Gdzież fantazjo moja, ulatasz, wybiegasz?...
Czyliż tam daleko, lepszy świat spostrzegasz?
Czyli już znudzona na ziemskim przestworzu,
Chcesz odpocząć sobie na wieczności morzu?... Śpiesz na bystrej łodzi W te dalekie kraje, Gdzie słońce nie wstaje, Ani nie zachodzi.
Tu, ziemia — bryła czarna, którą ogień boski
Na chwile opromienia, a ciemność zanurza,
Gdzie szczęście iskrą tylko, którą cierpień burza
Natychmiast gasi, zostawując troski;
Gdzie wspomnienie — jak anioł z niebios wypędzony,
Błąka się w koło ciebie, i na krótką chwilę
Pocieszy i rozrzewni — lecz wiatrem zdmuchniony
Ulata i utraca swe wdzięki motyle;
Gdzie miłość! — która w pierwszej młodości rozwiciu
Była twym ideałem, i z której tak dumny,
Nuciłeś boskie hymny — dziś, smutny, w ukryciu
Widzisz ją — jak świątyni złamane kolumny.
Gdzie wszystko, co na sobie bóstwa nosi znamię,
Co jest piękne i czułe — co jest skarbem duszy, —
Ledwie błyśnie dla człeka, wali się i łamie
I niknie, jak kwiat polny, gdy go chwast zagłuszy.
O! fantazjo moja! wybiegaj daleko,
Staraj się, to co ziemskie, od siebie odegnać;
Bo tu nic nie zostawiasz, z czem łzawą powieką
Mogłabyś się raz jeszcze na wieki pożegnać. Śpiesz na bystrej łodzi, W te dalekie kraje, Gdzie słońce nie wstaje Ani nie zachodzi. 1835 r.