Dziennik Serafiny/Dnia 4. Października
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik Serafiny |
Rozdział | Dnia 4. Października |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta |
Data wyd. | 1876 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dziś, pojechałam do Józi, która mieszka we własnym domu i dosyć okazale. Hrabiego nie było. Oprowadziła mnie po całem pierwszem piętrze, które zajmują.
Gustu nie wiele, ale przepych ogromny... Wszystko nowe jak z igły... Do dzieci tylko nie prowadziła mnie, czując, że ich widok serce by mi rozranił. Ale któreż dziecię może być do Staśka podobne. Drugiego takiego aniołka, niema na świecie.
Wróciwszy do salonu, zastaliśmy nieznajomego jegomości, który na nas czekał. Na nieszczęście Józia była zmuszoną mi go zaprezentować. Jest to jakiś były urzędnik, były wojskowy... były nie wiem co, który jest teraz obywatelem wiejskim... W naszym świecie postać obca, ale przyjmowana; bo i Józia mówi i ja sama miałam sposobność się przekonać — człowiek nadzwyczaj przyzwoity... Rozum mu patrzy z czoła i z oczów, wielki takt w obejściu, zimna krew, dobry ton... Nazywają go chevalier Molaczek... Ma być Morawianin, czy coś. W Wiedniu dobrze widziany, znakomite stosunki i t. p.
Wiek nieodgadniony; wygląda świeżo, a czuć, że nie młody... Ale to jeden z tych ludzi, co tyle mają woli, że się nie starzeją, gdy nie zechcą. Tak ja go z rozmowy odgaduję...
Powiedział mi zaraz, że zna dobrze mojego ojca i szczyci się jego przyjaźnią. Par exemple, tego bym się była nie domyśliła. Muszę zapytać o niego, ojca... gdy go zobaczę...
Pan Molaczek tak nas jakoś umiał zająć rozmową i opowiadaniami, o całem towarzystwie, mnóstwem anegdot i półsłówek, żem się dużo dłużej zasiedziała u Józi, niż chciałam... I on też tak przyrósł do krzesła, żem go tam zostawiła.