Flamarande/XXXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Flamarande |
Data wyd. | 1875 |
Druk | A. J. O. Rogosz |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Flamarande |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zadrżała na te słowa, jak topola schwycona burzą; potem wymówiła z wielkim wysiłkiem:
— Dziękuję ci, Karolu. Widzę twoje dobre serce dla mnie, jestem ci wdzięczna za nie. Poddam się wszystkiemu z miłości dla Rogera. Powiedz to panu hrabiemu, i proś go niech mnie nie zabija.
— Lepiej byś pani hrabina zebrała siły, odpowiedziałem, i sama rozmówiła się z panem.
— Pójdę, odrzekła z silnem postanowieniem.
— Niech pani jednak zaraz idzie; nie trzeba zostawić mu czasu do postanowienia czegoś, bo gdy raz postanowi, żadne już prośby nie pomogą.
— Idę! Dziękuję ci raz jeszcze; ufam ci.
I biedna kobieta powlokła się do swego sędziego. Spodziewałem się zupełnego wyjaśnienia między nimi; gdyby nawet przyszło do najgwałtowniejszego starcia, nie miałoby to przykrzejszych następstw nad to ciągłe tajenie się jednego przed drugiem. Ale pani czy męża nie zrozumiała wcale, czy też nadto go zrozumiała, skończyła na samem przyrzeczeniu, że nic nie uczyni, coby się sprzeciwiało jego woli.
— Tylko na podstawie tej obietnicy, odpowiedział hrabia, pozwolę ci zabrać z sobą Rogera. Bądź pewna, że zależy mi tylko na twojem zdrowiu i szczęściu, i że postępując wbrew mojej woli, sama sobie najwięcej złego wyrządzasz.
Biedaczka przyrzekła być mu posłuszną i przygotowywała się do wyjazdu. Hrabia kazał mi jej towarzyszyć, ale prosiłem go, żeby mnie od tego uwolnił. Nie byłem pewny, czy pani wstrzyma się od zadawania mi pytań, a czułem, że w danym razie uległbym jej prośbom. Hrabia odgadł to może i zostawił mnie przy sobie. Przeznaczono Józefa do podróży z panią.
Sprzedaż Sévines odbyła się szybko. O ile pierwej hrabia wahał się z tem, o tyle teraz starał się jak najprędzej pozbyć tego majątku, chcąc uniknąć wszelkich dopytywań i wniosków, których był przedmiotem. Rozpaczliwe poszukiwania, któremi pani działała potężnie na wyobraźnię ludu, spowodowały większy jeszcze rozruch po jej odjeździe i dały początek różnym domysłom po okolicznych dworach. Ci co nie lubili hrabiego, a tych nieszczęściem było bardzo wiele, okrzyczeli go dziwakiem, i mówili, że chociaż pan Flamarande utrzymuje, że żona jego jest szaloną, bezwątpienia, o wiele jest jeszcze rozumniejszą od hrabiego. Twierdzili, że p. Flamarande zdolnym był do wykradzenia własnego syna swej żonie w celu robienia na nim prób wychowania podług jakiegoś systemu wymyślonego przez niego samego. Nakoniec śmierć Gastona uważana z początku za niespodziewane nieszczęście, stawała się teraz wątpliwą. Julja chętnie opowiadała wszystko co tylko wiedziała przed ludźmi niepowołanymi. Mówiła, że bała się zawsze hrabiego, rozwodziła się nad tajemniczem zniknięciem Zamora. Hrabia znudzony dochodzącemi go plotkami, przyspieszył sprzedaż majątku. Najprzód wywiózł ciała swoich rodziców, które wahał się złożyć w Normandji i nagle postanowił wywieźć je do Flamarande. — Chociażbym sprzedał kiedy Ménouville, rzekł do mnie, nie sprzedałbym nigdy tej nędznej skały Flamarande, mającej tylko dla mnie pewną wartość. Jedź tam, Karolu, każ odnowić kapliczkę stojącą u stóp wieżycy. Nadeszlę za tobą trumny i pomniki. Wynajdź mi pewnego człowieka, powóz kryty i mocne konie. Z przyjemnością podjąłem się tego nowego posłannictwa, ile że zapewniłem sobie przeto dwa albo trzy miesiące wolności. Potrzebowałem jej bardzo; czułem się blizkim jakiejś choroby. Pobyt w Sévines obrzydł mi. Hrabia miał tam jeszcze zostać do ostatecznego ukończenia targu, później wybierał się do żony i syna i mieli razem przepędzić lato nad jeziorem Trazimenu. W jesieni mieliśmy się wszyscy zjechać w Paryżu[1].
- ↑ Wg wydania książki z 1875 roku wydawnictwa Librairie Nouvelle w tym miejscu kończy się rozdział XXVII.