[108]
Dziwny sen miałem z wieczora...
Trwał jakby przez wieczność całą:
Tyś była falą jeziora,
Ja byłem nadbrzeżną skałą.
Nie żałowałem tej zmiany,
Żem skałą, a nie człowiekiem:
Marzyłem, żem jest kochany...
A wiek przemijał za wiekiem.
Nie żałowałem, że głuchy
Głaz nic powiedzieć nie może:
Mówiły ze sobą duchy —
Jam niebo widział w jeziorze.
Tyś zawsze padała drżąca
Na moje piersi z granitu,
Złączona wśród lat tysiąca
Węzłami wspólnego bytu.
[109]
Kruszyłaś kamienne łono:
A jam się cieszył z zniszczenia,
Bo przeczuwałem spełnioną
Dolę zimnego kamienia.
Wiedziałem, że gdy do końca
Zamiary przywiedziesz zdradne —
Żegnając gwiazdy i słońca,
W objęcia twoje upadnę.