[108]VI.
Nazajutrz niebo świeciło pogodne,
Dzień był spokojny, słoneczny i cichy,
Morze wczorajszej pozbyło się pychy,
I fale gniewne stały się łagodne,
A zrozpaczonych podróżników koło
Znów na pokładzie śmiało się wesoło.
[109]
Do celu mego zbliżam się radosny;
Niekiedy wietrzyk lekkim tchnie powiewem,
Przenika w duszę melodyjnym śpiewem;
Zmierzam do kraju południa i wiosny.
Parowiec dotąd płynie już brzegami
Nieświadomego przestrzeń morska mami:
Sądzi: do brzegu podać można dłonie,
Myśli, że pływak będzie tam za chwile,
Nie wie: brzeg od nas oddzielają mile,
Pływak nim stanie, napewno utonie!
Na brzegach górskie piętrzą się tarasy,
Spadając w morze. Tam odwieczne lasy,
Porastające gór olbrzymie ściany
Zdala się zdają, jakby były mchami...
W środku ich czasem — otulona mgłami
Bieli się postać wyniosłej altany;
Czasem ze starej, granitowej skały
Krzyż cień swój rzuca na spienione wały;
Czasami klasztor w chmurach zawieszony,
Niebiosa bodząc wznosi złote krzyże:
Dalej od ludzi, a do Boga bliżej
Tam żywot pędzi mnich osamotniony.
Nadmorską nieraz ujrzysz tam latarnię,
Ku której statek w czas burzy się garnie.
[110]
I częstsze ludzkie stają się siedliska,
Na tle szmaragdów wdzięczą się już wille,
Zapraszając podróżnika mile...
Ostatnia meta mej podróży blizka!
I oto! widok czarownego grodu
W ramach wspaniałych rajskiego ogrodu.
Przedziwne miasto, jak wschodnia hurysa,
Na pół leżąca, na pół obnażona
Wabi mię, nęci do pysznego łona
Nadzieją pieszczot pod cieniem cyprysa,
I jest, jakoby zmartwychwstała Fryne,
Gdy opuściła kąpieli głębinę;
A pod nią barwne ścielą się makaty
Doliny wonnej, zamkniętej górami
Od trzech stron świata, jak gdyby murami,
Od wieków pilnie czyniącemi czaty...
I groźnie stoi łańcuch górski zwarty,
Jeno na morze widok tam otwarty!...
Tam porzuciłem fałszów ludzkich szczudła!
Tam przepędziłem życia chwilek parę!
Tam zanurzając ducha mego czarę,
Nektar czerpałem u przyrody źródła!