Flamarande/XVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Flamarande |
Data wyd. | 1875 |
Druk | A. J. O. Rogosz |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Flamarande |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Trzeci list pani de Montesparre brzmiał jak następuje: „Rolando, przebacz mi, byłam niesprawiedliwą, nierozsądną; obwiniałam cię, żałuję tego szczerze i proszę o przebaczenie. Wyspowiadałam łagodnie mego biednego chorego i wiem już całą prawdę, ona jest dla mnie bolesną ale ciebie uniewinnia. Byłaś namiętnie kochaną a nie domyśliłaś się tego. Nie powinnabym ci może mówić o tem, ale lubię jasno rzecz stawiać, a kiedym cię obraziła mojemi podejrzeniami, słuszną jest rzeczą, bym błąd mój naprawiła błagając o przebaczenie. Salcéde nie wie że piszę do ciebie, spodziewa się że nigdy nie dowiesz się o jego miłości; wolałby raczej umrzeć aniżeli dać ci to poznać. Nie ma żalu ani do mnie, ani do ciebie, ani nawet do pana Flamarande. Powiada że sam sobie winien. Okazywał mi serdeczną przyjaźń, której mi nigdy nie odbierze, a ciebie szanuje, poważa i.... uwielbia, czyż to jego wina? Po twoim odjeździe odemnie, chciał wejść do twego pokoju, nim zaczną go porządkować, albo nim zajmie go kto inny.
Ale przedstawiam go jeszcze więcej winnym niż jest rzeczywiście; bez żadnego zamiaru przechodził koło twego salonu, chciał tylko obaczyć twoje okna; były otwarte i spostrzegł przy świetle księżyca bukiet, któryś przed odjazdem miała w rękach, leżący na stole w małym salonie. Potrącił drzwi szklanne, wziął bukiet i nie przestąpił nawet progu twego pokoju, myślał że tam nie ma nikogo. Wychodził, gdy w tem twój mąż nadszedł i pomimo wszelkich przedstawień, naznaczył mu spotkanie w Paryżu. Salcéde bił się jak szalony który szuka śmierci. Nie znalazł jej — Bóg tego nie chciał. Pokazywał mi twój bukiet krwią jego zroszony.
O! jakżeś ty szczęśliwa, że posiadasz miłość takiego jak on człowieka! Ale jemu się zdaje że nim pogardzasz, i gdybym była egoistką, cieszyłoby mnie to, bo miałabym nadzieję uleczenia go fizycznie i moralnie.
Cokolwiekbądź, jestem przyjaciółką was obojga. Wezmę go do siebie jak tylko będzie mógł już jechać.
Przyszlij choć słówko dla niego, choć jedno słowo litości i przebaczenia. On tego nie żąda, nie marzy nawet o tem, ale strasznie się dręczy twojem położeniem. Boi się, aby cię mąż o lekkomyślność nie posądzał i żeby cię nie uczynił nieszczęśliwą. I ja się tego obawiam — pociesz mnie, błaga cię o to twoja
List ten w moich oczach usprawiedliwiał panią Flamarande zupełnie, ale hrabia był uparty.
Tym razem Salcéde miał rozum, rzekł do mnie. Przyznał się przed baronową do platonicznej miłości i pogodził się z nią zupełnie, zostawiając jej nadzieję, iż kochać ją będzie z wdzięczności. Berta nie jest dumną; przebaczy wszystko, byle się z nią ożenił.
Chce wmówić w Rolandę, że poświęca się dla niej, ale baronowa mniej jest do tego zdolną niż każda inna kobieta. Podrzyj ten list; odpowiedź nie byłaby szczerszą od zapytania. Nie chcę więcej tych kobiecych zwierzeń, — jest to podstęp, którym jednak oszukać się nie dam.
Po dwóch miesiącach otrzymaliśmy czwarty list datowany z Montesparre:
„Sprowadziłam go do siebie, gdzie znów był w niebezpieczeństwie życia. Teraz ma się trochę lepiej, ale nie jestem jeszcze o niego spokojna. Wspomnienie ojca i obawa, czy nie zakłócił twego domowego spokoju, przygnębia go, a ty okrutna Rolando nic mi nie odpowiadasz? Czy gniewasz się na mnie, czy nienawidzisz tego nieszczęśliwego, który umiera za ciebie; a może jemu przypisujesz złe obchodzenie się hrabiego z tobą! Jeśli tak jest rzeczywiście, może to on przejmuje moje listy. Wszak one cię usprawiedliwiają, a szczerości pierwszego wrażenia nie może hrabia zapoznać! Jeśli możesz napisz słowo tylko — jedno słowo „przebaczam“. On nie spodziewa się tego szczęścia, ale gdybym mogła pokazać mu to jedno słowo, pewna jestem, żebym go wróciła do życia. Nie miej fałszywego wstydu kochana Rolando, zapewne nigdy się już nie obaczycie i on zapomni o tobie, ale pomóż mi go uzdrowić. Odpowiesz za niego przed Rogiem!
I ten list zamknęliśmy w osobnej szkatułce. Pan Flamarande utrzymywał, że baronowa swoją szaloną miłością i usposobieniem romantycznem dąży koniecznie do zguby hrabiny. Teraz mnie już nie przekonał; pozwalał mi sprzeczać się z sobą i mówić co tylko chciałem na korzyść oskarżonej; ale na wszystkie moje przedstawienia miał jedną tylko uporczywą odpowiedź: — Niech tylko nie obaczy nigdy więcej Salcéde’a ani żadnego człowieka, któryby ją mógł zająć, a przedewszystkiem niech to dziecko przepada — a wtedy spodziewam się, że będę jej mógł przebaczyć.