Dziennik podróży do Tatrów/Narzecze Podhalan. — Słowniczek
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik podróży do Tatrów |
Wydawca | B. M. Wolff |
Data wyd. | 1853 |
Druk | C. Wienhoeber |
Miejsce wyd. | Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały rozdział Cały tekst |
Indeks stron |
Nieznacznie, mimowiestnie wędrówka moja wzięła obrót nie w pierwszą myśl moją, a jednak logiczny. Główny początkowo mój przedmiot — Tatry — został podrzędnym, a miejsce jego zastąpił lud jego. Stało się to w skutku przeszkód niezależących odemnie — i nie żalę się na to, przeciwnie znajduję że przypadek był mędrszy niż moje postanowienie. To mi jednak daje do myślenia. Zdawało by się, że Tatry były tylko rzuconą mi ponętą, aby mię zwabić śród tego ludu — abym tak zwabiony, miał sposobność zawiązać z nim stosunek miłości, jak nieraz piękne ciała przyciągają wzajem ku sobie dwie osoby, aby między niemi zawiązał się stosunek ściślejszy, wewnętrzniejszy: ciała wówczas są tylko narzędziami roboty tajemniczéj. Podobnie i mnie postawiono w obec tego ludu; zewnętrzność Tatrów posłużyła za narzędzie. Mnie się zdawało, że to powierzchowny urok ziemi, urok zmysłowy porywał mię w te strony; bynajmniéj — dziś poznaję że to była władza przyciągającą człowieka który je posiada, ducha ludzkiego który je ożywia. Dziś myśl moja o Tatrach spokojniejsza, bez niecierpliwości czekam na chwilę bliższego poznania się, a cały pęd mój zwraca się ku ludowi. Między innemi zadałem sobie pracę nad jego mową, i zebrałem w tym przedmiocie kilka myśli, wpadłem na kilka uwag. Nie powinien on być nikomu obojętny. Naród odbija istotę swoją w swoim języku, więcéj niżby się zdawało. Wyobrażenie choćby ogólne o języku goralów może bardzo ułatwić głębsze ich poznanie. Moja praca jest prawie nic. Niepodobna mi dokonać jéj tak jak czuję, jakbym pragnął. Jest-to nic więcéj jak próbka, jak zachęta dla innych, jak ziareczko do przyszłéj uprawy na tém polu, a daj Boże! przyszłego plonu.
Pisarze nasi szczególniéj powinniby, przez swój własny interes, zająć się mocniéj nauką téj rzeczy. Słownik goralski, przedmiotów świata goralskiego, jest według mnie, w naszym języku książkowym dosyć ubogi, nie zdąża w tém za innemi językami, posługiwać się musi nieraz nazwami obcemi albo okréśleniami; kto wie czybyśmy go niezbogacili gdybyśmy się lepiéj obeznali z mową Tatrańców? Łatwo jest przypuścić, że lud zamieszkujący od wieków góry, musi mieć swoją nazwę dla wszelkiego ich szczegółu. Ja sam natrafiłem już na wyrazy zupełnie mi nieznane, a nieraz byłem w ich potrzebie i musiałem łatać mój niedostatek jak mogłem: umieszczam je w załączonym tu słowniczku.
Dwa plemiona goralskie gnieżdżą się na całéj długości pasma najwyższych Karpat, przynajmniéj na ich stoku północnym: gorale zwani ruskiemi i drudzy zwani polskiemi; pierwsi mówią po rusku, drudzy mają narzecze właściwe sobie. Siedziba goralów ruskich rozciąga się od Bukowiny aż do Sanockiego obwodu, a nawet Jasielskiego, gdzie w pewnéj przestrzeni jest widoczna mieszanina dwóch języków — ale od tego kresu reszta Karpat aż do Morawii osiadła, jest już goralami drugiego plemienia. Mowa, czyli narzecze jego nie jest-to język czysto-polski, nie jest nawet zupełnie Krakowski, mimo to spotykam w niéj często na wyrazy znane mi tylko z niektórych dawniejszych pisarzy, takich naprzykład jak Réj, Kochanowski i t. p. Dla tego skłaniam się bardzo ku myśli, że gorale jedni dochowali może w największéj czystości polską mowę z owych wieków, gdzie wszystkie języki Słowiańskie, pilnując się więcéj spólnego swego źródła, mniéj się między sobą różniły. Narzecze albowiem Podhalan, ściśle roztrząśnięte, wydaje się być tylko zlewkiem wielu języków, a głównie polskiego, morawskiego, słowackiego i ruskiego. Prawda, że go dotykają wszystkie te ludy, i to sąsiedztwo mogło wpłynąć na mowę gorali, co po części mam także za prawdę niezawodną, ale nie idzie zatém żeby jaka mowa niemiała swego własnego korzenia, swojéj posady odwiecznéj, swojego tła rodzimego. I ma je niezawodnie. Taki lud jak goralski, z natury swojego położenia, nie łatwo przyjmuje obce, jeszcze trudniéj puszcza swoje. Ale dłuższe rozprawianie o tém nie jest moją rzeczą. Chcę tylko dać ogólne wyobrażenie obecnego narzecza Podhalan.
Słowniczek niżéj umieszczony, jest-to próbka, powtarzam, bardzo małoznaczna, pokaże jednak niektóre odcienia téj mowy, niektóre jéj żywioły. Dla mnie samego była ona nieraz potrąceniem do głębszego zastanowienia się nad kolejami tego ludu, w jego bycie wiekowym. Nie zostało mi wprawdzie nic więcéj stąd jak domysły, przypuszczenia, ale je zachowałem w pamięci na przyszłość.