Emigracja — Rok 1863/Pięciu poległych 27 lutego 1861

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Emigracja — Rok 1863
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1920
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Pięciu poległych 27 lutego 1861.

W Warszawie teraz pochody, pochody, pochody, nabożeństwa pamiątkowe, procesje z krzyżem i chorągwiami, śpiewy, coraz częściej manifestacje uliczne.
Namiestnik nic nie mówi na to wszystko. Wolałby, żeby tego nie było, wolałby, — lecz wojować tak mu się nie chce. Na polu bitwy był zawsze odważny, ale wobec modlitwy, bezbronnego tłumu — stary już książę Gorczakow.
A Warszawa znów taka inna, zmieniona, prawdziwa z niej syrena. Obchodziła uroczyście 30-letnią rocznicę powstania listopadowego, a teraz chociaż zima modli się i śpiewa głośno na ulicy:

„Boże Ojcze! Twoje dzieci
Płaczą, żebrzą lepszej doli,
Rok po roku marnie leci —
My w niewoli! My w niewoli!“

I zawsze ten sam nieśmiertelny hymn:

„Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Ojczyznę, wolność racz nam wrócić, Panie“!

Zapomnieli zupełnie, że przed 30-u laty inaczej to śpiewać kazano.
Towarzystwo Rolnicze nierade tym manifestacjom. Hrabia Andrzej Zamoyski, zasłużony ojczyźnie patrjota, woli drogę cichej, użytecznej pracy, boi się głośnych haseł, nie chce wyzywać wroga, bo kraj do walki nieprzygotowany, a rozbudzony zapał niełatwo potem opanować.
Młodzież jednak sądzi inaczej i zarzuca Towarzystwu Rolniczemu, że nie skończyło dotąd z uwłaszczeniem chłopów. O przeszkodach ze strony rządu mało wiedzą, więc ich gniewa ta ciągła zwłoka: co tu radzić, niech się zabiorą do czynu, i stanie się, co się stać musi!
Rozumieją to członkowie Towarzystwa i wielu chciałoby tak samo, ale chodzi o to, aby działać zgodnie, aby wszyscy zdobyli się na krok stanowczy.
W wielkiej sali pałacu namiestnika na Krakowskiem Przedmieściu posiedzenie. Zjechało się tym razem bardzo wielu obywateli, nie brak wśród członków lekarzy, prawników, literatów, inteligencji, bo Towarzystwo nie z samych rolników się składa: skupili się tu wszyscy, którzy pragnęli gorąco pracować dla ojczyzny. Nie przyjęto jednego tylko wybitnego człowieka, margrabiego Wielopolskiego, za jego przekonania polityczne.
Zebranie dzisiaj bardzo ożywione. Z jednej strony chcą skończyć ze sprawą włościańską: musi powstać uchwała jednomyślna, którejby rząd nie odrzucił, i któraby pozwoliła reformę rolną przeprowadzić.
A z ulicy dochodzą niespokojne wieści.
Już onegdaj, 25 lutego, w rocznicę bitwy grochowskiej, na Starem Mieście zebrała się ludność, by ogromnym pochodem wyruszyć za Wisłę i podobno zawezwać Towarzystwo, aby połączyło się z nimi.
Rozpędziła ich jednak policja, Kozacy i jazda. Po raz pierwszy Gorczakow chciał przeszkodzić manifestacji. Oberpolicmajster sam zajechał w swojej karjolce na rynek, lecz o tem mówi śpiewka:

Na Starem Mieście, przy wodotrysku,
Generał Trepow dostał po py — !


Obrzucono go błotem, kamieniami, musiał zmykać. Za to Kozacy nie żałowali nahajek, konnica biła szablami, tłum musiał się rozproszyć.
Nie dali jednak za wygraną. W dwa dni potem, dziś właśnie, jeszcze liczniejszy pochód wyszedł rano z kościoła Karmelitów na Lesznie i łącząc się z innemi, rosnąc ciągle, od rynku Starego Miasta przez ulicę Święto Jańską płynął na plac Zamkowy.
Tu zastąpili mu drogę Kozacy i wojsko.
Stoją naprzeciw siebie.
Na Pragę ich nie puszczą, to już pewna, ale niechby choć doszli przed pałac namiestnika, na zebranie Towarzystwa Rolniczego. Chcą mu po bratersku swoje życzenia wyrazić. Inni szepczą, że Towarzystwo otoczone wojskiem, że się obawia braci. Czy to prawda?
Na Krakowskie Przedmieście można dostać się inną drogą, więc chociaż tłum na placu stoi nieruchomy, na Krakowskiem Przedmieściu zbiera się już nowy. Z kościoła Bernardynów właśnie wychodzi pogrzeb. Ścisk wielki, bo wówczas miejsce skweru zajmowały tu jeszcze domy, ulica była ciasna.
Gdy ruszył z miejsca kondukt pogrzebowy, a za nim tłum, rzucili się wściekle Kozacy, bijąc nahajkami, przyczem krzyż został złamany, i na pamiątkowych medalikach z powstania ten krzyż złamany widzimy.
Karawan skręcił prędko w ulicę Podwale, a tłum znów stoi, głuchy na groźby, wezwania.
Wtedy generał Zabołockij przeprowadził oddziałek wojska przez ulicę Kozią i koło starej poczty zjawił się przed tłumem. Podobno z okien rzucono na niego kamienie.
W Towarzystwie Rolniczem odczytano wreszcie uchwałę, obowiązującą do uwłaszczenia chłopów, a że wieści z ulicy nadchodziły ciągle dziwne, niepokojące, więc zamknięto pospiesznie posiedzenie, aby wyjść i zobaczyć, co się dzieje.
Lecz trudno się przecisnąć przez zbitą masę ludu. Wtem — salwa karabinów, krzyk, popłoch, ucieczka — na bruku zostało pięć trupów, między niemi dwóch członków Towarzystwa Rolniczego.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.