnie wprowadzony, i podobno też z obcego dzieła przeniesiony. Znalezienie pieniędzy, zdarzenia Doświadczyńskiego w Ameryce, poznanie się z Kwakrem, dary od niego, osadzenie wędrownika w domu szalonych, wszystko to wychodzi z granic powieści. Nic łatwiejszego, jak przez wymyślenie rozmaitych przypadków, przeciągnąć powieść; ale zamknąć ją w małej liczbie osób, ograniczyć scenę rzeczy, a zrobić ją interessującą; to jest prawdziwie dzieło dowcipu. Mógł Doświadczyński i te same nauki odebrać od którego Polaka i nadwerężony majątek, sukcessyą jaką, lub ożenieniem się z Julianną naprawić. Reszta powieści Doświadczyńskiego jest w tymże samym sposobie, co jej początek. Roboty sejmikowe, wymowa JPana Podkomorzego, kabały sejmowe, wybornie opisane. W Panu Podstolim zamierzył sobie autor wystawić dobrego gospodarza, cnotliwego i rozsądnego człowieka, a razem wytknąć wady i przywary naszemu narodowi właściwe. We wszystkiem, co mówi i czyni Pan Podstoli, widać znajomość gospodarstwa, zdania zdrowe, sentymenta obywatelskie. Osobliwie ton, tak zręcznie jest uchwycony, tak doskonale do obyczajów narodowych przystosowany, że trudno jest lepiej Polaka wystawić. Druga część Pana Podstolego, później od autora wydana, nie bardzo ściśle związana z pierwszą, ale co do tonu i stylu te same ma zalety. Zrobił autor część trzecią, którą czytałem w rękopismie. Widać w niej to samo pióro, lubo materya tej części mniej jest ważna. Miał jeszcze Krasicki wygotować część czwartą. W niej zamyślał wyprowadzić na scenę wuja Pani Podstoliny, człowieka cnotliwego, z wielkim charakterem, ale mizantropa bo go długie życie i różne przypadki nauczyły, jak mało można polegać na ludziach. Śmierć autora dokonaniu tej myśli przeszkodziła.
W powieści pod tytułem Historya, dowcipna zamyka się krytyka na tego gatunku pisma. Wystawia w niej człowieka, który nie mogąc umrzeć, znalazł sposób odmładzania się za pomocą pewnego balsamu. Ten człowiek, jako przytomny świadek, opisuje dzieje, wytyka błędy historyków, czyni uwagi nad charakterami ludzi. Myśl bardzo szczęśliwa, ale razem niezmiernej wiadomości historyi i głębokiej krytyki wymagająca, jak to oboje Barthelemy w podróży młodego Anacharsysa połączył. Dowcip autora okazuje się i w tem dziele bardzo świetnie : uwagi jego są zdrowe, epoki historyi, nad któremi się zastanawia, z rozwagą wybrane. Daleko jest jednak, aby z tak szczęśliwego planu wyciągnął wszystko. Powieść, o której tu mowa, nie była przyjęta w publiczności, jak inne dzieła autora. Znać, że mało się jeszcze znajdowało umysłów, do czytania takiego dzieła usposobionych.
Opuszczam Zbiór potrzebnych wiadomości. Jestto Dykcyonarz nakształt Encyklopedyi. Trudno wyciągać aby dzieło tak obszerne mogło być dziełem jednego człowieka. Chwalić należy gorliwość i pracowitość autora, który z siebie, co mógł, uczynił dla rozszerzenia światła. Pomijam inne drobniejsze roboty, a śpieszę się do dzieł Krasickiego wygotowanych w rękopiśmie.
Zdaje się, iż po tylu i tak chwalebnych pracach uczonych, powinienby był sobie spocząć Krasicki. Nie : żywość jego dowcipu nie mogła być na moment bezczynną. Zostawił on nam jeszcze rozmaite dzieła w manuskryptach, które tu wymienić powinienem, znając, jak pisma tego rzadkiego Męża są szacowne w oczach przyjaciół nauk. Naprzód, Bajki nowe pisane w sposobie La Fontaina, z których już kilka udzielonych było publiczności. Powtóre o Rymotworstwie i Rymotworcach. W tem piśmie daje krótką teoryą o poezyi w ogólności : potem w szczegółach traktuje o różnych jej rodzajach, i przebiega poetów, którzy w różnych wiekach, narodach i językach wsławili się : przyłącza z nich wypisy, już przez siebie, już przez drugich przełożone. Potrzecie : Życia sławnych ludzi z Plutarcha. Nie tłumaczył autor słownie Plutarcha, wyrzucił genealogie i inne rzeczy, które Greków tylko i Rzymian interessować mogły, ale zachował to, co charakteryzuje wielkich ludzi, tojest ich mowy i czyny. Poczwarte : Życia sławnych ludzi na wzór Plutarcha. W dziele tem opisywał Krasicki dzieła sławnych ludzi nie tylko swego narodu, ale i innych, tak ich dobierając, żeby jedni z drugimi porównani być mogli. Nakoniec : Rozmowy sławnych ludzi. Wziął autor do naśladowania Lucyana, Fontenella, Monteskiusza.
Tak ten żywy i płodny dowcip, pracował do ostatniego kresu życia. Naukami słodził swoję starość, i umarł na łonie nauk, a można powiedzieć z piórem w ręku, bo na kilka dni przed śmiercią ukończył Listy o Ogrodach, w których jego dowcip, a szczególniej w ostatnim, miłym blaskiem jaśnieje[5]. Wielu zacząwszy świetnie zawód nauk, przerywają go w pół biegu : Krasicki szedł nim przez całe życie : Nauczał i bawił naród przez lat czterdzieści : konający prawie, jeszcze się jego nauce i zabawie poświęcił[6]. Tak słońce, które cały dzień dobroczynnem ciepłem ogrzewa ziemię, jeszcze i zachodząc miłym ją promykiem obdarza.
Bez nadwerężenia prawdy i poniżenia kogożkolwiek bądź, można powiedzieć, że Krasicki był najdowcipniejszym człowiekiem, jakiego Polska za dni naszych wydała. Styl jego jasny, płynny, naturalny. Inni z pracą dokazali, że zostali autorami pięknych wierszy, Krasicki urodził się poetą. Imaginacya w nim żywa, dowcip obfity, zwroty szczęśliwe. A lubo rzadko poeci mają styl dobry w prozie, Krasickiego dzieła zapewniają mu znakomite miejsce i między temi, którzy mową niewiązaną pisali.
Ale przyjemność, ten wyraz słodki i lekki, który wszystko zdobi zdając się ukrywać, który tyle dziełom daje zalety, jest największą zaletą dzieł Krasickiego. Między tylą pisarzami, z Greków Homer, Anakreon i Xenofon, z Łacinników Horacyusz i Wirgiliusz, La Fontaine i Fenelon z Francuzów, z Włochów Aryost, ten przedziwny przymiot posiadali. U nas Krasicki nim był udarowany. Więcej jest autorów, którzy znali piękność, niż tych, którzy mieli przyjemność, i ci ostatni więcej mają miłośników. Te same skutki przyjemność w dziełach rozumu, co w płci, słusznie piękną nazwanej, sprawuje. Sama piękność zadziwia, przyjemność pociąga i obowiązuje : na tamtę lubimy się zapatrywać, z tą obcować i żyć pragniemy. Tamta nas surowemi zostawia sędziami, ta zniewala do pobłażania : zamykamy oczy na wady, kryjemy je przed sobą, wymawiamy. Czytając Krasickiego widzimy w nim wiele, czegobyśmy widzieć nie chcieli; postrzegamy, że w rymowaniu czasem jest zanadto wolny, że polszczyzna nie zawsze w nim dość czysta, że w niektórych miejscach widać pośpiech i niepoprawę : tylą jednak i tak świetnemi przymiotami, a osobliwie czarującą przyjemnością, te wady nagradza, że prawie czytelnikowi odbiera sposobność ich dostrzeżenia, a najsurowszy krytyk, ujęły jego słodyczą, zapomina o wadach, dziwi się dowcipowi, i pismami jego nasycić się nie może.
Taćto słodycz, ten dowcip, ta sztuka podobania się, dała mu wpływ największy w opinji swojego wieku. Nie masz w kraju tak usunionego zakąta, do któregoby jego dzieła nie doszły : nie masz człowieka, któryby umiał czytać, a nie czytał Krasickiego. On bawiąc i rozśmieszając, był najlepszym nauczycielem. Każdy stan, każdy wiek znajduje w nim oświecenie i rozrywkę.
Opuściłbym jednę z najcelniejszych zalet Krasickiego, gdybym nie wspomniał o jego guście do sztuk wyzwolonych. Nie mógł być nieczułym na piękności sztuki we wszystkich jej rodzajach, ten, co w najwyższym i najtrudniejszym jej rodzaju, w sztuce, mówię, myślenia i pisania mistrzem się okazał. Kochał się więc równie w wyzwolonych sztukach, jak naukach Krasicki : tym wybraną xięgarnię, tamtym kosztownie zgromadzone obrazy i zbiór niezmierny kopersztychów, poświęcił: godne miłości swojej dla nich ofiary. Nabrały te skarby w ręku jego nowej ceny : przyozdobił je tym geniuszem, który umiał wszystkiemu ozdoby dodawać, i że tak rzekę, piękność pięknością okraszać. Znajdziesz, naprzykład, w tych bogatych zbiorach, wyobrażenie wszystkich znakomitych ludzi, a przy każdym prawie szczególniejszą jakąś pamiątkę, którą mu poświęciło Krasickiego pióro. Znajdziesz przy wielu, mianowicie narodowych, listy własną ręką tych sławnych mężów pisane : znajdziesz wszędy hołd niepochlebny podobnego im człowieka, co ich szanując, siebie szanował. Znajdziesz nakoniec przydane uwagi, lub wydarte zapomnieniu wiadomości ciekawe, któremi Mąż ten światły, nie tylko zbiory tak bogate, lecz i literaturę pomnożył. Rozrywką były dla Krasickiego te szlachetne prace. Tak i w zabawach swoich umiał on być użytecznym, i w tem, jeźli go się tak nazwać godzi, uczonem próżnowaniu, dać rzadkie pilności dowody. Otóż jest cecha, którą człowiek niepospolity wszystkie życia swego dni, chwile, czyny i zabawy oznacza.
Miała razem dwóch ludzi Polska, których dzieła lubiła czytać i porównywać, a na których, jak na dwie celne literatury swojej ozdoby, patrzyła : Naruszewicza i Krasickiego. Pierwszy wychowany w surowej szkole uczonego Zogromadzenia, drugi wykształcony w polerownej szkole świata, wzięli odmienne na umysłach piętna, które na swoich pismach wycisnęli. Stąd Naruszewicz poważny, a w samych żartach ciężki : stąd Krasicki miły, zabawny, ujmujący : Obadwa obdarzeni świetnemi od natury talentami; lecz Naruszewicz więcej sobie zadawał pracy, Krasicki więcej szedł za swoim dowcipem; Naruszewicz miał więcej głębokości, więcej świetności Krasicki. Tamten się zapuszczał w nieprzebrnione morze erudycyi, ten biegał po uśmiechających się imaginacyi przestrzeniach. Krasicki w pierwszej zaraz młodości nabrał dobrego smaku : Naruszewicz w początkowej edukacyi wyczerpnął coś z szumnego stylu, który niedawno panował w Polszcze, i nigdy się zupełnie z tej wady otrząsnąć nie mógł. Dla tego Krasicki zawsze gładki, naturalny: Naruszewicz często szumny, a czasem nadęty. Naruszewicza niezmierna z początku chwała wierszopiska, coraz w oczach ludzi gustownych zmniejszała się, a natomiast wzrastała sława jego dzieł pisanych prozą. Krasicki, mimo pięknych i dowcipnych dzieł, niewiązaną mową wydanych, utrzymał celniejszy zaszczyt z poezyi. Obadwa ludzie rzadcy, wzajemnie siebie szacujący, byli ozdobą narodu, i światłem nauk Polskich. Lecz Naruszewicz pójdzie do potomności, jak tłumacz Tacyta i dziejopis, Krasicki, jak poeta. Naruszewicz będzie w ręku uczonych, Krasicki w ręku wszystkich.
Tak zajął uwagę moję autor w Krasickim, żem prawie zapomniał uważać w nim człowieka. Najświetniejsze przymioty umysłu, wzbudziłyby podziwienie, ale nie zapewniłyby szacunku bez tych, których czucie jest źródłem. Lepiej jest dla człowieka, lepiej dla społeczności, aby być rozsądnym tylko, a cnotliwym, niż przy największych talentach, złym człowiekiem. W Krasickim przymioty serca, równe były wysokim przymiotom umysłu: zadziwiał swoim najpiękniejszym dowcipem, a pociągał ku sobie miłość i przywiązanie najlepszem sercem. Bieg życia publicznego wcześnie dla niego przecięty, pozbawił go sposobności okazania tych cnot w oczy bijących, które tylko na wielkim teatrze i w wielkich okolicznościach jaśnieć mogą. Ale miał wszystkie cnoty prywatne. Przyjemny, ludzki, umiejący w drugich szacować talenta, boje sam posiadał; uczynny, skoro mu tylko możność pozwoliła: i gdyby był więcej chciał się rachować z szafunkiem swego majątku, byłby zyskał sławę dobroczynności, bo miał serce prawdziwie szlachetne. Właściwa jest rzecz umysłom wyniosłym nie przywiązywać ceny do pieniędzy. Tę obojętność Krasicki w najwyższym miał stopniu. Ludzie bogacili się przy nim, a on prawie zawsze był potrzebującym. Lecz mimo tej potrzeby, żadną podłością życia swego nie splamił, i sam na tem najwięcej cierpiał, że nie zawsze był w stanie szlachetnemu sercu swemu dogodzić. Oderwany od ojczyzny, chował zawsze do niej najtkliwsze przywiązanie. Dla niej pracował, dla niej w pismach swoich chciał najlepszych usposobić obywatelów. Kochający familią i od niej kochany, z bratem ściślejszym jeszcze od krwi węzłem, przyjaźnią złączony, dla synów jego z ojcowskiem był przywiązaniem. Nic w nim tak miłego nie wzbudzało uczucia, jak gdy widział ich z zapałem biegnących do usług ojczyzny, jak gdy słyszał piękne o nich wspomnienia. Wyniesiony na najwyższe stopnie, świetnemi ozdobiony tytuły, zaszczycony względami, a można powiedzieć, przyjaźnią i poufałością Królów, deleki był od dumy, którą pospolicie w małych duszach pomyślność rodzi. Znał on się być wyższym nad to wszystko, i dla tego dla najniższych był grzeczny i przystępny. Dóm jego można było nazwać domem gościnności. Najmilsza jest rozkosz dla wyższego rzędu człowieka, żyć z ludźmi i dla ludzi. Lubo w zdaniach politycznych miał odmienny sposób myślenia, interessowali go ci wszyscy, którzy wypłacając się z długu obywatelstwa, zostali nieszczęśliwemi. i Krasicki przez dawną swoje wziętość wstawiał się za nimi, przykładał się do osłodzenia ich losu. Mnie samemu, (wszak godzi się tam wspomnieć o sobie, gdzie wdzięczność wyrywa się z ust gwałtem) ułatwił powrót, ofiarował swój dóm za przytułek, i los życia obmyślić i przyrzekał. Smierć, jego szlachetne chęci i moje nadzieje zniszczyła.
Mógłbym tu wiele mówić o cnotach jego stanu i jego stopnia; o religji połączonej z Filozofiją, o pobożności czystej, dalekiej od najmniejszego cienia obłudy, o czułej staranności w szukaniu i pozyskaniu ulgi dla niższego Duchowieństwa: lecz tę materyą, tak poważną, tak obfitą w pochwały, właściwem sobie prawem zajęły ambony.
Do cnot wysokich łączył Krasicki najmilsze przymioty obcowania. I trudno być zabawniejszym od niego; w towarzystwach: wesołość malowała się na jego twarzy, a uśmiech w jego ustach osiadał. Pełen anekdotów, obfity w dowcipne wyrazy, był rozkoszą wszystkich, którzy mieli szczęście z nim obcować. Mimo częstych słabości, którym w podeszłym wieku podlegał, wesołość humoru i zachował do śmierci.
Takiemu mężowi, członkowi swemu, Towarzystwo Przyjaciół Nauk, w obecności kochających nauki spółziomków, winny hołd uwielbienia oddaje. Ale nie na tym jedynie obrządku chce ograniczyć swoje ku niemu uczucia, ani swoję dla narodu przysługę. Dzieła Krasickiego, jedne wydrukowane, ale już bardzo rzadkie, inne grubemi w druku pomyłkami skażone; inne nakoniec w rękopismach jeszcze zostające, godne są poprawnej, dokładnej i pięknej edycyi. Tej żądał autor, znając, że w samych płodach dowcipu zostawi trwałą imienia swego pamiątkę: tej oczekuje naród, jako najdroższego zabytku; tę przyspieszyć Towarzystwo Przyjaciół Nauk za pierwszy cel starań swoich wzięło. Ja sądzę się za najszczęśliwszego, iż mając sobie ten poruczony obowiązek, zadosyć czynię zaufaniu autora, rozkazom kollegów, i głosowi publiczności.
Szanowny cieniu! przyjmij ten słaby glos, jako wyraz winnego uszanowania dla ciebie i powszechnej wdzięczności; lecz daruj, jeżeli w obliczu oświeconych i kochających twoje dzieła spółziomków, okazując ich zalety, śmiałem oraz zastanowić się nad tem, co w zdaniu mojem względem nich powiedzieć można. Nie ustępuję nikomu w podziwieniu dla twego dowcipu, w szacunku dla pism twoich, w przywiązaniu do twojej pamięci; ale chciałem, aby głos mój przy jej uczczeniu, był godny ciebie, będąc głosem prawdy. Miernych ludzi pochwały wyciągają tej ostróżności, aby mówiąc o ich zaletach, zamilczeć o wadach, bo wspomnienie tych, i możeby nadwerężyło, lub zepsuło całe wrażenie, któreby na ich stronę uczynić chciano. Prawdziwy geniusz nie lęka się, aby wytknięcie plam lekkich blask jego przyćmiło. Tego prawdziwie ugruntowana chwała, ten pewny jest nieśmiertelności, który, mimo wszystkiego, co szczerość o nim powiedzieć może, jeszcze jest wielkim.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Gratior et pulchro veniens in corpore virtus. Æneid. lib. v.
  2. Nie zawadzi tu przytoczyć anekdoty wiadomej, żeby z czasem wiadoma być nie przestała. Raz Fryderyk żartując z Krasickiego, mówił mu, aby jako Biskup, ułatwił mu w czasie wejście do nieba, i ukrywszy pod swój płaszcz, wprowadził. « Radbym to uczynić, odpowiedział Biskup, ale trudno, że-
    « bym mógł ukryć W. K. Mość pod moim płaszczem, boś; go
    « bardzo podciął: » stosowało się to do zmniejszenia intraty. Rozśmiał się Król na tę dowcipną odpowiedź i Biskupa znacznym podarunkiem obdarzył.
  3. Julian Niemcewicz
  4. Madame de Staël.
  5. Listy te umieszczone były w Pamiętniku.
  6. Umarł w Berlinie dnia 14 Marca 1801 roku.