Fizjologja małżeństwa/Rozmyślanie XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Fizjologja małżeństwa
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Physiologie du mariage
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZMYŚLANIE JEDENASTE
O WYKSZTAŁCENIU W MAŁŻEŃSTWIE

Kształcić kobietę czy nie, oto całe zagadnienie. Ze wszystkich któreśmy dotąd poznali, ono jedno przedstawia tylko dwa krańcowe punkty widzenia. Wiedza i nieświadomość, oto dwie nie dające się pogodzić granice problemu. Między temi dwiema przepaściami majaczy nam postać Ludwika XVIII, jak, z filozoficznym spokojem, rozważa szczęśliwości wieku trzynastego, a niedole dziewiętnastego. Siedząc w samym środku huśtawki, którą umiał tak zręcznie poruszać swym ciężarem, ogląda na jednym jej końcu fanatyczne nieuctwo mnicha, tępotę przykutego do ziemi chłopa, błyszczące podkowy orszaku feudalnego pana, już, już zdaje mu się, że słyszy okrzyk: „France et Montjoie-Saint-Denis...“ Ale, w tej samej chwili, odwraca się i uśmiecha, patrząc na uroczystą minę mieszczucha, kapitana gwardji narodowej; na elegancki pojazd giełdowego ajenta; na skromny surdut para Francji który został dziennikarzem a syna oddał na politechnikę; na kosztowne materje, na dzienniki, maszyny parowe; i — popija spokojnie kawę z sewrskiej filiżanki, na której dnie błyszczy jeszcze wielkie N, uwieńczone koroną.
Precz z cywilizacją! precz z wolną myślą! to będzie twoje hasło. Winieneś ziać nienawiścią do wykształcenia kobiet, z przyczyny tak dobrze pojmowanej w Hiszpanji, iż łatwiej rządzić gromadą idjotów, niż narodem uczonych. Naród doprowadzony do ogłupienia jest szczęśliwy: jeżeli nie ma poczucia wolności, nie ma w zamian jej burz i niepokojów. Żyje życiem polipów na dnie morskiem; jak one, może się dzielić na dwie lub trzy części; każda część jest wciąż jeszcze pełnym i żywym narodem, którym może rządzić pierwszy lepszy ślepiec zbrojny pastorałem.
Cóż sprawia ten cud? Niewiedza: dzięki niej jedynie utrzymuje się despotyzm; trzeba mu ciemności i milczenia. Otóż, szczęście w małżeństwie jest, jak w polityce, szczęściem negatywnem. Przywiązanie ludów do króla w absolutnej monarchji jest może mniej przeciwne naturze, niż wierność żony mężowi wówczas gdy już nie łączy ich miłość: wiemy zaś, iż, w twojem małżeństwie, miłość postawiła już nogę na obramieniu okna, gotowa do odlotu. Musisz zatem, chcąc czy nie chcąc, wprowadzić owe zbawienne środki ochronne, zapomocą których pan de Metternich przedłuża swoje status quo; ale radzimy ci stosować je jeszcze zręczniej i dobroduszniej, gdyż żona twoja jest przebieglejsza od wszystkich Niemców razem, a równie zmysłowa jak Włosi.
Będziesz więc starał się odsuwać jak najdłużej chwilę, w której żona zażąda książki. Przyjdzie ci to z łatwością. Zawczasu zaczniesz wymawiać pogardliwie epitet sawantka, a zapytany, wyłożysz jasno całą śmieszność kobiety chorującej na uczoność.
Później, będziesz jej często powtarzał, iż najmilsze i najsprytniejsze w świecie istoty znajdują się w Paryżu, gdzie kobieta nigdy nie bierze książki do ręki.
Że kobiety są jak ludzie dobrze urodzeni, którzy, zdaniem Maskaryla, umieją wszystko, nie ucząc się niczego;
Że kobieta, czyto w tańcu, czy wśród zabawy, powinna, na pozór nie słuchając prawie, umieć chwytać z rozmów inteligentnych ludzi owe gotowe frazesy, z których w Paryżu dudki klecą dowcip;
Że w tym kraju podaje się z ręki do ręki bezapelacyjne sądy o ludziach i rzeczach i że stanowczy tonik, jakim kobieta krytykuje autora, w puch rozbija dzieło, bagatelizuje obraz, ma większą doniosłość niż wyrok trybunału;
Że kobieta jest pięknem zwierciadłem, które samo przez się odbija najświetniejsze idee;
Że wrodzona inteligencja jest wszystkiem, i że to, czego można się nauczyć w świecie, kształci o wiele więcej, niż to, co się wyczyta w książkach;
Wreszcie, że czytanie pozbawia oczy blasku itd.
Pozwolić kobiecie czytać książki, które ją ciągną!... ależ to znaczy rzucić iskrę do prochowni; gorzej, to znaczy nauczyć żonę obchodzić się bez ciebie. Cóż bowiem czytają kobiety? Książki przepojone namiętnością, Wyznania Jana Jakóba, powieści, utwory najsilniej działające na ich wrażliwość. Nie lubią ani rozsądku, ani dojrzałych owoców. A czyż zastanowiłeś się kiedy nad zjawiskami wywołanemi przez tę poetyczną lekturę?
Powieści, a nawet, można rzec, wogóle książki, malują uczucia i fakty barwami o ileż świetniejszemi, niż te, które widzimy w naturze. Urzeczenie to wypływa nietyle z wrodzonej każdemu autorowi chęci okazania własnej doskonałości, rozwinięcia wyszukanych i wykwintnych myśli, ile raczej z nieuchwytnej pracy naszego umysłu. Losem człowieka jest oczyszczać i uszlachetniać wszystko, co wchłania w skarbnicę myśli. Która twarz, który pomnik nie wychodzą na rysunku upiększone? Dusza czytelnika współdziała w tym spisku przeciw prawdzie, bądź przez głęboką ciszę jaką się napawa, bądź przez płomienną wrażliwość odczuwania, lub czystość z jaką obrazy odbijają się w mózgu. Któż z nas, czytając Wyznania Jana Jakóba, nie wyobrażał sobie pani de Warens piękniejszą niż była w istocie? Zda się, jakgdyby dusza pieściła się kształtami, które niegdyś oglądała pod piękniejszem niebem; twory drugiej duszy są dla niej tylko skrzydłami, na których wzbija się w przestworza. Najdelikatniejszy rys udoskonala ona jeszcze, przyswajając go sobie na własność; najpoetyczniejsze wyrażenie, odbite w jej zwierciadle, staje się jeszcze czystszym obrazem. Czytać, znaczy niemal współtworzyć. Czyż te tajemne transsubstancjacje myśli są przeczuciem jakichś przeznaczeń wyższych niż doczesne losy? Czy mglistem wspomnieniem utraconego bytu? Jakiż on być musiał, skoro to, co z niego zostało, daje nam tyle upojeń?...
To też, czytając dramaty i powieści, kobieta, istota o wiele skłonniejsza od nas do podnieceń wyobraźni, musi doznawać upajających wzruszeń. Stwarza sobie idealne istnienie, wobec którego świat cały blednie; niebawem, zapragnie urzeczywistnić to życie pełne rozkoszy, czary jego przenieść na siebie samą. Mimowoli, przejdzie od ducha do litery, od duszy do zmysłów.
I ty byłeś na tyle naiwny, by przypuszczać, że towarzystwo, że uczucia człowieka takiego jak ty, który, przeważnie, ubiera się, rozbiera i.... itd., w obecności żony, będą mogły skutecznie walczyć z uczuciami, zawartemi w tych książkach; z urojonymi kochankami, na których stroju piękna czytelniczka nie dopatrzy dziury ani plamy?... Biedny głupcze! zbyt późno, niestety! na swoje i twoje nieszczęście, żona przekona się, iż bohaterowie poezji są w życiu równie rzadcy jak Apolliny rzeźby!...
Wielu mężów znajdzie się w kłopocie w jaki sposób żonom zabronić czytania; niektórzy będą nawet utrzymywali, iż czytanie ma tę zaletę, że przynajmniej wiedzą, co żony robią wówczas gdy czytają. Przedewszystkiem, dowiecie się w następnem Rozmyślaniu, do jakiego stopnia życie siedzące czyni kobietę wojowniczą; ale, czyż nigdy nie spotkaliście owych prozaicznych ludzi, którym udało się przywieść swoje biedne połowice do zupełnej martwoty, sprowadzając życie do jego mechanicznych objawów? Przysłuchujcie się rozmowom tych wielkich ludzi; uczcie się na pamięć wspaniałych wywodów, w których skazują na śmierć poezję i rozkosze wyobraźni.
Ale gdyby, mimo wszystkich wysiłków, żona upierała się czytać... daj jej natychmiast do rozporządzenia wszystkie książki, od abecadła jej malca aż do Renégo, książki jeszcze niebezpieczniejszej dla ciebie w jej rękach, niż Teresa filizofka[1]. Mógłbyś zaszczepić jej śmiertelny wstręt do czytania, podsuwając jej książki nudne, lub ogłupić ją doszczętnie zapomocą Marji Alacoque[2]. Szczotki pokuty, lub zbioru modnych piosenek z czasów Ludwika XV; ale później znajdziesz w tem dziele sposoby tak dokładnego wypełnienia czasu żony, że wszelkie czytanie stanie się niemożliwe.
A zresztą, gdy chodzi o to aby odciągnąć żonę od jej przelotnego zachcenia wiedzy, zważ tylko, jak olbrzymią pomocą w tej mierze jest dla ciebie dzisiejszy sposób wychowania kobiet. Spójrz z jaką godną podziwu biernością dziewczęta poddały się narzuconemu im we Francji systemowi nauczania. Wydajemy je na łup bonom, pannom do towarzystwa, guwernantkom, które, w miejsce jednej szczerej i prostej myśli, wpoją im dwadzieścia kłamstw zalotności i fałszywego wstydu. Dziewczęta wychowywane są jak niewolnice i wzrastają w przeświadczeniu, iż zadaniem ich na świecie jest naśladować swoje babki, hodować kanarki, suszyć zielniki, podlewać róże bengalskie, wyszywać na krosnach i haftować kołnierzyki. To też, o ile w dziesiątym roku życia dziewczynka przewyższa chłopca żywością i sprytem, w dwudziestym staje się nieśmiała i niezaradna. Będzie się lękać pająka, szczebiotać bezmyślnie, myśleć o szmatkach, mówić o modach; nie będzie w niej materjału ani na troskliwą matkę, ani na wierną żonę.
Oto droga, którą ją prowadzono: nauczono ją malować różyczki, haftować chusteczki: — praca warta ośm su dziennie. Poznały historję Francji z pana Ragois, chronologję z Tabel obywatela Chantreau, a młodej jej wyobraźni pozwolono się wyburzyć w nauce geografji; wszystko w tym celu, aby osłonić serduszko przed niebezpieczeństwem. Ale, równocześnie, matki, nauczycielki, powtarzały im niestrudzenie, że cała wiedza kobiety mieści się w sztuce noszenia owego figowego listka, który wdziała matka nasza Ewa. Piętnaście lat, powiada Diderot, nie słyszy nic innego, niż: „Moje dziecko, listek figowy leży niedobrze; moje dziecko, listek figowy jest ci dziś bardzo do twarzy; córeczko, czy nie byłoby lepiej włożyć go tak a tak?“
Utrzymuj zatem żonę w tym pięknym i szlachetnym zakresie wiadomości. Gdyby przypadkiem zapragnęła mieć bibljotekę, kup jej Florjana, Malte-Bruna, Świat Wróżek, Tysiąc i jedną noc, Różyczki Redouté’go, Obyczaje Chin, Gołąbki pani Knip, wielkie dzieło o Egipcie, i t. d. Słowem, idź za roztropną radą księżniczki, która, słysząc o rozruchach spowodowanych drożyzną chleba, spytała: „Czemuż nie jedzą biszkoptów?...“
Może, któregoś wieczoru, żona uczyni ci wymówkę że jesteś zasępiony i milczący; może powie ci kiedy że jesteś milusi, gdy popełnisz kalambur; ale to są tylko drobne ułomności naszego systemu. Cóż ci szkodzi zresztą, że wychowanie kobiet we Francji jest najzabawniejszą niedorzecznością i że, dzięki temu małżeńskiemu obskurantyzmowi, znajdziesz się z lalką w rękach zamiast kobiety? Skoro nie masz dość odwagi, aby podjąć piękniejsze zadanie, czy nie lepiej dla ciebie wlec żonę ubitą i pewną kolejką, niż odważyć się ją wieść nad strome otchłanie miłości? Ma być wprawdzie matką, ale wszak tobie nie zależy na tem aby być ojcem Grakchów, ale, aby być rzeczywiście pater quem nuptiae demonstrant: zatem, aby ci dopomóc w tem przedsięwzięciu, winniśmy uczynić z tej książki arsenał, w którym każdy, zależnie od charakteru żony i własnego, znalazłby broń do zwalczania straszliwego ducha Zła, zawsze gotowego obudzić się w duszy małżonki. Zresztą, wszystko zważywszy, wobec tego że ignoranci są najzaciętszymi wrogami wykształcenia kobiet, wierzymy, iż Rozmyślanie to stanie się brewjarzem większości mężów.
Kobieta, która otrzymała męskie wykształcenie, posiada niewątpliwie przymioty umysłu bogate w szczęście dla niej i dla męża; ale taka kobieta jest zjawiskiem rzadkiem, jak samo szczęście; jeśli zatem nie posiadasz takiej istoty, winieneś, w imię wspólnego dobra, trzymać żonę w sferze myśli w której się urodziła. Trzeba pamiętać i o tem, że nagłe wezbranie jej pychy może stać się dla ciebie zgubą, sadzając na tronie niewolnicę, której pierwszą chęcią będzie nadużyć władzy.
Ostatecznie, trzymając się systemu wskazanego przez nasze Rozmyślanie, człowiek wyższy potrzebuje tylko rozmienić swoje myśli na drobną monetę, jeśli chce porozumieć się z żoną, — o ile wogóle taki człowiek popełni tę niedorzeczność, aby zaślubić owo biedne stworzonko, miast pojąć młodą osobę, której serce i duszę poznał i wypróbował oddawna.
To ostatnie spostrzeżenie matrymonjalne nie ma bynajmniej zamiaru doradzać wszystkim ludziom wyższym, aby szukali wyższych kobiet: nie chcielibyśmy, aby ktoś tłómaczył sobie nasze poglądy na sposób pani de Staël, która zastawiała grube sidła na Napoleona. Te dwie istoty byłyby z pewnością bardzo nieszczęśliwem małżeństwem, a Józefina przedstawiała typ żony o ileż doskonalszy, niż ta virago dziewiętnastego wieku!
Och, nie! skoro kreślimy pochwalę tych wyjątkowych kobiet, tak szczęśliwie stworzonych przez przypadek, tak przednio ukształtowanych przez naturę, że ich dusza, choć pełna miękkości, umie się dostroić do surowego tonu wielkiej duszy człowieka w pełnem tego słowa znaczeniu, mamy na myśli owe szlachetne a rzadkie istoty, których wzór przekazał nam Goethe w Klarci w swoim Egmoncie. Myślimy o tych kobietach, które nie szukają innej chwały, prócz tej, aby dobrze pełnić swą rolę; które, z zadziwiającą podatnością, naginają się do pragnień i woli tych, których natura dała im za panów, wznosząc się naprzemian w bezkresy ich myśli, to znów zniżając się do tego aby ich bawić jak dzieci; rozumiejące i dziwactwa tych tak udręczonych dusz i najdrobniejsze słowa i przelotne spojrzenia; szczęśliwe z milczenia mężczyzny i szczęśliwe z jego wylania; pojmujące wreszcie, że rozrywki, poglądy i moralność lorda Byrona nie mogą być te same, co lada mydlarza. Ale stójmy, obraz ten odciągnąłby nas zbyt daleko od przedmiotu: mowa tu o małżeństwie, nie o miłości.





  1. René Chateaubrianda; Teresa filozofka tytuł głośnego rozwiązłego romansu.
  2. Głośna książka dewocyjna.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.