Flirt z Melpomeną/Hennequin i Veber, Czy jest co do oclenia?
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Flirt z Melpomeną |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska“ |
Data wyd. | 1920 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Z urzędu recenzenta jestem obowiązany zdać sprawę z wczorajszej sztuki; czytelnik bezwarunkowo ma prawo tego wymagać. Bywają jednak, doprawdy, tematy tak dziwne, że... Jak tu się wziąść do rzeczy? Najlepiej, w takich razach, uciec się do klasyków: tym szczęśliwcom wszystko wolno, wszystko im świat darowuje! Bliżej ciekawym tedy tego przedmiotu polecam odczytanie, w I księdze Prób Montaigne’a, rozdziału 20 (O potędze wyobraźni).
Otóż, hrabiego de Trivelin, w chwili gdy, luksusowym pociągiem, uwoził młodą żonę w podróż poślubną, zaskoczył, w lirycznym momencie, urzędnik komory, otwierając zupełnie nie w porę drzwi i pytając znienacka: „Czy jest co do oclenia?“ Od tego czasu, widmo owego celnika prześladuje nieszczęsnego nowożeńca. W jaki sposób rodzice, zawiedzeni w nadziei kołysania wnuków, zostawiają zięciowi trzy dni czasu na poprawę; w jaki sposób dawny i nieutulony w żalu konkurent panny młodej stara się tę poprawę udaremnić, uchylając zawsze, w chwili niebezpieczeństwa, drzwi, i rzucając, w słodkie półmroki sypialni, sakramentalne wyrazy: „Czy jest co do oclenia?“ to jeszcze, skupiwszy się dobrze, zdołałbym może wytłómaczyć; ale w jaki sposób, uświęconym farsowym obyczajem, wszyscy, absolutnie wszyscy, spotykają się, w 2 akcie, w buduarze wesołej Zézé, który, jakby umyślnie w tym celu, ma sześcioro drzwi; w jaki sposób p. Brzeski, wymierzywszy w p. Kalicińskiego futerał od cygarniczki w formie pistoletu, zmusza go do zdjęcia całego zwierzchniego ubrania i sam się w nie ubiera, zaś p. Kaliciński robi z kolei to samo z p. Czarnowskim, który następnie zjawia się w mundurze policyanta, tego ani rusz nie wyjaśnię, bo to już należy do zawodowych tajemnic spółki Hennequin i Veber. Spółka solidna, ale — „z ograniczoną poręką“: aż do śmiechu włącznie. Jestto, podobnie jak niedawno grany Dudek Feydeau, typowa farsa francuzka, z gatunku, który można nazwać ludowym; pozornie drastyczna, w gruncie bardzo niewinna; sięgająca tradycyami szerokich „trefności“ dawnych wieków i oddziałująca bezpośrednio a niezawodnie na naszą śledzionę, bez wciągania w grę intelektu i uczucia.