Dziwne losy Jane Eyre/Przedmowa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziwne losy Jane Eyre |
Wydawca | Księgarnia Św. Wojciecha |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Drukarnia Św. Wojciecha |
Miejsce wyd. | Poznań |
Tłumacz | Teresa Świderska |
Tytuł orygin. | Jane Eyre |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I Cały tekst |
Indeks stron |
Sieroctwo objęło Karolinę Brontë bardzo wcześnie. W piątym roku jej życia (1821) odumarła ją matka; w cztery lata potem dziewięcioletnia dziewczynka po śmierci — w ciągu kilku tygodni — dwóch starszych sióstr zostaje głową małej rodziny, złożonej z czworga bardzo zdolnych dzieci. Ojciec wprawdzie żyje, ale jako pięćdziesięcioletni prawie człowiek nie może być bliskim towarzyszem tego drobiazgu; zresztą zajmują go mocno sprawy polityczne i religijne, którym poświęca swoje pióro, i absorbuje ciężka zawodowa praca duszpasterska w parafji Haworth. Opiekuje się wprawdzie domem ciotka Karoliny, siostra matki, ale przeniesiona z jasnego południa Anglji w mroczną podgórską okolicę, czuje się w tej atmosferze nieswojo mimo całej dobroci, jaką w stosunek do dzieci wkłada. Dzieci chowają się razem — trzy siostry i jeden brat; w pokoju, którego okna wychodzą na cmentarz, oddzielony tylko kawałkiem trawnika od domu, — na cmentarz, gdzie wkrótce wszyscy z wyjątkiem jednej tylko Anny spoczną, — spędzają razem cały dzień, jedzą i uczą się, bawią się bez żadnego towarzystwa z okolicy i przedewszystkiem marzą. Z okien sypialnych rektorówki, wznoszącej się tuż przy kościele na samym szczycie stromego pagórka, dzieci widzą szereg pagórków okrągłych, t. zw. moors, porosłych bujnemi trawami wiosną i latem, pełnych złotego żarnowca na wiosnę i fioletowych wrzosów na jesień, z licznemi źródełkami, tryskającemi z pod spotykanych tu i ówdzie skał. Ostry wiatr górski przynosił z sobą zapach bezmiernej swobody i szorstkiej prawdy natury, która znalazła odbicie w obrazach natury Karoliny Brontë, ale przedewszystkiem najpełniej wyraziła się w mistycznem, żywiołowem ujęciu w rysunku tła Wuthering Heights, powieści Emilji, siostry Karoliny. Dzieci przywiązały się niezmiernie do tego krajobrazu swobody, samotności, tajemnicy, a wydaliwszy się stąd, cierpiały, zapadały na nostalgję — musiały wracać do domu. Życie wszystkich czworga było krótkie. Troje z nich umarło w ciągu niespełna roku (1848—49): brat, Branwell, doskonale zapowiadający się poeta, w 31-ym roku życia; Emilja, autorka jedynej dochowanej, wyżej wspomnianej powieści, bodaj że największej powieści kobiecej angielskiej w XIX wieku, ledwie skończywszy lat trzydzieści; Anna, najmłodsza, mając lat niespełna dwadzieścia ośm, zostawiając po sobie dwie słabsze powieści, choć z pewnością rozwinęłaby się bujniej. Karolina przeżyła ich o lat siedm: umarła w 1855 roku, dobiegłszy ledwo lat 39. W tych krótkich żywotach było miejsce niemal tylko na naukę i na początki wykonywania zawodu nauczycielskiego, do którego sposobić się musiały córki niezamożnego duchownego. To też ten motyw nauki, szkoły, pensji, pracy nauczycielki, przeplatany z motywem nostalgji, wypełnia prawie zupełnie tak życie jak twórczość czworga zdolnych dzieci pastora z Haworth.
Pierwsze silniejsze wrażenie z życia Karoliny to szkoła w Cowan Bridge. Przebywała ona tam krótko, ale przecierpiała wiele i swojem własnem cierpieniem i widokiem cierpienia starszych dwóch sióstr, które przypłaciły śmiercią pobyt w tym zakładzie wychowawczym dla córek niezamożnych duchownych. Myśl fundatora zakładu, w zasadzie dobra, jego ofiara niewątpliwie szczera, zostały spaczone przez zbytnie doktrynerstwo: w dziewczynkach, przeznaczonych do późniejszej roli guwernantek, starano się wyrabiać zdolność do wyrzekania się wszelkich wygód świeckich i przyjemności. Przy nieumiejętnej kontroli ze strony fundatora i złej woli jednej z nauczycielek Cowan Bridge w okresie pobytu tam czterech córek pastora Brontë było bolesnem dziecięcem inferno. Tyfus, który wybuchł w zakładzie, tak nadszarpał siły małych dziewcząt, że chociaż ojciec zabrał je do domu, Elżbieta i Marja zmarły po kilku miesiącach. Marja była podobno niezwykle zdolna — Karolina kochała ją głęboko. Zużyła jej postać i śmierć do epizodu Heleny Burns w pierwszej części Jane Eyre, gdyż Lowood jest to właśnie nieszczęsne Cowan Bridge. Zarzucano jej przesadę w traktowaniu tego tematu. Ale czyż artysta nie ma prawa oddać przeżycia swego w całej pełni? A niezawodnie było ono tak bolesne, jak epizod szkolny w życiu Jane. Zresztą w owym czasie powstawanie podobnych dalszych zakładów nie było wykluczone i Karolina Brontë stawała tu w obronie dziewcząt pokrzywdzonych w imię dobrej woli i pożytku społecznego. Postawiła się na miejscu sieroty, nie mającej opiekuńczego domu, zrozumiała, jak ciężką musiała być udręka takiej duszyczki, skoro cierpiała tak wiele, ona, która przecież miała możność powrotu do własnego domu.
Teraz właśnie przyjął ją ten dom ukochany zpowrotem. Pięć lat, do roku 1830, rodzeństwo spędza razem. Po południu urządzają przedstawienia i piszą powieści. Dochowały się kajeciki Karoliny, wypełnione drobnem pismem, zawierające całe cykle powieści, systemem Balzaka, który właśnie zaczynał swoją Komedję ludzką (Karolina naturalnie nie wiedziała wtedy nic o nim, a nie znała go i potem), systemem niejako przez nią przeczuwanym, toczące się koło jednych i tych samych postaci. Po r. 1830 znowu szkoła. Jest to pensja panny Wooler w Roe Head. Epizod to pełen znaczenia dla twórczości Karoliny. Krajobraz z Roe Head jest tłem powieści Shirley; zasadniczy motyw tej powieści, sabotaż z 1812-13, jest bezpośrednio związany z tą okolicą; opowiadała o tem na tle swoich wspomnień miss Wooler. Ważniejsze od motywów literackich były przyjaźnie. Jedna z przyjaciółek, Mary Taylor, wprowadza Karolinę do swej rodziny i ta rodzina, pod nazwiskiem Yorków, znajdzie się w Shirleyu jako typowa dla tamtych okolic rodzina średnio-ziemiańska, zainteresowana w uprzemysłowieniu kraju, szczegół dla okresu Karoliny Brontë bardzo żywotny. Druga przyjaciółka, Ellen Nussey, jeszcze jest bliższa Karolinie; korespondencja z nią jest ważnym dokumentem w historji rozwoju powieściopisarki. Przyjaźni tej nie osłabił fakt odrzucenia przez Karolinę oświadczyn ze strony brata Ellen, młodego duchownego. Według wszelkich danych Henryk Nussey jest pierwowzorem Januarego Riversa z ostatniego epizodu Jane Eyre, jako trio panienek z tego epizodu: Jane i siostry Rivers są wspomnieniem stosunku trzech przyjaciółek z pensji panny Wooler.
I znów po dwóch latach pensji pobyt w domu. Karolina ma lat szesnaście. Jest za młoda na nauczycielkę prywatną, dokształca się w domu, uczy się rysować (refleksem tego są niezbyt fortunne kompozycje Jane Eyre) i pisze — teraz przedewszystkiem wiersze. Zwraca się z prośbą o ocenę do ówczesnego poety laureata, cenionego choć nie genjalnego poety, Southeya, dobrego krytyka; odpowiedź wypada dodatnio, ale nie zachęca do dalszej pracy. W roku 1835 pierwsza posada — Karolina zastąpuje swoją dawniejszą przełożoną w niewielkiej pensji w Roe Head. Bawi przy niej z początku Emilja (którą jednak nostalgja pcha do domu), potem Anna. W r. 1838 przychodzi chwila rozbicia domu. Emilja pozostaje w Haworth, Anna bierze posadę, której przeżycia opowie wkrótce w powieści Agnes Grey. Karolina dostaje miejsce guwernantki w domu niejakich pp. Sidgwick. Z czasów tej kilkomiesięcznej posady pochodzi owa sławna anegdota, jak to Karolinę uderzyło jedno z dzieci książką w czoło (reminiscencja tego zdarzenia jest w Jane Eyre), jak Karolina zatuszowała tę sprawę niewinnem kłamstwem i wywołała odruch wdzięczności w dziecku, które rzuciło się jej na szyję z okrzykiem: „Jak ja panią kocham!” i jak na ten naturalny odruch dziecka matka obruszyła się cierpką uwagą: „Ale, dziecko, kochać guwernantkę?” Anegdota ta, opowiadana przez samą Karolinę Elżbiecie Gaskell (współczesnej powieściopisarce, pierwszej biografce Karoliny), przedstawia symbolicznie ciężkie położenie tej masy kobiet, których jedyną alternatywą w kwestji utrzymania się przy życiu było wtedy: albo wyjść zamąż albo zostać nauczycielką prywatną. Brak innych środków intelektualnego zarobkowania dotykał warstwę kulturalnie świeżą. Ojcowie tych panien-guwernantek pierwsi dopiero dochodzili do stanowisk intelektualnych, stanowili warstwę średniej inteligencji, na którą i wtedy i długo jeszcze potem, niemal do Wielkiej Wojny, nie było miejsca w strukturze społecznej Anglji. Dla córek tych duchownych, lekarzy, właścicieli małych zakładów naukowych, skromnych prawników, jedynie nauczycielstwo prywatne otwierało drogę samodzielnej pracy. Karolina Brontë, poświęcając tej sprawie swą twórczość, ujmowała w ten sposób cały wogóle problem pracy kobiecej danej chwili. Kwestja wisiała w powietrzu. W r. 1848 uczyni zagadnienie wychowania i wykształcenia kobiety osią swego poważnego poematu Tennyson, uchodzący za nauczyciela swej epoki (The Princess); toż zagadnienie stanowi jeden z punktów programu grupy chrześcijańsko-społecznej, prowadzonej przez Karola Kingsleya i Fryderyka Denisona Maurice‘a. Maurice jest inicjatorem założenia seminarjum dla nauczycielek prywatnych. I tak powstaje pierwsze wzorowe seminarjum żeńskie w Anglji The Queen’s College for Ladies w 1849 r., w dwa lata po ukazaniu się Jane Eyre.
Powieści Karoliny Brontë nie są jednak tendencyjne. Nie mogła ich zrobić takiemi autorka, która sama przeżyła omawiany problem. Osobiste przeżycie nie pozwala na doktrynerstwo tendencji. Właśnie z połączenia osobistego przeżycia z ogólnym problemem powstają dzieła wielkie, a do nich należy niezaprzeczenie Jane Eyre. Przeżycie doli guwernantki, w którem najważniejszym był fakt świadomości, iż doli tej nie można było zmienić, bolesne poczucie niemocy, musiało z natury rzeczy być o wiele intensywniejsze w duszy autorki, niż w duszy przeciętnej ówczesnej młodej panny w takiej samej sytuacji. Poczucie marnowania czasu na szycie bielizny dziecinnej i cerowanie pończoch swych wychowańców było tak samo ciężkie dla niej jak świadomość, iż nie może zdobyć się na dobry humor, który według jej słów „należy, zdaje się, do warunków, nabywanych za pensją guwernantki“. Z tego łamania się z rzeczywistością wypływa też charakter powieści Karoliny Brontë — powieściopisarka, poruszając sprawą intelektualnej pracy kobiecej, przemienia ją w problem zmagania się z rzeczywistością ze strony kobiety młodej, impulsywnej, pragnącej samodzielności dla swego wyrazu. Problem to wieczysty i zapewnia jej powieściom, zwłaszcza Jane Eyre, wieczną trwałość.
Także i druga posada, o wiele lepsza pod względem serdeczności stosunków, nie mogła naturalnie zadowolić Karoliny, dążącej do samodzielności. Dla ratowania się postanowiła założyć w Haworth razem z siostrą niewielki pensjonat dla panien. Żeby zaś uzyskać moment, przyciągający panienki do planowanej szkoły, postanowiły zapewnić przyszłym uczennicom doskonałą francuszczyznę i w tym celu udały się obie z Emilją do Brukseli dla wyspecjalizowania się w tym języku. W ten sposób doszła do skutku jedyna „przygoda“ Karoliny, jej dwuletni pobyt w Brukseli. Nie trwał on bez przerwy. W końcu pierwszego roku umarła niespodziewanie ciotka, — po pogrzebie jej powróciła do Brukseli już tylko Karolina, i to nie w charakterze uczennicy, ale jako nauczycielka języka angielskiego na pensji pp. Héger.
Pobyt ten przyniósł jej bardzo wiele. Pierwszy raz żyjąc dłużej w otoczeniu odmiennem niż dotychczasowe, uzyskała możność punktów porównania, których jej dotąd brakowało. Więcej jednak jeszcze wpłynęła na nią znajomość z p. Héger, jej nauczycielem języka francuskiego, człowiekiem bardzo wykształconym, dobrym pedagogiem i literatem, o żywym umyśle gallickim, który pojął odrazu wysoką intelektualną wartość swej dziwnej uczennicy. Emanuel Paul z Villette jest podobno jego doskonałym portretem, jak znowu niezbyt pochlebnym portretem pani Héger jest Mme Beck, właścicielka pensjonatu, z tejże powieści. Na ujemny jej rysunek wpłynęła niechęć Karoliny do katolicyzmu, który wydawał się jej kierowany wyłącznie przez jezuitów, nie cieszących się uznaniem współczesnej Anglji. Trzeba sobie przypomnieć, że lata pracy twórczej Karoliny Brontë to okres sporu między odradzającym się w Anglji katolicyzmem a zamierającym powoli anglikanizmem. Są to lata ruchu oksfordzkiego, obfitego przechodzenia na katolicyzm za przykładem późniejszego kardynała Newmana, byłego kapłana anglikańskiego. Polemika na tem tle dochodziła do ostrych starć (występy Kingsleya przeciw Newmanowi) i stosunek Karoliny do katolicyzmu jest zupełnie wytłumaczony nastrojem jej okresu. Nie wpłynął zaś na ujemny rysunek pani Héger, nie wpłynął na pewno, stosunek osobisty, z początku dobry, potem chłodny, nie wpłynęło uczucie niechęci za to, że była żoną nauczyciela Karoliny. Bo jednak — choć tylko nieśmiało możemy twierdzić — w sercu Karoliny obudziło się uczucie do pana Héger. Niewypowiedziane nigdy wprost, przebija ono wyrazem uległości — dziwnej u tak samodzielnej istoty, jaką była Karolina Brontë — w tonie jej kilku listów, pisanych do p. Héger po powrocie do Anglji. Uczucie to pozwoliło jej przeżyć jedno z najpotężniejszych wrażeń: cierpienie miłości, której nie wolno się spełnić. Tragedja Jane i Rochestera tutaj ma prawdopodobnie swe źródło.
Bruksela dopełniła wykształcenia Karoliny jako nauczycielki, kobiety i powieściopisarki. Z tych trzech stron życia tylko ta ostatnia miała wkrótce osiągnąć swój szczyt. Ale jeszcze kilka lat ciężkiej wędrówki do szczytu czekało prawie trzydziestoletnią już kobietę. Pięknie wydrukowany prospekt nowej szkoły pozostał jedynie dokumentem, nie ściągnął ani jednej uczennicy. Męczące bezrobocie wypełnione jest przytem bolesnym widokiem rozkładu moralnego ukochanego brata. Zawody życiowe, niepohamowany temperament, zdolności wielkie, ale nieumiejętnie kierowane i nieujęte, sprowadziły Branwella z drogi pracy; po kilku posadach coraz to gorszych wraca on do domu, obciążony delirium tremens. Niezawodnie znajomość brutalnej strony życia, taka, jaką widzimy u Rochestera, jest skutkiem obcowania Karoliny z tym tak kochanym gorąco, nieszczęśliwym bratem, ofiarą zdolności, nieopanowania i warunków życiowych.
Trzy siostry są znowu razem i razem występują na scenę poezji pod pseudonimami Currer, Ellis i Acton Bell (zachowując je i w późniejszej twórczości), jako autorzy zbiorowego tomiku poezyj w r. 1846. Krytyka przyjęła tomik przyjaźnie, publiczność nie czytała go wcale. Impreza przyniosła zamiast spodziewanego dochodu materialnego tylko straty, tak iż młode trzy poetki, mające już w biurkach gotowe powieści do druku, były zmuszone szukać na nie nakładców. Sprawa była niełatwa. Wreszcie Wuthering Heights Emilji i Agnes Grey Anny znalazły nakładcę na bardzo złych warunkach; The Professor Karoliny wędrował dalej od jednej firmy do drugiej. Aż zupełnie niespodziewanie z nowej wtedy firmy nakładowej Smith i Elder przyszła pełna nadziei odpowiedź: przesłany rękopis jest za krótki na gust publiczności; jeśli jednak „autor“ ma powieść trzytomową, to firma podejmie się nakładu. W ciągu kilku tygodni znalazł się rękopis Jane Eyre, gotowy już w chwili owej odpowiedzi prawie zupełnie, w kancelarji firmy Smith i Elder. W kolejnych trzech wieczorach przeczytali go, pochłonięci impetem nowego talentu, kierownik literacki firmy, kierownik handlowy p. Taylor (który potem oświadczył się o rękę Karoliny, ale podobnie, jak dwaj poprzednicy, nie zyskał jej uczucia) i wreszcie sam właściciel p. Jerzy Smith, który niedowierzał entuzjastycznym pochwałom swych pomocników. Powieść została zakupiona, wydana w ciągu sześciu tygodni i w ciągu następnych sześciu tygodni wyprzedana w pierwszym nakładzie całkowicie (1847).
Krytyka, uznająca wielki talent „autora“, czyniła jednak zastrzeżenia co do moralności treści. To stanowisko krytyczne jeszcze się zaostrzyło, gdy zaczęto dowiadywać się prawdy, iż powieść wyszła z pod pióra kobiety. Uważano, że Rochester, bigamista w intencji, nie został dostatecznie ukarany — nie traci bowiem kobiety, którą kochał, lecz przypadkowo nabawia się kalectwa. Ale właśnie ten zarzut stwierdza tragiczność pomysłu powieściopisarki. Nie istnieje możliwość wydania sądu bezsprzecznego, czy jest czy niema winy w tej sprawie. Jest to konflikt uczucia, mocniejszego niż śmierć, z układem stosunków społecznych, naogół słusznym, ale w tym indywidualnym wypadku niesłusznym; jest to walka namiętności istotnej, obejmującej całego człowieka z ciałem i duszą, z przeszkodą, tylko formalnie istotną, a jednak nie dającą się usunąć. Wina Rochestera jest pomniejszona do możliwie szczupłych rozmiarów, jeżeli wogóle istnieje. Miłość do Jane odkupuje jego złe życie, któremu on tylko pośrednio był winien, i jego czyn ratowania żony trzeba przypisać wpływowi uczucia do małej nauczycielki. Rysunek Rochestera i Jane — jakkolwiek mógłby być z punktu widzenia moralności społecznej traktowany — pokazuje nam głębokie wniknięcie w pasję serca ludzkiego, w namiętność mężczyzny i kobiety. Jest to owo zrozumienie pierwotności instynktów (cechujące przedewszystkiem Wuthering Heights), wyniesione przez siostry pisarki z zasłuchania się w szum wiatru górskiego, z obcowania z surową naturą rodzimych pagórków, z sieroctwa, w którem się chowały, z samotności i samorodności genjuszu. Stąd płynęła owa śmiałość w wypowiadaniu się, śmiałość, co tak przerażała, choć zachwycała zarazem pierwszych czytelników ich powieści. Z obcowania z pierwotną naturą płynie też główny motyw w zakończeniu powieści, motyw telepatji. W literaturze świata jest to jeden z nielicznych przykładów użycia tego motywu w powieści w sposób przekonywający.
Drobne niezręczności w konstrukcji powieści zasłaniała krytyce współczesnej, jak i zasłania dzisiejszemu czytelnikowi, prawda przeżycia, zawarta w poszczególnych epizodach powieści, których wewnętrzna budowa jest arcydziełem. Powodzenie też było słuszne; przyniosło jej cały szereg najlepszych i najmilszych przyjaźni literackich, jak: wielkiego powieściopisarza Thackeraya, Elżbiety Gaskell, historyka filozofji G. H. Lewesa i inn. Powodzenie to pozwoliło jej też pracować spokojnie nad następną powieścią i przetrwać, stworzywszy dla autorki cel bytu, straszny rok 1848—49, znaczony kolejnemi zgonami trojga rodzeństwa, zakończony jej zupełnem osamotnieniem przy boku starego ojca. Ślady cierpienia i smutku widnieją bardzo wyraźnie na tej powieści, której bohaterka, Shirley, jest wyidealizowanym portretem Emilji. Po tej powieści przyszły lata względnie szczęśliwe, a przynajmniej spokojne. Odwiedziny w Londynie, Manchesterze i u znajomych przerywają od czasu do czasu samotne życie w Haworth, które zaczyna nieco dolegać powieściopisarce. Powoli powstaje trzecia powieść — Villette. W niej osądziła autorka samą siebie dość surowo, dając w ten sposób zadośćuczynienie za wyidealizowanie autoportretu w Jane Eyre. Sposobem, stosowanym dość często w autobiograficznych utworach, Karolina rozdwoiła siebie, przeciwstawiając swej prawdziwej istocie istotę własną wymarzoną. Mała Polly Home, która w naszych oczach wyrasta z poważnego dziecka na panienkę, umiejącą godzić powagę życia z głębią uczucia, jest jej ideałem — ale tego ideału nie spełnia Lucy Snowe, szukająca niespokojnie ostoi życia, w której rysunku autorka zawarła autokrytykę. Zakończenie powieści jest wbrew zasadzie, obowiązującej wtedy angielską twórczość, smutne. Emanuel Paul ma powrócić po kilkoletnim pobycie z kolonij do kraju, aby się z Lucy, czekającą na niego, ożenić, ale ginie w katastrofie okrętowej. Karolina Brontë nie umiała rozminąć się z prawdą życia i swój stosunek uczuciowy do p. Héger zakończyła akordem smutnej rezygnacji na ostatniej stronie Villette.
Powieść ta przyniosła jej zupełne wyzwolenie od uczucia, jeżeli ono jeszcze istniało w czasie tworzenia, i kiedy po dłużej trwającem staraniu się o jej rękę ze strony wikarego z Haworth, Artura Bell Nichollsa, i po pokonaniu oporu ojca, zawarła z p. Nichollsem ślub w czerwcu 1854, poczuła się po raz pierwszy w życiu szczęśliwa. Ale szczęście nie trwało długo. Po krótkiej chorobie, po kilkotygodniowem osłabieniu, zasnęła spokojnie w dniu 31 marca 1855 r. Widocznie spełniła już swoje zadanie wypowiedzenia bólu, zmagania się samodzielnej, pełnej pasji, duszy kobiecej z otaczającym światem. Wielki pisarz, wielki znawca życia moralnego i społecznego, wielki jej przyjaciel, Thackeray, podziwia w pośmiertnem o niej wspomnieniu „jej płomienną miłość prawdy, odwagę, prostotę, oburzenie na krzywdy, żywe współczucie, spokojną a głęboką miłość i poszanowanie, pełen pasji, jeżeli się można tak wyrazić, honor kobiety“. Kto to zawarł w swojem dziele — a zawarł naprawdę — ten wypełnił dobrze i całkowicie zadanie wielkiego artysty.