[51]FARA.
Wiara gada z mem sercem w cichości kościoła,
Jak z dzieckiem gwarzy matka wieczorową dobą:
„Ocknij się — i wstań duchem!“ każdy kamień woła,
„Ocknij się i wstań duchem! owo bacz: Bóg z tobą!“
Z łukowego sklepienia wionął dech przeszłości
I poruszył skrzydłami chorągwiane chwasty,
I drgnęły w sarkofagach butwiejące kości,
I jęknęły: „O Marjo!“ marmurowe Piasty!
Tęczowe światła idą z szyb ujętych w ołów
I na cichych grobowców kładną się marmurze.
Smętny anioł tęsknoty — poeta aniołów —
Rozsypał kwiaty wspomnień: serc mistyczne róże!
Złota wizja mej duszy w prawdę się zamienia,
I wskrzesa to, co zmarło, jak w czarownej baśni:
Bóg ożywił postacie z farby i z kamienia,
Do śpiących rzekłszy: „Powstań!“ jak rzekł niegdyś: „Zaśnij!“
[52]
Lśknią od złota rycerze, Panny Marji służki,
I delij senatorskich krwawieją szkarłaty,
A ówdzie słodka buzia cudnej patrycjuszki,
A ówdzie butny rajca: Rzymianin wąsaty!
Z kazalnicy, jak prorok, złotousty Skarga
Błyskawicą olśniewa i przeraża gromem:
„Tedy, mówię, dłoń Pana mojem sercem targa,
Bom jest, jako ów strażnik nad ginącym domem!“
Woskowych świec płomienie cicho się kołyszą,
Na licach dziwnie chmurnych migając przelotem;
Owo, zda się, komety pod sklepieniem wiszą,
Ukrywając pioruny w łonie krwawo-złotem!
A cudowny Pan Jezus, ów z kacerskiej dłoni,
W dalekiej Norymberdze przez Baryczkę wzięty,
Przypomniał dzień Golgoty i dumając o Niéj,
Ciche z oczu przesmętnych ronić jął djamenty.
Skrzydła anioł tęsknoty roztoczył nade mną
I otom poczuł w sobie natchnienie od Boga.
I stało mi się widno, jak wprzód było ciemno,
I stanęła mi w słońcu ziemska ludów droga.
Bo choć noc sypać mroki poczęła na ziemię,
Jak strzały przedni łucznik wypuszcza z cięciwy,
Ów, na krzyżu rozpięty, w cierniowym djademie,
Jaśniał Chrystus: cudowny — wielki — miłościwy!