Dziedzictwo (Mniszkówna, 1930)/Warszawa, 30. września. Hotel Europejski 10 rano
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Dziedzictwo |
Wydawca | Wielkopolska Księgarnia Nakładowa Karola Rzepeckiego |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Rob. Chrześc. S.A. |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wczoraj odbył się nasz ślub u PP. Wizytek o szóstej wieczorem. Obecnie Terenia z matką swoją spoczywa, o kilka pokoi dalej i może w tej chwili śni dobry, rozkoszny sen naszej wymarzonej przyszłości. Przed godziną rozjechali się nasi goście, a ja jeszcze we fraku ślubnym notuję te... ostatnie zapiski. Czyż będą mi one teraz potrzebne?
Dziś o drugiej po południu wyjeżdżamy do Uchań. W listopadzie najpierw do Krąża, potem Włochy, Grecja, Egipt...
Szedłem do ołtarza i odchodziłem od mego, jak zdobywca największego skarbu na świecie. Teruś była śliczna i promieniejąca w białych osłonach ślubnych. Zatrzymywano nas co krok, składając życzenia.
Nagle z tłumu zebranych w kościele gości, wysunął się chłop barczysty w strzeleckim galowym stroju, z blachą herbową Pobogów na piersiach.
Krzepa!
Objął nas za kolana, całował nam ręce.
Przybyciem swojem na ślub, stary sługa sprawił nam niespodziankę nader wzruszającą.
Spojrzeliśmy na siebie z Terenią jednocześnie i zrozumieli odrazu. Zaprosiliśmy starego na ucztę weselną.
I... siedział Krzepa obok mego ojca, przy tym stole ukwieconym, przy którym królowała Terenia.
Z ojcem uściskali się jak bracia i ojciec sam go przy sobie posadził. — Wszak Krzepa znał ojca zaledwo jedenastoletnim chłopcem.
Podczas licznych, poważnych i wesołych naprzemian toastów, podkreślanych fanfarami orkiestry weselnej, w pewnej chwili stary borowy podniósł się z krzesła, z kielichem szampana w dłoni. Oczy wszystkich spoczęły na jego mężnej, weterańskiej postaci. On walczył ze wzruszeniem przez krótki moment, wreszcie przemówił, zaczynając tytułem, od którego już go widać nie oduczę:
— Jaśnie wielmożni państwo! Niech i mnie staremu słudze Pobogów wolno dziś będzie, podczas tej szczęśliwej uroczystości weselnej młodego Poboga z Krąża i jego pięknej małżonki, wznieść ich zdrowie i wypowiedzieć tu stare, bardzo stare przysłowie o tym rodzie cnotliwym i dzielnym. Może młodzi tego przysłowia nawet i nie znają, ale jaśnie pan Paweł Pobóg napewno o niem słyszał.
Krzepa odchrząknął, wyprostował się jeszcze bardziej i podnosząc kielich wyżej w drżącej dłoni, zawołał donośnie:
„Gdzie załogą stanie Pobóg,
Zczeźnie każdy jego wróg.
Pobóg sam nie szuka dróg,
Dopomaga mu w tem Bóg!“
Powstała wrzawa, rumor odsuwanych krzeseł, okrzyki podniecenia. Biesiadnicy otoczyli borowego zwartem kołem. On pochylony ku nam, ogarnął mnie i Terenię razem, w jednym gorącym uścisku szerokich ramion.
— Niech wam, najdrożsi państwo, Bóg zsyła łaski swoje... i... szczęście... na całe... wasze...
Nie mógł dokończyć, łzy zalały mu oczy.
Wówczas Terenia objęła rączkami głowę starego i na czole jego złożyła pocałunek serdeczny.
Dokoła brzmiały entuzjastyczne wiwaty.
Kuchary, w marcu 1927.