Dzwony (W dali żaglowiec...)
DZWONY.
W dali żaglowiec — biała mewa...
Wieże cyprysów na tle zorzy...
Domierający gwar ulicy...
Biały kwiat figowego drzewa
Tuż u zielonej okiennicy...
Liście traw pełzną szkarłatem...
Wieczorny wczas.
W okno uderza pomruk dzwonów,
Duszę do cichych słów pokorzy,
Przywodzi na myśl litanię zgonów...
Drzewa białe, osypane kwiatem...
I wy kwitniecie — dwoje was —
Dzwony biją — —
Idę za waszym pogrzebem —
Wszystko jest piekłem i niebem —
Albo wy za pogrzebem moim —
Kiedyż z tą myślą się oswoim?
Dzwony biją — —
Jak dziwne obrazy się wiją...
„Umarł śmiercią zaszczytną,
Przeszedł do kraju cieni,
Stał się, jak one, niemy.
Połóżcie nad nim znak
Pamiętny,
I niech mu nic nie zmąca cisz“.
Cyprysy idą w wyż —
A drzewa białe kwitną...
Umrą na późnej jesieni —
I my pomrzemy...
Tak, tak —
Pomrzemy...
Jeden ton — sygnaturka — smętny —
To pamięć —
Ustanie —
I oto skończyło się granie.
Drzewa białe
I biała śmierć — —